Inwazja Rosji na Ukrainę

Czekamy na cud w Ukrainie

W 1920 roku Polska powstrzymała hordy barbarzyńców przed zniszczeniem cywilizacji Zachodu. W 2022 roku ta rola przypadła Ukrainie. Czy będą mieli swoją bitwę-cud?

Tomasz Nowak
Kijów nad Dnieprem przed wojną, foto: Iurii Myronchyk z Pixabay

Na początku lat 90. dwudziestego wieku amerykański politolog Samuel Phillips Huntington stworzył teorię opublikowaną w artykule pt. „Zderzenie cywilizacji?”. Później rozszerzył ją w książce „Zderzenie cywilizacji i nowy kształt ładu światowego”. W tytule zrezygnował ze znaku zapytania, co miało oznaczać, ze upewnił się w swoich przekonaniach.

Huntington stworzył teorię geopolityczną po zakończeniu zimnej wojny i stwierdził, że polityka zostanie zdominowana przez starcia między cywilizacjami, między którymi toczyć się będą konflikty zbrojne. Źródłami konfliktów zbrojnych staną się różnice kulturowe wywodzące się z podziałów religijnych zamiast ideologicznych, a świat stanie się areną walk między głównymi dziewięcioma grupami do których zaliczył cywilizację: afrykańską, buddyjską, chińską, hinduistyczną, islamską, latynoamerykańską, japońską, prawosławną i zachodnią. Do cywilizacji prawosławnej zaliczył Rosję, Ukrainę, Białoruś, Mołdawię, Bułgarię, Macedonię Północną, Serbię i Grecję, a do zachodniej Europę Zachodnią i część wschodniej, większość Ameryki północnej, Australię, Nową Zelandię, Papuę-Nową Gwineę, Surinam, Gujanę Francuską i Północne Filipiny.

Uznał, że cywilizacja zachodnia traci wpływy i zasugerował ściślejszą współpracę między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Według niego powinno ograniczać się wpływy chińskie i islamskie, które są potencjalnym zagrożeniem dla Zachodu. Teoria zyskała na popularności po 11 września 2001 roku.

Zderzenie cywilizacji wpisuje się we współczesną debatę nad procesami i skutkami globalizacji. Daje argumenty zwolennikom, takim jak choćby Thomas Friedman czy Adrian Wooldridge, ale także kontestatorom w postaci alterglobalistów. Znajduje również potwierdzenie w świetle obecnej wojny rosyjsko-ukraińskiej, choć tu pokazuje także pewną niedoskonałość. Ponieważ na przykładzie tego konfliktu doskonale widać, że granice cywilizacji wytyczone przez Huntingtona są płynne, a idea wspólnej Europy silniejsza niż związki religijne wewnątrz cywilizacji prawosławnej. Historia pokazuje, że Bułgaria i Grecja już opuściły ten krąg, a Mołdawia jest na najlepszej drodze w tym samym kierunku.

Gdy we wrześniu 1920 r. podczas przemówienia na IX Konferencji Rosyjskiej Partii Komunistycznej Lenin powiedział, „że gdzieś pod Warszawą znajduje się nie centrum polskiego rządu burżuazyjnego i republiki kapitału, ale centrum całego współczesnego systemu imperialistycznego, oraz że okoliczności pozwalają nam wstrząsnąć tym systemem i prowadzić politykę nie w Polsce, ale w Niemczech i w Anglii”. Zapewne miał na myśli, że Polska jest granicą Europy. Gdyby przemawiał dziś, zamiast Warszawy musiałby wymienić Kijów.

Wojna polsko-rosyjska wybuchła, ponieważ bolszewicy chcieli wcielić idee rewolucyjne i komunistyczne w całej Europie. Po drodze byliśmy my. Nasza niepodległość znowu była zagrożona. Wiadomo jak to się skończyło. Polskie wojska stoczyły wiele bitew. Między innymi kontruderzenie znad Wieprza, bitwę pod Komarowem, bitwę nad Niemnem i największą, która przeszła do historii pod nazwą Cudu nad Wisłą. Ile w tym było cudu, a ile zaciętości żołnierzy i zdolności przywódczych kadry oficerskiej, zostawmy ocenie historyków. Ważne jest jedno, hordy radzieckie zostały zatrzymane, a Europa zaczęła ewoluować w kierunku, jaki znamy i lubimy.

Dziś mamy do czynienia z analogiczną sytuacją. Hordy radzieckie pod przywództwem opętanego manią wielkości wodza chcą odbudować wielkość Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Na drodze, podobnie jak my w 1920 r., stanęła im prawosławna Ukraina, która wbrew teorii Huntingtona czuje się Europą, o czym wyraźnie powiedziała podczas Euromajdanu. Teraz na ich barkach ciąży powstrzymywanie hord barbarii ze Wschodu. Oczywiście nie oznacza to, że swoje zrobiliśmy i możemy spocząć na laurach. Na szczęście nie spoczywamy. To byłoby tragiczne, a laurem mogłyby być okryte mary.

Ukraina walczy skutecznie, powstrzymując i odpierając kolejne zastępy „orków”. Robi to nie tylko, aby powstrzymać odbudowę ZSRR kosztem cywilizacji zachodniego świata, ale pokazuje także, że ma prawo do istnienia jako kraj i obrony własnych granic. Ukraińcy stoczyli już wiele bitew, przelali wiele krwi zarówno swojej, jak i wroga. Teraz potrzebny jest im cud na miarę tego nad Wisłą i nad którąś z ich pięknych rzek on się wydarzy dzięki ofiarności ich wojska i cywilów. To będzie kolejny cud zatrzymujący hordy barbarzyńców i miejmy nadzieję, że wraz z sankcjami i ostracyzmem zachodniego świata zniszczy ich ostatecznie.


Przeczytaj też:

Na Wschodzie bez zmian

Putin wyraźnie zawiódł media zawsze spragnione sensacji. Moskwa nie wypowiedziała wojny Ukrainie ani Zachodowi. Nie zafundowała swoim powszechnej mobilizacji. Świat odetchnął z ulgą, Rosjanie pewnie też. Niestety wystąpienie Putina wskazuje, że sytuacja jest gorsza niż myślimy.

Ukraina atakuje Rosję wolnością

Coraz częściej Ukraina atakuje terytorium agresora. Wybuchają składy paliw, amunicji i mosty kolejowe. To dobrze, choć jeszcze zbyt rzadko. Nic szybciej nie zmieni podejścia Rosjan do Putina, niż bomby wybuchające na progach ich własnych domów.

Wojna widziana z Brazylii

Tygodnie mijają, a to jednak nie sen i nie serial na Netflixie ani żadna wymyślona historia. To się dzieje naprawdę. To się dzieje obok mojego kraju, na terenach, gdzie kiedyś byliśmy razem.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę