Jak to się stało, że przygotowania do ataku na tak wielką skalę umknęły izraelskim tajnym służbom? Zwłaszcza że o planach Hamasu były one informowane przez służby egipskie? Czyżby wysokiej rangi funkcjonariusze Shin Bet, Mosadu i Amanu byli idiotami, którzy dostali swoje posady po znajomości lub z klucza politycznego? Czy też izraelskie tajne służby były tak wrogo nastawione do premiera Netanjahu, że uznały, że mogą wykorzystać Hamas w próbie jego obalenia? Na te pytania możemy nigdy nie poznać odpowiedzi. Niezależnie jednak od przyczyn gigantycznej wpadki tych służb faktem jest to, że Mosad będzie nazywany „najlepszym wywiadem świata” jedynie przez niedoinformowanych idiotów.
Dużo mocniej szokuje niekompetencja Izraelskich Sił Obronnych (IDF). Hamasowcy w ciągu jednego dnia nie tylko opanowali teren większy od samej Strefy Gazy i wtargnęli do centrum strategicznie ważnego miasta portowego Aszkelon. Nie tylko wzięli dużą liczbę zakładników i jeńców. Oni również bez większego trudu opanowali izraelskie bazy wojskowe położone przy granicy ze Strefą Gazy i zdobyli tam dużą ilość sprzętu wojskowego. Świat obiegły filmy przedstawiające izraelskie czołgi niszczone granatami zrzucanymi z dronów. Armia izraelska, jak widać, nie odrobiła lekcji wynikających z wojny na Ukrainie. Najwyraźniej uznała, że nie musi się niczego uczyć. Izraelscy generałowie myśleli pewnie, że kolejna wojna będzie polegała na tym, że znów kilka rakiet poleci z Gazy na Sderot, a oni odpowiedzą kilkoma nalotami. A przecież już wojna z Hezbollahem z 2006 r. była dla IDF ciężkim przejściem. Izraelskie czołgi były łatwymi celami dla rakiet szyickich dżihadystów, a jedna z izraelskich korwet też zaliczyła trafienie. Mocno szwankowała jakość wyszkolenia i dowodzenia w IDF. Wygląda na to, że wniosków z tamtej wojny nie wyciągnięto. A walki lądowe w zgruzowanych miastach Strefy Gazy na pewno nie będą łatwe, lekkie i przyjemne dla Izraelczyków. Wszak już w pierwszych dniach walk Izrael stracił w boju jednego generała i pułkownika będącego dowódcą elitarnej brygady Nahal. Młodzi chłopcy i dziewczyny, spędzający dotychczas czas w wojsku na nagrywaniu głupich filmików na TikToka, będą wracali do domu w trumnach.
Ta wojna jest również totalną kompromitacją izraelskiej dyplomacji. W ostatnich latach mocno starała się ona przymilać do Rosji i Putina. Uznawano, że Rosja pomoże rozwiązać problemy Izraela z Syrią, Hezbollahem i Palestyńczykami. Izrael nie udzielił z tego powodu żadnej znaczącej pomocy Ukrainie. I czym się to skończyło? Tym, że Rosja wyszkoliła hamasowców do zadania ciosu Izraelowi.
Ostatnią wojnę z równorzędnymi przeciwnikami Izrael wygrał w 1973 r. Niewiele go wtedy jednak dzieliło od militarnej katastrofy. Wojnę libańską wygrał jedynie w pierwszej fazie – inwazji. Strategicznie poniósł tam jednak klęskę w długoletniej wojnie asymetrycznej, prowadzonej przez Hezbollah. Konflikty toczone z palestyńskimi grupami zbrojnymi nie były wojnami z równorzędnymi przeciwnikami. Aż do dzisiaj. Taka jest miara degradacji strategicznej Izraela.