Niemieckie wsparcie dla Ukrainy

Prezydent Zełenski w Berlinie „Dziękuję, Niemcy”

Te dziwnie w polskim uchu brzmiące słowa napisał w języku niemieckim ukraiński prezydent w księdze pamiątkowej wyłożonej w Pałacu Bellevue, rezydencji prezydenta Niemiec, po wspólnym z nim śniadaniu. I nic bardziej adekwatnie nie wyraża oceny naszego zachodniego sąsiada w postrzeganiu prezydenta Zelenskiego, zacieśniającego koalicję zachodnią w przededniu kontrofensywy ukraińskiej armii, jak właśnie te dwa słowa.

Prof. Arkadiusz Stempin
Foto: The Times and The Sunday Times/YouTube

Prezydent Ukrainy, eskortowany przez niemieckie myśliwce, przyleciał w ubiegłą niedzielę do Berlina po raz pierwszy od rozpoczęcia pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Najpierw konferował z prezydentem Frankiem-Walterem Steinmeierem, a następnie został przyjęty z honorami wojskowymi przez kanclerza Olafa Scholza. „W najtrudniejszym okresie współczesnej historii Ukrainy Niemcy okazały się naszym prawdziwym przyjacielem i niezawodnym sojusznikiem, zdecydowanie stojąc po stronie narodu ukraińskiego w walce o obronę wolności i wartości demokratycznych. Dziękuję, Niemcy”.

W niedzielne popołudnie ukraiński prezydent w towarzystwie kanclerza Scholza poleciał niemieckim samolotem rządowym do Akwizgranu, aby odebrać nagrodę im. Karola Wielkiego. Prestiżowym wyróżnieniem pierwszego legendarnego władcy unifikującego Europę nagradza się osoby i instytucje, które w istotny sposób przyczynią się do jedności europejskiej. Tym razem nagrodzono cały ukraiński naród, który przeciwstawił się barbarzyńskiemu najeźdźcy i jeszcze bardziej zintegrował Europę. Wśród laureatów poprzednich edycji znaleźli się Winston Churchill, papież Franciszek, Donald Tusk czy Bill Clinton.

Pomimo przełomowej decyzji kanclerza Scholza ogłoszonej trzy dni po rosyjskiej agresji na Ukrainę, a zmieniającej niemiecką politykę wobec Rosji, na linii między Kijowem a Berlinem wiało chłodem. Oskarżano Niemcy o zbytnią uległość wobec Rosji. Istotnie, zwłaszcza w społeczeństwie niemieckim zerwanie ze strategią politycznego pacyfizmu spotkało się ze sprzeciwem. Niemiecki establishment rządzący solidaryzował się z Ukrainą wbrew woli dużej części elektoratu, wychowanego w kulturze pacyfizmu i koncyliacyjnych relacji z Rosją. W odpowiedzi w Ukrainie w tygodniach zaraz po rosyjskiej inwazji zlekceważono gotowość prezydenta Steinmeiera do wizyty w Kijowie, co z kolei opóźniło pierwszą podróż Scholza do ogarniętego wojną kraju.

Nic bardziej jednak nie zmieniło nastrojów niemieckiego społeczeństwa niż barbarzyństwo rosyjskich żołnierzy i mordy dokonywane na ukraińskiej ludności cywilnej. W lutym rząd niemiecki wydał zgodę na eksport czołgów Leopard 1-A5 z Niemiec i innych krajów natowskich. Leopard 1 jest pierwszym czołgiem bojowym wyprodukowanym dla Bundeswehry po II wojnie światowej. Z najnowocześniejszego typu Leopard-2-A6 Ukraina otrzymała końcem marca z Niemiec 18 sztuk.

Dotychczasowa pomoc finansowa i militarna dla Ukrainy sięgnęła sumy 2,5 mld euro. W przededniu wizyty Zełenskiego w Berlinie kanclerz zapowiedział jej podwojenie. Nowy pakiet pomocowy w wysokości 2,7 mld euro obejmuje wysyłkę 20 dalszych czołgów Marder, 30 Leopardów 1, czterech systemów obrony rakietowej Iris-T SLM, 18 haubic amunicji artyleryjskiej i dla systemów obrony rakietowej, 100 wozów opancerzonych i 200 dronów bojowych. W Ukrainie u progu kontrofensywy oczekuje się, że nowoczesna broń zachodnia odegra w niej kluczową rolę. Mer Kijowa i były champion bokserski Witalij Kliczko nowy pakiet niemiecki skomentował następująco: „Jeśli pomyślę o tym, że na początku wojny dyskutowano o 5000 hełmów dla ukraińskiej armii, to rząd niemiecki od tego czasu poczynił imponujące postępy i stał się jednym z najważniejszych przyjaciół Ukrainy”.

Niemniej istotne, kanclerz Scholz zapowiada militarne wsparcie Ukrainy „tak długo, jak konieczne”. Co oznacza okres dłuższy niż ten, który w Berlinie zakreślił prezydent Zeleńsky, zapowiadając: „Do końca tego roku wojnę zakończymy”. W Kijowie jednak politycy i wojskowi mają świadomość, że solidarność Zachodu z Ukrainą może się wyczerpać. Stąd zaklinanie zwycięstwa w przewidywalnym horyzoncie czasu i egzemplifikowanie sukcesów jak choćby teraz w Bachmucie. W Berlinie zakłada się natomiast, że nawet jeśli dojdzie do zakończenia działań wojennych, to Ukraina pozostanie obszarem wysokiego ryzyka militarnego, wymagającym wsparcia.

