Korea Południowa

Przeszłość poświęcona dla przyszłości

Nie tylko w Polsce kwestia reparacji budzi po wielu dekadach gorące emocje. Korea Południowa w oczach wielu mieszkańców kraju właśnie skapitulowała w tej sprawie w starciu z Japonią.

Mariusz Janik
Dziesięć koreańskich niewolnic seksualnych, sprzedanych przez pozbawione środków do życia rodziny, znalezionych przez patrol US Marines na Okinawie. Foto: United States Marine Corps, domena publiczna, via Wikimedia Commons

To całkowite zwycięstwo Japonii, która już wcześniej zastrzegała, że nie zapłaci ani jednego jena za przymusową pracę – tak podsumował pierwsze informacje o decyzji rządu w Seulu Lim Jae-sung, jeden z prawników, którzy – w imieniu żyjących jeszcze robotników przymusowych z okresu japońskiego podboju kontynentu w latach 1910–1945 – naciskali od lat na wypłatę przez Tokio reparacji.

– To dzień wstydu. Japońskie firmy uwikłane w zbrodnie wojenne zostały potraktowane wyrozumiale, a japoński rząd zdołał uniknąć kłopotów, powtarzając co najwyżej wcześniejsze oświadczenia – dorzucał rzecznik opozycyjnej Partii Demokratycznej, An Ho-young. Inna sprawa, że demonstracje oburzonych Koreańczyków, jakie pojawiły się pod budynkami rządu, nie były liczne: świadkowie szacowali je raczej na "dziesiątki" niż "setki" czy "tysiące" osób.

(Po)rachunki historyczne

Z jednej strony trudno się dziwić: ostatni przymusowi robotnicy i świadkowie ich niedoli są dziś po dziewięćdziesiątce – nie ma ich już wielu, a i spośród tych, którzy żyją, nie wszyscy są w stanie lub chcą uczestniczyć w publicznych protestach. Kwestia jednak pozostaje paląca z uwagi na priorytetowe miejsce, jakie brutalna japońska okupacja znalazła w podręcznikach najnowszej historii Krainy Zamkniętych Drzwi – jak niegdyś nazywano Koreę – oraz głębokie uczucie, że sprawa nie została należycie zamknięta.

Z historycznego punktu widzenia Japonia zaczęła stopniowo podporządkowywać sobie Koreę na dobre kilkadziesiąt lat przed oficjalną datą początku okupacji. Po 1910 r. po prostu proces przyspieszył i został sformalizowany, a Półwysep stał się obszarem japońskiej kolonizacji: likwidowano tam administracyjną samodzielność, kulturę i naród koreański, a terytorium zasiedlano japońskimi osadnikami. Do przymusowej pracy zapędzono – w ciągu tych 35 lat okupacji – od 270 do 810 tys. ludzi (oficjalne szacunki rządu w Seulu to 780 tys.), kilkaset kolejnych tysięcy wcielono do armii, zaś tysiące kobiet trafiły do japońskich domów publicznych (w skali całej Azji było to – w zależności od szacunków historyków – od 50 do 200 tys. kobiet, głównie z Korei i Chin).

Dwadzieścia lat po klęsce Japonii w II wojnie światowej oba państwa podpisały traktat normalizujący stosunki. W jego ramach Tokio wypłaciło Koreańczykom 300 mln dolarów w ramach "pomocy gospodarczej" oraz 500 mln dolarów w ramach bardzo korzystnych pożyczek, co miało definitywnie zamknąć kwestie roszczeń – zarówno na szczeblu państwowym, jak i indywidualnym. Nie ukrywajmy: te pieniądze pomogły wówczas Korei w wybiciu się do statusu azjatyckiego tygrysa – i wydawało się, że kwestie rozliczeń (przynajmniej tych finansowych) zostały zamknięte.

Na potrzeby traktatu przedsiębiorstwa można było uznać za "jednostki indywidualne". A chodziło o nie lada koncerny, na pracy przymusowej korzystały wszakże firmy takie jak Mitsubishi czy Nippon Steel. Jednak dyskusji o ich roli i korzyściach unikano – nawet w 2015 r., gdy podpisano "finalne i nieodwracalne" porozumienie, na mocy którego Tokio wystosowało przeprosiny za proceder pracy przymusowej i utworzyło (prawda, że dosyć symboliczny) fundusz rzędu niespełna 7,5 mln dolarów dla żyjących jeszcze niegdysiejszych robotników.

