Skok nad szóstą generacją

Zerwanie Xi Jinpinga z – niezbyt długą, skądinąd – polityczną tradycją oddawania sterów Państwa Środka po dekadzie rządów trudno traktować jako wielkie zaskoczenie. Inna sprawa, że Xi otworzył w ten sposób front wewnętrznej wojny z tzw. szóstą generacją chińskich notabli, którzy już ostrzyli sobie zęby na czołowe stanowiska w aparacie.

Mariusz Janik
Xi Jinping, foto: Kremlin.ru, CC BY 4.0, via Wikimedia Commons

Przez dziesięć lat rządów media i dyplomaci z całego świata skrzętnie odnotowywali sygnały nadchodzącego wstrząsu dla chińskiego systemu. Przygrywką do rządów ambitnego – choć długo pozostającego w cieniu – polityka były symboliczne nawiązania do czasów Mao oraz brutalna rozprawa z rywalem: nazywanym "szeryfem z Kantonu" sekretarzem partyjnym z Chongqing (niegdyś Kanton), Bo Xilai. Dla Bo rozgrywka skończyła się wyrokiem dożywocia za korupcję i konfiskatą majątku.

Pełzający smok

Kolejny mocny sygnał przyszedł w 2017 r., kiedy to podczas analogicznych obrad partyjnego kongresu Xi powinien przedstawić swojego przyszłego następcę. Nie zrobił tego – ani bezpośrednio, ani pośrednio. Ba, mało tego: tuż przez ówczesnym Kongresem wysoko obstawiany w rankingach przyszłych liderów Sun Zhengcai (też polityk z Kantonu, jak Bo) trafił do aresztu, a po Kongresie – do więzienia, skazany za korupcję. A w Biurze Politycznym, czyli w gruncie rzeczy najwyższym organie decyzyjnym partii, rozsiedli się przedstawiciele dwóch konkurencyjnych frakcji, które w sporym uproszczeniu można by nazwać "piątą" i "szóstą" generacją chińskich komunistów. Układ sił wskazywał na remis – 3:3 – co pozwalało mieć jeszcze nadzieję, że "szósta" generacja rzeczywiście w końcu zastąpi "piątą".

Okazuje się jednak, że przepaść między tymi frakcjami może być głębsza, niż zwykle zakładano. Znowuż, w dużym uproszczeniu, rywalizacja tych frakcji to nie tylko prosta kwestia wieku: rówieśnicy Xi Jinpinga to aparatczycy urodzeni zwykle w latach 50., szósta generacja to zazwyczaj politycy urodzeni w latach 60. Ale ten biograficzny szczegół ma swoje znaczące konsekwencje – politycy z generacji Xi "załapali się" jeszcze na represje wobec partyjnych elit, o których zdecydował Mao w latach 60. Wtedy właśnie dzieci partyjnych bonzów wraz z ojcami były wyrywane ze swoich komfortowych domów i kierowane do pracy z broną i łopatą. Xi spędził tak siedem lat młodości.

Szósta generacja tego nie doświadczyła: na okres represji przypadło jej wczesne dzieciństwo, więc proces kończenia szkół podstawowych, średnich, a potem wyższych wypadł najczęściej na lata przełomu i osiem lat rządów Deng Xiaopinga, któremu nie przeszkadzało, że dzieci elit zdobywają wykształcenie w zachodnich placówkach. Być może w oczach Xi to pokolenie partyjnych aparatczyków to słabeusze, może podejrzewa ich o podskórne prozachodnie ciągoty, może jest to prosta konfrontacja o władzę – ale konsekwencje tego uprzedzenia właśnie wyszły na jaw.

Wyprowadzenie dwóch Hu

Październikowy Kongres był tylko dopełnieniem wcześniej zaznaczonej tendencji. Znacząca była scena, która obiegła – przeważnie światowe – media. Sędziwy poprzednik Xi, Hu Jintao, został w pewnej chwili wyprowadzony z obrad. Choć uzasadnieniem tej przedziwnej interwencji były zdrowotne kłopoty Hu, to Xi nie drgnął, zaledwie podniósł wzrok na byłego przywódcę i – może zatem nie był to przypadek – mentora całej "szóstej" generacji.

Jak się wydaje, nieco młodsi towarzysze do ostatniej chwili próbowali jeszcze zawalczyć z nieprzejednaną frakcją "lojalistów" – jak nazywa się grupę polityków z piątej generacji, wiernie oddaną Xi. Hu Chunhua, nazywany Małym Hu (w odróżnieniu od Dużego: Hu Jintao) lider frakcji w ostatnich tygodniach przed Kongresem wrzucił partyjnym gazetom obszerny artykuł o sukcesach kraju, w którym przywołuje nazwisko przywódcy, bagatela, 52 razy. Można się domyślać, że "szósta" generacja nie tylko w ten sposób złożyła Xi stosowne hołdy, walcząc o przychylność przywódcy.

Na darmo jednak. Nowy skład Biura Politycznego to wyłącznie "lojaliści". "Szósta" generacja musi się obejść smakiem, ewentualnie – i to zapewne byłoby najbardziej na rękę Xi – próbować nadal wchodzić w łaski szefa. Póki co, widoki ma mizerne. Przez najbliższe pół roku, do marca 2023 r., będzie trwać proces tranzycji władzy od starej ekipy do nowej: na aucie znalazł się Li Keqiang, dotychczasowy premier, któremu bliżej było do młodszego pokolenia niż równolatków w stylu Xi. Stanowisko wicepremiera stracił wspomniany Hu Chunhua, choć to nikogo nie zaskakuje, bowiem od lat było jasne, że nie jest faworytem Xi – zaledwie raz, w ubiegłym roku, zabrał on go ze sobą na gospodarską wizytę.

Owoce konfrontacji

Czego się zatem spodziewać? Po pierwsze, premiera "miernego, ale wiernego": na tym stanowisku w marcu ma się usadowić Li Qiang – dotychczasowy sekretarz partii z Szanghaju, "partacz" odpowiedzialny za totalny lockdown, który po części przyczynił się do opanowania epidemii Covid-19 w tej wielkiej metropolii, ale zarazem zdusił w niej gospodarkę w stopniu bezprecedensowym, łamiąc szanghajską potęgę gospodarczą. Wysoko w strukturach może się też pojawić Chen Min'er, szef partii w Chongqing – a zatem następca uwięzionych Bo i Suna, nareszcie ktoś bezgranicznie oddany Xi w tym mieście. Jak można zakładać, to zaledwie najważniejsi przedstawiciele frakcji bezgranicznie oddanej przywódcy.

Drugi problem to finał rozprawy z szóstą generacją, eksperci bowiem zachodzą teraz w głowę, czy odepchnięcie jej od konfitur zakończy konfrontację. Przedstawiciele tego pokolenia partyjnych towarzyszy uchodzą za stosunkowo liberalnych technokratów, zwolenników otwierania gospodarki na współpracę ze światem, mniej przywiązanych do partyjnej ortodoksji i linii Mao, a bardziej do kotów z powiedzonka przypisywanego Dengowi - że nieważne czy kot jest biały czy czarny, ważne by łowił myszy.

Jeżeli konfrontacja tych dwóch bloków zacznie się przeciągać, problemów może zacząć przyrastać. Raczej wątpliwe jest, by wpływała ona na Państwo Środka w sposób liberalizujący – bardziej prawdopodobne, że Xi postanowi jeszcze mocniej zewrzeć szeregi i „chwycić za twarz" adwersarzy. Najbardziej kuszące są tu sposoby najprostsze: kampania antykorupcyjna, która przerzedzi najgorętsze głowy wrażej frakcji, ewentualnie - w razie poważniejszych kłopotów - pojawienie się jakiegoś zewnętrznego wroga, który odwróci uwagę od wewnętrznych niesnasek. A tu aż się prosi o eskalację konfliktu z Tajwanem, spór z jego protektorem, czyli Stanami Zjednoczonymi, albo odnowienie żądań adresowanych do dawnego okupanta – Japonii. Przyszłość jawi się zatem w czerwono-czarnych barwach.


Przeczytaj też:

Mit chińskiej racjonalności

Wielu sinologów od lat nas przekonuje, że rząd Chińskiej Republiki Ludowej jest niezwykle racjonalny i podejmuje decyzje w oparciu o 5 tys. lat doświadczeń zgromadzonych przez cywilizację chińską. Rozgrywa on swoją partię szachów, planując ruchy na 100 posunięć do przodu. Drogowskazem dla niego s...

Xi Jinping boi się 90-latka

Aresztowanie w Hongkongu 90-letniego emerytowanego katolickiego arcybiskupa Josepha Zena dobrze pokazuje paranoję chińskiego komunistycznego reżimu. Ale czego się spodziewać po władzy, która niedawno zamknęła w mieszkaniach i zakładach pracy ponad 20 mln mieszkańców Szanghaju.

„Nowy” cesarz Chin

Xi Jinping został ponownie wybrany na przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej. To już trzecia kadencja na tym stanowisku. Nikt oprócz samego Mao Tse Tunga nie piastował tej funkcji tak długo. Wybór Xi jest wyraźnym sygnałem dla świata, że w Państwie Środka nie ma miejsca na poważne zmiany po...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę