Odwilż po lockdownach daje się we znaki – festiwalowe szaleństwo trwa w najlepsze. Oferta polskich festiwali jest nadzwyczajnie bogata, jednak pomimo tak szerokiego spektrum twórców największym powodzeniem cieszą się w kółko te same gwiazdy polskiego hip hopu.
Jak się okazuje, statystycznie młodzi Polacy najchętniej chodzą zobaczyć na żywo lokalne gwiazdy, a listę przebojów Spotify Polska dominują twórcy z klimatów okołorapowych i tak już od kilkudziesięciu miesięcy. Sytuacja jest zupełnie odwrotna od tej sprzed dziesięciu lat.
Cofnijmy się do początku drugiej dekady XXI wieku. Rap nie był najbardziej popularnym gatunkiem na świecie, a na polskim podwórku kultura hip hopu przeżywała głęboki zastój. Dla koneserów amerykańskiego hip hopu to z pewnością dobry czas do wspominania płytowych premier, lecz nie dla polskich słuchaczy, którzy chcieli swoich ulubieńców zobaczyć na żywo. Przyjazd jakiegokolwiek rapera w tamtych czasach to było prawdziwe święto. Takie koncerty jak A$AP Rocky czy Flatbush Zombies w Palladium były nie lada gratką. Zdarzały się huczne występy Drake’a na Open’erze w 2015 roku, Travisa Scotta (2017) i Kendricka Lamara (2018) na Coke Live Festival w Krakowie. Ale między tymi wyjątkami długo, długo nic.
Dziś przyjazd takich światowych supergwiazd to standard. A jednak na tegorocznym Sun Festival w Kołobrzegu występy brytyjskiego Skepty czy amerykańskiego weterana Rick Rossa nie cieszyły się takim powodzeniem jak koncert supergrupy OIO, Taco Hemingwaya czy innych podbijaczy polskich list przebojów. I nie ma w zasadzie czemu się dziwić. Polski rynek fonograficzny przeżył ogromny rozwój, dobra zmiana w pewnym sensie dokonała cudów. Polski Internet wykreował zupełnie nowe, stale rozrastające się grono idoli młodzieży. Jarosław Kaczyński podkreślający wagę przywiązania do własnego podwórka może być jednak nie do końca zachwycony: teraz młodzi ludzie z łatwością rozumieją demoralizujące teksty swoich ulubieńców – gdy słuchali amerykańskiego rapu, nie było to pewnie takie oczywiste. Co więcej: raperzy krytykują władzę. Chodzą nawet pogłoski, że ma ruszyć kampania rządowa ograniczająca dostęp młodzieży do smartfonów i Tik Toka.
A teraz do przyszłości! Wystarczy spojrzeć na line-up tegorocznego Kraków Live Festiwalu, który odbędzie się w już za tydzień, czyli 19 i 20 sierpnia. W ofercie dwóch zagranicznych headlinerów, amerykańska piosenkarka Halsey i Future, król południowego rapu, znany ze swoich tekstów przesiąkniętych do szpiku kości toksyczną męskością.
Future, wydając w poprzedniej dekadzie kilkanaście płyt, zdominował amerykańskie listy przebojów i stał się najbardziej wpływową postacią dla kultury masowej – tak orzekł sam Kanye West, posiadacz miliarda zarobionego na rapie. Nie zdziwiłbym się jednak, gdyby największe tłumy porwał dobrze znany polskiej publice Taco Hemingway, co zrobił już w Kołobrzegu, czy tegoroczny gwiazdor Męskiego Grania – Bedoes, którzy wystąpią tego samego dnia, tak jak ich amerykański konkurent.
Ponadto w Krakowie usłyszeć będzie można Julię Wieniawę, sławną aktorkę i celebrytkę, która wydała w tym roku swój debiutancki album, a także krakowskiego Jana Rapowanie i wschodzące gwiazdy gatunku, takie jak Kinny Zimmer, OKI czy wspólnik Bedoesa - White 2115.
Polska kultura, wiecznie zapatrzona w amerykański sen, być może nadal ulega zewnętrznym wpływom, ale można śmiało przyznać, że po zaczerpnięciu inspiracji wróciła z przytupem na lokalny trzepak.
Jesteśmy świadkami patriotycznego lata.