Z fali protestów w Izraelu docierają obrazy protestujących w czerwono-krwistych pelerynach i białych czepcach z kornie schyloną głową. To przywołanie archetypicznych bohaterek z telewizyjnego serialu Opowieść podręcznej (The Handmaid’s Tale), opartego na powieści Kanadyjki Margaret Atwood z 1985 roku o tym samym tytule.
W Izraelu protestujący swoim wyglądem chcą zwrócić oczy świata na dalekosiężne plany premiera Netanjahu, który reformą sądownictwa kopie dołek pod jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie. W tym dołku kobiety i wszelkie mniejszości stracą swoje prawa. Jak w Opowieści podręcznej, gdzie autorytarne państwo forsuje religijną separację mężczyzn od kobiet, tak i w 2023 roku w Izraelu religijne partie koalicyjne premiera Netanjahu ze swoich szeregów wykluczyły kobiety. Sam obecny rząd składa się wyłącznie z mężczyzn. Ale niewyobrażalny do tej pory Rubikon, który przekracza rząd, polega na zawieszeniu trójpodziału władzy, osłabieniu władzy sądowniczej, podporządkowaniu jej większości w parlamencie. Kneset może być areną forsowania ustaw depczących prawa mniejszości. Jeśli tylko znajdzie się większość posłów, to zgodnie z postulatami religijnych polityków przejdzie i ustawa o zajmowaniu przez kobiety tylnej części autobusów czy innych środków komunikacji publicznej. Na ustawowej liście życzeń wśród dyskryminowanych mniejszości figurują oczywiście lesbijki i geje.
W Opowieści podręcznej sprzeciw wobec reżimu karany jest śmiercią. A o nią gardłują koalicjanci Netanjahu. Wprawdzie pod siłą protestu premier plany reformy zawiesił do lata. Ale zmodyfikowany projekt ustawy o wyborze sędziów, oś całego przedsięwzięcia, ma być gotowy już w kwietniu. Zmniejsza on możliwość wpływu rządu na obsadę sadu najwyższego, choć niezmiennie gwarantuje mu wybór większości składu sędziowskiego. Wzmocnienie władzy wykonawczej kosztem trzeciej władzy sądowniczej zakłada też o wiele bardziej skomplikowaną procedurę odwołania premiera.
Alians premiera z partiami złożonymi z aktywistów osadników, nacjonalistów i ultrakonserwatystów skutkuje planami aneksji Zachodniego Brzegu Jordanu, przejęcia kontroli nad świętymi miejscami w Jerozolimie i zwiększenia uprawień dla armii. Perspektywa pokoju na Bliskim Wschodzie oddala się do granicy ontologicznego niebytu. Wybuchowa sytuacja wewnętrzna kraju odbija się rykoszetem, zagrażając jemu samemu. Były premier Naftali Bennett, jak i eksperci ds. bezpieczeństwa, ostrzegają, że Izrael na arenie międzynarodowej wystawia się na największe niebezpieczeństwo od czasów wojny Jom-Kippur z 1973 roku. Wtedy to kraje arabskie dokonały napaści na Izrael w dniu najważniejszego religijnego święta kraju. Teraz główni wrogowie Izraela, przede wszystkim Iran, libańskie oddziały milicji Hezbollah oraz zmilitaryzowani partyzanci palestyńscy w strefie Gazy, mogą wykorzystać moment wewnętrznego kryzysu. Wznowienie konfliktu palestyńskiego w pełnowymiarowej skali byłoby tylko kwestią czasu.
Odsunięcie w czasie reformy sądownictwa przez premiera nie oznacza jej zarzucenia. Otwarte okno czasu stwarza jednak cień szansy na zawarcie porozumienia przy udziale prezydenta kraju. Osobowości przeciętnej, ale wyposażonej w mandat autorytetu. W szerszym jednak kontekście spolaryzowany Izrael – w którym dotychczasowe dwie silne partie, socjaldemokraci z Partii Pracy i prawicowy blok Likud, osłabły i są skazane na wsparcie ze strony pomniejszych, radykalnych sił – przechodzi przez te same bóle polaryzacji społeczeństwa, widoczne we wszystkich innych zakątkach świata. Po jednej stronie grupują się siły liberalne i demokratyczne, po drugiej populiści, nacjonaliści i fundamentaliści. Nieprzypadkowo w tych dniach demonstranci wznoszą na ulicach okrzyki: „Nie chcemy być drugimi Węgrami i Turcją!”. Izraelscy populiści w liberałach dopatrują się wrogów, spiskujących przeciw państwu. I życzą sobie (w/g sondaży 47 procent wszystkich Izraelczyków) lidera w typie silnego wodza. Patriotyczny narratyw, który długo scalał Izraelczyków ponad ich rożnymi tożsamościami, przestał obowiązywać. Procesy sekularyzacji w obozie liberalno-demokratycznym oddzielają go Rowem Mariańskim od populistów z wizją żydowskiego, religijnego państwa. Tych ostatnich uskrzydla perspektywa demograficznej progresji. Jeśli w rodzinach ortodoksyjnych Izraelczyków przychodzi z reguły na świat siódemka dzieci, w rodzinach nacjonalistów – czwórka, to w familiach zsekularyzowanych rodzin – nie więcej niż dwójka. Izrael dobrnął do rozdroża dróg, jak zresztą cały świat demokratyczny.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.