W 2018 r. dyskusja odżyła, bo południowokoreański sąd najwyższy uznał, że firmy jednak powinny zapłacić odrębnie od reparacji wypłaconych przez Tokio pół wieku wcześniej. Wówczas rząd w Seulu gorąco poparł decyzję sądu – i karuzela roszczeń ruszyła. Japończycy zaś stanęli na twardym stanowisku, że przedsiębiorstwa były objęte wspomnianym traktatem z 1965 r.

Kwestia interpretacji

Teraz jednak druga strona medalu: 2018 rok z perspektywy dzisiejszej sytuacji Azji wydaje się być inną, odległą epoką. Przez kilka ostatnich lat polityka Chin wobec sąsiadów w regionie stała się znacznie bardziej asertywna – by nie rzec: agresywna – i zarówno Seul, jak i Tokio czują się coraz bardziej zagrożone. W podobny sposób zbliżenie wymusza nuklearny status dyktatury Kim Dzong Una na Północy.

To wpłynęło na zbliżenie polityki obu państw i stopniowe puszczanie w niepamięć zarówno kwestii przymusowej pracy, jak i branki czy seksualnych niewolnic okupantów. – Chcemy zamknąć cykl przemocy w naszych relacjach – deklarował rząd w Seulu. Jego plan sprowadza się do prostej zagrywki: na fundusz rekompensat dla niegdysiejszych robotników mają zrzucić się koreańskie firmy – te, które skorzystały z pieniędzy otrzymanych od Japonii pół wieku temu.

Nic dziwnego, że największy entuzjazm dla nowego planu wyraża dziś Waszyngton. – To przełomowy nowy rozdział współpracy i partnerstwa między dwoma najbliższymi sojusznikami Stanów Zjednoczonych – podsumował wieści Biały Dom w specjalnym oświadczeniu.

– Realne znaczenie ogłoszonego dziś planu będzie mierzone w sporej mierze tym, co teraz zrobi Japonia – komentował dla Voice of America Benjamin A. Engel, politolog z Seoul National University. Według niego Tokio powinno wystosować jeszcze raz przeprosiny za okupację oraz skłonić japońskie koncerny, które były jej beneficjentem, do poczynienia donacji do funduszu, co pozwoliłoby pogodzić się koreańskiej opinii publicznej z ostatecznym zamknięciem sprawy.

Ale czy rzeczywiście? Brutalność okupacji nie ustępowała niczym – a czasem nawet przewyższała rządy nazistów w podbitej Europie. Po robotnikach przymusowych może pojawić się kwestia przymusowych wcieleń do wojska, wymuszonych migracji, wysiedleń, zniszczeń materialnych, utraconych potencjalnych korzyści gospodarczych, podziału Korei – który można by uznać za jedną z konsekwencji okupacji. Wszystko pozostaje kwestią interpretacji.


Przeczytaj też:

Małe groźby w cieniu wielkich pogróżek

Wykorzystując najprawdopodobniej napiętą sytuację między globalnymi mocarstwami – Rosją, Chinami, Stanami Zjednoczonymi i Europą – własną kartę postanowił rozegrać Pyongyang. Gdybyśmy próbowali patrzeć na świat przez pryzmat logiki, to Kim Dzong Un powinien stanowić większe zagrożenie niż Władimi...

Nowy super-region ekonomiczno-polityczny w Azji rodzi się ze strachu przed Chinami

Termin Indo-Pacyfik nie jest nowy: w XIX w. Brytyjczycy chętnie używali go do określenia wszystkiego, co zaczynało się gdzieś za Hindukuszem i sięgało aż po wybrzeża obu Ameryk. W poprzednim stuleciu powoli o nim zapominano, zapewne pod wpływem powstawania nowych azjatyckich państw i stopniowej f...

Liderzy rozwoju, według suchych liczb

Warto czasem przyjrzeć się statystykom ekonomicznym z dłuższego okresu. Widzimy wówczas, kto wykorzystuje swoje szanse gospodarcze, a kto wpada w zastój.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę