Zarka reprezentuje społeczność Żydów sefardyjskich, czyli tych, którzy zamieszkiwali dawniej tereny Bliskiego Wschodu, Bałkanów i Półwyspu Iberyjskiego (mieliśmy też Sefardyjczyków w Zamościu, sprowadzonych tam przez kanclerza Jana Zamoyskiego). Sefardyjczycy przez pierwsze trzy dekady istnienia Izraela byli de facto obywatelami drugiej kategorii. Elity państwowe tworzone wszak były przez Aszkenazyjczyków, czyli Żydów pochodzących głównie z Europy Środkowej i Wschodniej. Aszkenazyjczycy często patrzyli na bardziej tradycyjnych, bliskowschodnich Sefardyjczyków z wyższością i dyskryminowali ich. Dochodziło nawet do takich skandalicznych praktyk jak kradzież sefardyjskich dzieci przez państwo. Jeśli oglądaliście izraelski serial „Dolina Łez” (poświęcony wojnie z października 1973 r.), to pewnie zauważyliście tam wątek sefardyjskich radykałów z lewicowej organizacji Czarne Pantery, która walczyła o prawa Sefardyjczyków. Poprawa losu tej społeczności nastąpiła dopiero pod koniec lat 70. wraz z objęciem władzy przez prawicowego premiera Menahema Begina. Choć Begin był Aszkenazyjczykiem z Polski, to w znakomity sposób zagospodarował sefardyjski elektorat dla swojej partii Herut (która później wyewoluowała w partię Likud). Obecnie Sefardyjczycy popierają w dużym stopniu Likud i premiera Netanjahu. „Kasta sądowa”, której wpływy chce ograniczyć rząd, składa się natomiast w ogromnym stopniu z Aszkenazyjczyków. Dlatego obecny konflikt o reformę wymiaru sprawiedliwości ma też charakter kulturowy.
Konflikt ten mocno spolaryzował społeczeństwo Izraela. Świadczy o tym choćby wspomniany incydent z Iztikiem Zarką. Podczas kłótni z opozycyjnymi demonstrantami wyraźnie puściły mu nerwy i wylała się z niego niechęć do Aszkenazyjczyków. – Aszkenazyjczycy, wy kurwy! Mam nadzieję, że spłoniecie w piekle! Jestem dumny z tego, że spłonęło sześć milionów i liczę na to, że spłonie też kolejne sześć milionów! – krzyczał Zarka. Tak szokującej wypowiedzi trudno byłoby się w Polsce spodziewać nawet po patostreamerze Wojciechu Olszańskim. Każdy, kto w Polsce czy innym kraju europejskim wypowiedziałby się w ten sposób, trafiłby do aresztu. Zarka jedynie wyleciał ze swojej partii. No cóż, trudno mu zarzucić antysemityzm. Sam bowiem jest Semitą i wyznawcą judaizmu. Faktem jest jednak, że nie widzi on w Aszkenazyjczykach części własnego narodu. Tego typu uprzedzenia są wciąż żywe. Czy mamy więc do czynienia z jednym narodem żydowskim, czy też z dwoma (lub więcej) narodami, które łączy jedynie religia, język, kuchnia i mglista biblijna przeszłość?