Pozostawmy na boku żarty, a zamiast nich pomyślmy o nieograniczonych możliwościach rosyjskiego wywiadu. Wbrew pozorom to nie Ukraińcy, ale Rosjanie stanowią w Europie najliczniejszą grupę imigrantów. Od byłych „braci” znad Dniepru różni ich struktura pobytu. Rosjanie nie przyjeżdżają za chlebem. To ludzie na tyle majętni, żeby inwestować w unijne aktywa. Żyją z kapitałów ulokowanych w zachodnim systemie finansowym, z wynajmu nieruchomości lub działalności biznesowej w sferze handlu i usług. Ogromną pulę stanowili do niedawna stypendyści i uczestnicy szerokiej wymiany kulturalno-naukowej. Bardzo specyficznej zresztą, o czym świadczą rajdy motocyklowe rosyjskich nazistów z organizacji „Nocne Wilki” czy braterskie więzi nazistów wywiadowczej organizacji „Rusicz” z włoskimi czy niemieckimi odpowiednikami.
Ponadto rosyjscy informatycy obsługują europejskie firmy, a różnego rodzaju klerkowie pilnują interesów właścicielskich kremlowskich oligarchów. Wreszcie kraje unijne są bazą dla fundacji, start-upów i think tanków, które skrywają rosyjskie finansowanie.
A co powiedzieć o cerkwi prawosławnej rosyjskiego rytu? Od chwili zjednoczenia Rosyjskiego Kościoła Za Granicą i Moskiewskiego Patriarchatu to jedna instytucja, która dała się poznać w Ukrainie, jako potężna V Kolumna Putina.
Oczywiście nie można obwiniać wszystkich rosyjskich imigrantów, z których bardzo wielu ma unijne obywatelstwo. Jednak problem polega na tym, że nie mamy żadnej pewności, co do motywów, którymi kierują się miliony Rosjan żyjących w Europie. To, że wśród nich są tysiące jeśli nie dziesiątki tysięcy regularnych agentów kremlowskich służb specjalnych, nie ulega wątpliwości. Tylko głupcy nie skorzystaliby z legalizacji prawdziwej działalności pod szyldem globalizacji.
Chodzi jednak o coś więcej. Przez ćwierć wieku Putin pracował nad zmianami w mózgach Rosjan. W Europie żyje pokolenie putinowskie, skażone wielkoruskim szowinizmem i wrogością do Zachodu wynikającą z kompleksów. Traktują Europę jako towarowy supermarket, skarbonkę, miejsce pracy. Ale gdyby przeprowadzić badania socjologiczne miłych Rosjan żyjących po sąsiedzku we włoskich, hiszpańskich czy niemieckich miasteczkach, okaże się, że nie wiąże ich z nami nic. Dzieli za to wszystko, począwszy od totalitarnego sposobu rozumienia rzeczywistości, po totalitarną lojalność wobec Kremla.
Nie bez przyczyny Putin przywrócił bodaj najważniejsze uprawnienie sowieckiej policji politycznej. Mowa o obowiązku składania relacji wywiadowczych z pobytu za granicą. Nieważne, czy ktoś poleciał do Paryża po zakupy, mieszka i pracuje w Europie na stałe, a Rosję tylko odwiedza, czy też uczy się na Zachodzie. Każdy może zostać wezwany i przesłuchany. Wówczas powie wszystko i wyjdzie z Łubianki jako agent FSB, GRU lub SWZ.
Jak Zachód ma walczyć z totalnym wywiadem Putina, tak aby nie pozostawać zawsze krok do tyłu? Jak nie dać się zaskakiwać oraz infiltrować? Niestety metoda wybiórczego monitoringu, ograniczonego do wytypowanych lub prawdopodobnych środowisk, w przypadku kremlowskich służb nie zdaje egzaminu. Rosjanie są obecni we wszystkich sferach naszego życia, dlatego może nas uratować metoda zero tolerancji. Oznacza ni mniej, ni więcej, tylko wyposażenie europejskich służb specjalnych w prawo do natychmiastowej deportacji. Każdy Rosjanin musi być świadomy, że najmniejsze złamanie prawa, a tym bardziej uzasadnione podejrzenia wrogiej działalności powinny kończyć się natychmiastowym odesłaniem do ojczyzny.
Nie chodzi o zbiorową odpowiedzialność, tylko o nasze zbiorowe bezpieczeństwo.