Relacje UE – USA

Europa przeciwko Rosji? Nie, przeciwko Ameryce

Najnowszy gest Macrona pod adresem Putina nie był przypadkowy. Ostatnie tygodnie rozgrzały relacje unijno-amerykańskie do czerwoności. Pytanie brzmi: jeśli nie Waszyngton, kto może stać się nową odskocznią dla Unii Europejskiej? No właśnie, dla Europy, czy dla Francji i Niemiec?

Robert Cheda
Foto: The White House, Public domain, via Wikimedia Commons

– Zachód powinien rozważyć, jak odpowiedzieć na zgłaszaną przez Rosję potrzebę uzyskania gwarancji bezpieczeństwa, jeśli Władimir Putin zgodzi się na negocjacje w celu zakończenia wojny z Ukrainą – oświadczył prezydent Francji. – Europa musi zacząć przygotowania do budowy nowej architektury bezpieczeństwa i zastanowić się, jak powinna wyglądać w przyszłości – dodał Macron, wdając się oczywiście w dywagacje na temat integracji Ukrainy z NATO.

Symptomatyczne, że recydywa złośliwego nowotworu appeasementu nastąpiła kilka dni po podróży Francuza do Waszyngtonu. Macron poklepywał się z Joe Bidenem, ale najwyraźniej oficjalny komunikat nie oddaje do końca prawdy.

Jakiej? Pomiędzy UE i USA narasta napięcie. Główne stolice europejskie krytykują Kongres za ustawę o redukcji inflacji, która przewiduje ogromne dotacje federalne na czyste technologie i energię odnawialną. Dokładnie 369 mld dol. co według Paryża i Brukseli, mówiących głośno o „protekcjonizmie” Bidena, stanowi zagrożenie dla konkurencyjności europejskiego przemysłu. I tak zmaga się z wysokimi cenami energii, wojną na Ukrainie i początkiem recesji. Naprawdę chodzi o konkurencyjność francuskich i niemieckich samochodów eksportowanych do USA, które nie zostaną objęte przepisami ustawy Kongresu. Stąd pomysł kampanii „Kupuj europejskie”, promowanej szczególnie przez Macrona i wicekanclerza Niemiec Roberta Habecka.

No cóż, obaj liderzy zapomnieli, że szeroka dotacyjna rzeka przepływa również przez wszystkie państwa UE. Tyle że osłania wyborców przed następstwami szoku energetycznego. Tylko Niemcy przeznaczyły na ten cel 200 mld euro, a Paryż ok. 60 mld. No cóż, nikt nie kazał Europie uzależniać się całkowicie od rosyjskich surowców energetycznych.

Gorzej, że spory ekonomiczne sięgnęły płaszczyzny politycznej. Paryż, Berlin, a za nimi inne stolice eurolandu oskarżają Waszyngton o „czerpanie korzyści z wojny w Ukrainie”, a więc o jej celowe przedłużanie. Jako dowody wskazują zyski z eksportu amerykańskiego LNG do Europy oraz intratne rzekomo dostawy broni dla Kijowa, a generalnie całego świata.

To brednie, statystyki mówią co innego. Sprzedaż gazu i ropy naftowej na Stary Kontynent to mniej 10 proc. amerykańskiego wydobycia. W ubiegłym roku wartość eksportu równała się 27 mld dolarów, wobec pół biliona euro płaconych Rosji, i tylko przez Niemcy. Jeśli chodzi o kwestie militarne, Europa wie aż za dobrze, że bez Ameryki jest bezbronna. Każdy kontrakt zawarty przez Pentagon z sojusznikami NATO jest więc dla Unii wartością dodaną.

Niestety, antyamerykańska retoryka polityczna Unii szybko nabiera ostrości. Przykładem jest książką nestora niemieckiej socjaldemokracji Oskara Lafontaine: „Ami, It’s Time to Go!” – „Ami (slangowo Amerykanie), czas ruszać”. To eufemizm słowa: „ wynoście się”. Motywem przewodnim polityka o mocno niejasnych prorosyjskich konotacjach (eufemizm pojęcia: agent KGB) jest apel: musimy uwolnić się spod kurateli USA. W każdym razie Lafontaine uznaje Amerykę za główne źródło nieszczęść i apeluje do Europy o wytyczenie własnej ścieżki.

No właśnie! Ścieżki europejskiej, czy tylko niemieckiej i francuskiej? To wiodące potęgi ekonomiczne UE, co nie jest równoznaczne z innowacyjnością. Berlin zamówił myśliwce F-35, ponieważ bezradnie przyznał, że Europa nie ma odpowiedników tej klasy. Natomiast według Pentagonu Unia jest technologiczną pustynią – bez Doliny Krzemowej i gigantów nowej gospodarki w rodzaju Apple, Amazon czy Microsoft.

Ponadto w Europie szwankuje zaufanie. Tu przykładem jest Polska. Mimo że niemiecki czołg Leopard 2 jest najlepszy w świecie, zamówiliśmy tysiąc koreańskich K-2. Taki wniosek nasunęła lekcja dostaw niemieckiego uzbrojenia dla Ukrainy oraz niedoszła transakcja wymienna Warszawy z Berlinem w zamian za polskie czołgi dla Kijowa.

Kardynalne pytanie brzm: jeśli nie USA, to kto, i czy naprawdę jest taka potrzeba? Olaf Scholz wizytował niedawno Chiny, a w styczniu jego śladem ruszy Emanuel Macron. Jednak związki z Pekinem to dla Berlina i Paryża zbyt wielkie ryzyko. Chińska lufa przystawiona do głowy.

To prawda, że w polityce amerykańskiej Europa spadła na odległe miejsce. Najważniejsza jest wewnętrzna modernizacja zapewniająca globalną dominację. Następnym priorytetem agendy jest rywalizacja z ChRL, a w tych ramach obrona Tajwanu i lanie Rosji ukraińskimi rękami. Ale czy Waszyngton nie jest faktycznie zainteresowany wzmocnieniem Europy, także pod względem siły militarnej i ekonomicznej?

Bez względu na społeczne perturbacje, USA nie były od dekady tak silne jak obecnie. Tymczasem Europa przestała się liczyć jako sojusznik na własną prośbę. Rozbrojona, niesamodzielna energetycznie, zapuszczona technologicznie. Tak wygląda suma błędów unijnych elit, na czele z niemieckimi i francuskimi. Odsunięcie od siebie odpowiedzialności jest jedynym powodem sztucznie kreowanej antyamerykańskości. W rzeczywistości Stary Kontynent jest uzależniony od Waszyngtonu silniej niż podczas zimnej wojny. Lecz z pozycji strategicznego partnera i kluczowego sojusznika spadł do roli petenta.

Tym bardziej starania Macrona i Scholza o powrót polityki „biznes jak zwykle” z Rosją to szczególnie niebezpieczne rojenia. Kreml gardzi i podbija słabych. Ameryka szanuje i pomaga, choć nie bezinteresownie. W końcu – jaka może być architektura nowego bezpieczeństwa z barbarzyńcą Putinem, który łamie wszelkie umowy i obietnice?   


Przeczytaj też:

USA – Chiny: nastaje epoka lodowa

13 miesięcy temu, 1 lipca 2021, brzmieniem fanfar i nieznanego do tej pory furroru propagandy chińska partia komunistyczna świętowała swoje stulecie. Otoczony kultem jednostki jej szef, zarazem prezydent kraju, Xi Jinping, w okazjonalnym przemówieniu uderzył w marsowe tony: „Musimy zwalczyć każdy...

Niemiecka szalupa Putina

Od chwili rozpoczęcia wojny Europa zapłaciła Rosji 351 mld dolarów za dostawy surowców energetycznych. W tym samym czasie Unia Europejska nie może się wywiązać z pomocy finansowej dla Ukrainy wartej 9 mld euro! Skandal? Nie. To Niemcy ratują Putina.

Rosyjska schizofrenia Europy. Gaz czy wspólnotowe wartości?

Od kilku tygodni jesteśmy świadkami rozdwojenia unijnej jaźni, którą wywołuje stosunek do Rosji. To kolejny przykład szybko postępującej dezintegracji Zjednoczonej Europy. Pod wpływem partykularnych interesów konsumentów gazu wali się fundament demokratycznych wartości, a Unia traci


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę