Nieśmiertelnym tematem badań opinii publicznej na całym świecie jest kwestia akceptacji lub nie akceptacji rządzących. W Rosji, która od początku swojego istnienia ma ustrój heliocentryczny, jest to pytanie kluczowe. „Zachód słońca”, czyli utrata legitymacji przez jednostkę stojącą na czele państwowej piramidy, oznacza poważne kłopoty. Najczęściej wywołuje to odbicie lustrzane. Despotia ustępuje miejsca anarchii, a system policyjny zastępuje krwawa wojna domowa.
Putinowi zależy na procentowych wskaźnikach akceptacji społecznej na tyle, że nie tylko uważnie kontroluje ich wahania, ale również uzależnia od nich swoje działania. Rzeczywiste szacunki akceptacji Putina (według Ośrodka Lewada) oscylują wokół 60%, podczas gdy ponad 35% społeczeństwa wyraża dezaprobatę. Oficjalne wyniki (według ośrodka WCIOM) mówią o niezmiennym poparciu 83% Rosjan. Symptomatyczne jest to, że po kompromitacji struktur władzy i aparatu państwa w czasie pandemii notowania samodzierżcy runęły w dół. Miało to miejsce w grudniu 2021 r., a w lutym rosyjska armia napadła na Ukrainę. Wojna to odwieczna metoda jednoczenia społeczeństwa wokół sztucznie wykreowanego celu, a jeszcze lepiej zagrożenia. Putin wjechał przecież na Kreml na fali rewanżu wobec Iczkerii (Czeczenii) i zbiorowego poczucia zagrożenia, sprowokowanego tajemniczymi zamachami terrorystycznymi. Natomiast spadki popularności niezmiennego „słońca” wiązały się z dokręcaniem śruby politycznej. Gdy zapaść cywilizacyjna Rosji stała się zbyt widoczna, inżynieria społeczna ponownie sięgnęła po „małą, zwycięską kampanię” w 2014 i 2022 r.
Planowany triumf militarny zamienił się w trwającą rok krwawą wojnę. Mimo to poparcie Rosjan dla Putina nie spadło, tak jak można było tego oczekiwać. Na brak aprobaty nie wpłynęło nawet 200 tys. zabitych i rannych, powszechna mobilizacja ani narastające trudności bytowe. Dlaczego?
Jeśli wojna jest stanem ekstremalnym, a więc odbiegającym od normy, trzeba ją uczynić czymś zwykłym i naturalnym. Ta metoda działań propagandowych, socjalnych i finansowych działa. Według szacunków opozycyjnych socjologów 70% Rosjan nadal uważa, że wszystko jest w porządku. U nich, w kraju i na świecie. 61% wyraża zadowolenie ze swojej sytuacji i pewnie spogląda w przyszłość.
Kremlowscy demiurgowie zbiorowej świadomości po mistrzowsku wykorzystują zbiorowe lęki, na czele z traumą rozpadu ZSRR i masową pauperyzacją lat 90. XX wieku. Zostały one sprytnie połączone z mitem wrogiego Zachodu, który od 20 lat jest sączony przez dyspozycyjną telewizję oddziałującą na żelazny elektorat Putina. To starsze pokolenie, w którym utrzymuje się mentalność homo sovieticus podtrzymywana przez Kreml. Dla tak zwanej milczącej większości zbiorowy Zachód, na czele z USA, czyha na bogactwa Rosji, z których wypłacane są jej emerytury. Ukrainę okupują faszyści, dlatego Putin nie walczy z „bratnim narodem ukraińskim”, tylko z pogrobowcami III Rzeszy zbrojonymi przez Anglosasów. Miliony Rosjan oglądają więc w telewizji mit, a nie rzeczywistość wojenną: dziesiątki tysięcy zabitych, zbrodnie przeciwko ludzkości i zniszczone miasta. Pamiętając dumę z imperialnego ZSRR oraz skutki upadku komunizmu.
Recepta kremlowskiej manipulacji sprawdza się z prostej przyczyny. Większość społeczeństwa, dzięki staraniom Kremla, nie ma dostępu do Internetu, a więc z niego nie korzysta. Pozostaje więc informacyjnie zależna od Putina. Kluczem jego władzy jest zatem odwracanie rzeczywistości, w tym światopoglądu i norm społecznych. Na ekranach telewizorów dobro staje się złem i na odwrót. To dlatego Rosjanie uznają za normalne to, co dla reszty ludzkości takie nie jest.