Seriale

Najgorszy serial w internecie

Mediana ocen na amerykańskim portalu IMDB 1/10, średnia 1,4/10. Na naszym polskim Filmweb trochę lepiej 1,9/10. Jak to się stało, że Velma jest najgorzej ocenianym serialem animowanym w Internecie i czy słusznie?

Jakub „Gessler” Nowak
"Velma". Fot. Warner Bros. Discovery

12 stycznia na platformie HBO MAX został opublikowany pierwszy odcinek, miała to być nowa, dojrzalsza readaptacja koncepcji Scoobyego Doo. Fabuła opisuje początki  Mistery Inc. w odświeżonej nowej formie, humorystycznie grając konwencją i ciekawie zmieniając znane postaci. Zapewne z takim podejściem można by było stworzyć coś interesującego, przełamującą to, co znamy i wykorzystując cechy bohaterów, by wyciągnąć z nich potencjał komediowy dla dojrzalszego widza, który nie wracał do Scoobyego od czasu wczesnej podstawówki. Taka gra na sentymencie, gdyby została zrobiona dobrze, dała by nam coś zabawnego i lekkiego, idealnego do odmóżdżenia po ciężkim dniu . Tylko że czymś takim na pewno nie jest (po)twór z początku tego roku.  Coś takiego już powstało w 2010 roku pod nazwa Scooby Doo i Brygada Detektywów. Velma to 10 odcinków czystego cierpienia dla oczu i umysłu, których wszystkie pozytywne elementy są wtórne względem dużo lepszej Brygady Detektywów, która mimo bycia serialem dla dzieci była sto razy bardziej zabawna i dojrzała niż produkcja HBO. 

Co w gruncie rzeczy poszło nie tak? Moim zdaniem na to, jak ostre cięgi zebrał ten serial, w głównym stopniu wpłynęło to, że adaptując i odświeżając koncepcję opowieści o paczce przyjaciół i dogu niemieckim, kompletnie zapomniano o materiale źródłowym. Jest to nie lada wyczyn w sytuacji, gdy każdy z głównych bohaterów oryginalnych serii Scoobyego miał co najwyżej 4 cechy charakteru, a fabuła każdego odcinak wyglądała tak samo. Tu kompletnie to odrzucono, z pierwowzoru wzięto tylko imiona i mniej więcej wygląd bohaterów. Raczej mniej niż więcej. Na ekranie nie znajdziemy legendarnego vana Mistery Machine ani, co najbardziej zadziwiające, nie pojawia się tam też Scooby Doo. W ramach tego okrojonego składu dostajemy jedynie historię Velmy, którą z oryginalną Velmą łączą tylko okulary i pomarańczowy sweter. Na ekranie widzimy ciemnoskórą bohaterkę o wyjątkowo podłym charakterze, do której od pierwszych chwil nie mamy nawet okruszyny sympatii. Postać obcesowo narzuca swoje zdanie, jest przemądrzała, słownie agresywna i ogólnie odpychająca. Ciężko jej kibicować i ciężko darzyć ją choćby odrobiną sympatii. Jej obecność na ekranie opiera się na rzucaniu nieśmiesznych żartów, bazujących na „świadomych społecznie” amerykańskich pseudolewicowych poglądach. Jeśli kogoś bawią żarty o tym, jaki biały mężczyzna jest głupi, bo jest białym mężczyzną, to zapraszam, beczka śmiechu murowana. Tylko że problem jest taki, że, jak widać po ocenach, takich ludzi nie ma zbyt wielu. Nie mówię oczywiście, że nie wolno się śmiać z białych facetów. Jeśli żart byłby przemyślany i błyskotliwie skonstruowany, a postaci dobrze napisane, to nikt nie miałby problemu z wyśmianiem postaci Freda, od lat 60 kreowanego jako typowego białego Amerykanina. Tylko że doszliśmy do przesady, która jest nie tylko nieśmieszna, a wręcz niesmaczna. Fred w tej wersji opowieści – podobno z uniwersum Scooby Doo – jest uosobieniem wyobrażeń o toksycznej męskości. Jest jednocześnie kompletnie niesamodzielnym maminsynkiem i agresywnym przemocowcem, uprzedmiotowiającym kobiety. Jego postać jest tak fatalnie napisana, że nie da się tego wyrazić słowami. Polecam obejrzeć pierwszy odcinek tylko po to, by zrozumieć, do czego prowadzi toksyczna lewicowość kultury polityki tożsamościowej made in USA.

Daphne jest Azjatką, mimo że po wyglądzie postaci nijak tego nie widać, ale przecież ma być różnorodnie, dlatego postać w drugim odcinku sama informuje nas o swoim pochodzeniu etnicznym. Jedyną rzeczą, jaka wyróżnią ją z tła, jest to, że ma dwie adopcyjne mamy policjantki. Motyw nie byłby zaskakujący, gdyby został wpleciony z klasą. Niestety tu jest to obrzydliwy baner mówiący: „zobaczcie, jesteśmy LGBT friendly”.

Kudłaty nie jest znanym od dziesięcioleci sympatycznym hipisem, a czarnoskórym Norvillem, który również jest regularnie wyśmiewany z racji bycia mężczyzną, choć w mniejszym stopniu, bo nie jest biały. Tu, w przeciwieństwie do Freda, nie wyśmiewano jego bycia uprzywilejowanym mężczyzną, a raczej to, że nie jest wystarczająco męski: jest samcem „beta”.

Naprawdę nie miałbym problemu z tym, żeby postaci miały odmienny kolor skóry niż w oryginalnym serialu. Tylko chciałbym, żeby miało to jakiekolwiek umocowanie w fabule, pozwalające np. uwypuklić różnice kulturowe i na kanwie tego wysmażyć dobre żarty. Tu zróżnicowanie bohaterów ma na celu tylko pokazanie widzom baneru z napisem: „zobaczcie, jacy nowocześni jesteśmy”. Jedynym wpływem, jaki ta różnorodność ma na fabułę, jest możliwość nieskrępowanego wyśmiewania postaci Freda.

Czy tak niska ocena serialu Velma jest zasłużona? Moim zdaniem zdecydowanie, zastanawiałbym się nawet, czy oceny nie są zawyżone.  To nietrzymająca się kupy niskiej jakości parodia, grająca na nostalgii. Ponadto symbol tego, w jaki sposób widzą myśl lewicową Amerykanie i w jaki sposób eksportują ją na świat. Serial korzysta z archetypów, takich jak np. uległy facet, uprzywilejowany mężczyzna, głupia popularna dziewczyna –  jedynie po to, by je zdyskredytować w podszyty nienawiścią sposób. W tym jest właśnie największa bolączka tego serialu, przez którą nie da się znaleźć żadnej jego jasnej strony. Ciężko zwrócić uwagę na całkiem ładną kreskę animacji, jeśli cały czas jako widzowie czujemy się, jakbyśmy uczestniczyli w ulicznym linczu.


Przeczytaj też:

Zadośćuczynienie grzechom Netflixa?

Nowy serial Netflix „Wednesday” odbił się już w Internecie echem niesłychanej dotychczas siły, zbierając więcej pozytywnych recenzji niż głów w koszu pod gilotyną (posługując się porównaniem godnym tytułowej bohaterki) . Czy zasłużenie?  Ostrzegam lojalnie, że nie obejdzie się bez spoilerów....

Netflixowa równość na pokaz

25 grudnia na platformę Netflix wszedł „Wiedźmin: Rodowód Krwi”, czteroodcinkowy miniserial, który oprócz tego, że jest niesamowicie źle napisany i nakręcony, jest symptomem bardzo szkodliwej tendencji, która w coraz większym stopniu dotyka popkulturę. Mówię o upraszczani...

Niepoprawne politycznie kreskówki

W 20217 roku znany amerykański raper Jay-Z wydał teledysk pt. „The Story of O.J.", do którego użył fragmentów filmów rysunkowych z lat 30., wyprodukowanych m.in. przez Fleischer Studios, Warner Bros. i Disneya. Artysta chciał w ten sposób zwrócić uwagę, jak jeszcze kilka dekad temu portretowano c...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę