Na Trumpie straszliwie wieszano psy. Tygodniami wałkowano w mediach każdą jego kontrowersyjną wypowiedź czy tweeta. Robiono z niego wręcz rosyjskiego agenta, nazistę i gwałciciela. Owszem, miał trochę za uszami i popełnił trochę błędów, ale miał też poważne osiągnięcia. Za jego rządów Putin jakoś nie odważył się zaatakować Ukrainy. Wschodnia flanka NATO była wzmacniana przez administrację Trumpa. USA zaczęły (mocno spóźniony!) zwrot w polityce wobec Chin – zaczęto je wreszcie traktować jako największe zagrożenie! Trump potrafił też poradzić sobie z Kim Dzong Unem. Najpierw zaangażował się w bezprecedensową próbę porozumienia z Koreą Północną, ale jednocześnie nie poszedł na zbyt duże ustępstwa wobec niej. Jego administracja zniszczyła Państwo Islamskie, zredukowała liczbę żołnierzy amerykańskich na Bliskim Wschodzie, przyczyniła się do porozumienia między Izraelem i kilkoma państwami arabskimi oraz brawurowo zlikwidowała irańskiego wichrzyciela, generała Solejmaniego. Polityka gospodarcza prowadzona przez Trumpa aż do wybuchu pandemii pomogła natomiast USA przejść przez kryzys w dobrej kondycji.
Biden był w liberalno-lewicowych mediach wielbiony. Prawicowcy widzieli w nim jednak głównie zdemenciałego, zboczonego dziadzia, prowadzącego dziwne interesy. Przedstawiano go niemal jako chińskiego agenta. Owszem, popełniał błędy. Jego pierwszy rok rządów był wręcz katastrofalny. Nieudane próby ugłaskania Rosji i Niemiec, chaotyczny odwrót z Afganistanu, proinflacyjna polityka fiskalna… Od lutego 2022 r. Biden jest już jednak prawdziwym przywódcą Zachodu. To człowiek, który udzielił krytycznego wsparcia Ukrainie i Polsce. Prezydent, który uderzył sankcjami w Chiny mocniej od Trumpa. Jeśli będzie kontynuował tę politykę, może być tym prezydentem USA, który doczeka triumfu nad Rosją. Już samo to będzie go uprawniało do wejścia do panteonu amerykańskiej polityki.
Zarówno Biden, jak i Trump zapisali się już w historii dużo bardziej pozytywnie od swoich poprzedników. Barack Obama był niemal deifikowany za życia. Dostał nawet pokojowego Nobla "na zachętę”. Bardzo przyczynił się jednak do rozchwiania porządku światowego. Jego polityka resetu z Rosją wzmocniła Putina i zachęciła do agresji przeciwko Ukrainie. Chiny za rządów Obamy swobodnie budowały sobie sztuczne wyspy na Morzu Południowochińskim i zaczęły tłumić autonomię Hongkongu. Seria rewolucji przeorała świat arabski i doprowadziła do powstania Państwa Islamskiego. Obama był wymarzonym prezydentem dla Rosji i Chin, a gdyby wybory w 2016 r. wygrała Hillary Clinton, mielibyśmy kontynuację tego katastrofalnego kursu. Bush natomiast przeoczył to, że Chiny stają się superpotęgą, a Rosja odzyskuje swoją pozycję. Wpuścił ChRL do WTO akurat wtedy, gdy rozpoczynał katastrofalną wojnę przeciwko terroryzmowi. Gdy amerykańscy żołnierze uganiali się za terrorystami w Iraku i w Afganistanie, Chiny dusiły amerykański i zachodni przemysł. Bush i Obama stworzyli dla Zachodu krytyczne problemy, z którymi się wciąż mierzymy. Trump i Biden próbowali znaleźć dla nich rozwiązania.