Ale na zawieszenie działań wojennych nie zanosi się wcale. Obydwie strony, ukraińska i rosyjska, nie widzą w konflikcie szans na możliwy kompromis, podczas gdy możliwości rozstrzygnięcia na polu walki nie zostały jeszcze wyczerpane. Cena ugody natomiast poszybowała do góry. Kijów założył, że sukces w wojnie oznacza odzyskanie wszystkich utraconych po 24 lutego terenów oraz Krymu. Dla wielu Ukraińców zwycięstwo w wojnie jest równoznaczne z podziałem terytorialnym Rosji albo jej nuklearnym rozbrojeniem. Putin z kolei zmienił nawet konstytucję, by do rosyjskiego terytorium wcielić cztery okupowane ukraińskie okręgi. W tej sytuacji wojenna rzeczywistość powszednieje, tworząc w ocenie wojny nową siatkę polityczno-moralnych współrzędnych. W jej ramach politykom coraz trudniej przychodzi formułowanie propozycji kompromisowych. W obliczu więc konfliktu, który na długo wyznaczy mapę polityczną świata, Berlin jest gotów ponosić koszty bezpieczeństwa Europy, w tym Ukrainy.

Konflikt bowiem już dawno wykroczył poza relacje ukraińsko-rosyjskie, kreując nowy porządek światowy. Rosja, która znacznie przeceniła w konflikcie swoje możliwości, wprawdzie nie posiada statusu supermocarstwa. Ale i Zachód nie osiągnął zamierzonych celów. Choćby na drodze rosyjskich sankcji, które nie zastopowały wojny. W dniu jej wybuchu prezydent Joe Biden zapowiedział, że Putin i Rosja spadną do roli pariasa na międzynarodowej scenie politycznej. Zapowiedź, która bynajmniej nie zrealizowała się. Połowa państw świata nie poparła rezolucji ONZ potępiającej rosyjską agresję. W tym sensie konflikt ukraińsko-rosyjski wpisany jest w tworzenie nowej architektury bezpieczeństwa, wynikającej z ponownego bipolarnego podziału świata. W nim po obydwu stronach barykady stoją demokratyczny Zachód i autokracje z Chinami i Rosją oraz krajami południa globu. Przy tak przebiegającej osi podziału i przy amerykańskim przywództwie w bloku zachodnim Niemcy nie mają innego wyboru i muszą wspierać Ukrainę, gdyż podejmowanie strategicznych decyzji coraz częściej przesuwa się do obydwu stolic supermocarstw. Dlatego te zapadające w Waszyngtonie będą dla Berlina coraz silniej wiążące. Bardziej idea niż koncepcja „strategicznej autonomii Europy”, tak jak wyartykułowali ją szef Rady Europy Charles Michel i prezydent Francji Emanuel Macron, jest iluzją, skoro bezpieczeństwo i stabilizację Europy w przewidywalnym czasie gwarantują jej USA i NATO. Europa nie ma samodzielnych zdolności militarnych. I sama nie jest w stanie zakończyć regionalnej wojny rosyjsko-ukraińskiej. Wśród członków UE brakuje jedności politycznej, a nawet sensownej debaty, choćby o głosowaniu większością w kwestiach polityki zagranicznej. Nie mówiąc już o samodzielnych zdolnościach militarnych. 100 miliardów euro, które rząd w Berlinie zamierza przeznaczyć na modernizację Bundeswehry, są kroplą w morzu potrzeb i nie wystarczą, by unowocześnić niemiecką armię. Nawet w modelowej współpracy niemiecko-francuskiej nad projektem bombowca FCAS, wkomponowanego w całościowy system obrony powietrznej z satelitami i dronami, porozumienie postępuje jak po grudzie.

Niemniej 15 miesięcy po rosyjskiej agresji na Ukrainę Niemcy, podobnie jak Francja i Włochy, są europejskim filarem wspierającym Ukrainę przeciwko Rosji.


Przeczytaj też:

Chocholi taniec wokół Ukrainy

Dlaczego Europa nie chce wyjść ze strefy komfortu, zmuszając Ukrainę do walki ze zmęczeniem Zachodu? Odpowiedź kryje się w fatalnym niezrozumieniu, że po Kijowie rosyjskie rakiety spadną na Berlin, Paryż i Rzym.

Czy jesteśmy na krawędzi III wojny światowej?

Cały świat z niepokojem czeka na zapowiadaną przez władze w Kijowie wielką kontrofensywę na zachodzie Ukrainy. Jak jednak miałaby ona wyglądać? Czy przegna jedynie rosyjskich najeźdźców z zachodniej Ukrainy i przywróci przedwojenną granicę? Czy może zakończy się ukra...

Medialna hipokryzja?

Czym kierował się „The Washington Post”, upubliczniając przeciek wywiadowczy, zgodnie z którym prezydent Ukrainy mówi o potrzebie ataków na Rosję? Wersji jest kilka, ale najgorszą byłaby chęć załamania międzynarodowego poparcia dla kraju walczącego z moskiewską agresją.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę