Stawka realizatorów nowej ekranizacji książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza od początku była zdecydowanie inna niż Jerzego Hoffmana w 1981 r.
Ekipa reżysera Michała Gazdy z Leszkiem Lichotą i Marią Kowalską w rolach głównych walczyła o widownię Netflixa w blisko 200 krajach. Zadanie nie było łatwe, ponieważ klasyczny, do tego historyczny melodramat rzadko gości w platformach opanowanych przez thrillery, kryminały, komedie i kino społeczne. Pewnie dlatego najnowsza wersja „Znachora” więcej ma z nimi wszystkimi wspólnego niż Hoffmana. Jest po prostu współczesna.
Napisałem o thrillerach na pierwszym miejscu nie bez powodu. Tego, że „Znachor” okaże się szlagierem w Polsce, można było się spodziewać, bo „Znachor” od czasu premiery zawsze, czy to w książkowej, czy w filmowej wersji, był u nas przebojem. Dlatego ogłoszenie wyników pierwszego tygodnia obecności w serwisie streamingowym nikogo nie zaskoczyło. Od początku stawką, o którą szła gra, była jednak pozycja w Top 10 filmów nieanglojęzycznych w globalnym rozdaniu Netflixa.
Jak się okazało, ze „Znachorem”, pokazywanym na świecie pod tytułem „Forgotten Love”, wygrał tylko hiszpański thriller „Nigdzie”. Bohaterką jest ciężarna kobieta, która musi uciekać z kraju, gdzie rządzi dyktatura. Podróż odbywa się w kontenerze, który podczas burzy trafia do morza. To, co dzieje się potem, zyskało na całym świecie 23 mln 800 tys. odsłon i dało miejsce w Top 10 nieanglojęzycznych filmów w 93 krajach, gdzie działa Netflix.
Czytając komunikaty podające, że „Znachor” jest drugi w Top 10 nieanglojęzycznych filmów Netflixa, można poczuć nutkę zawodu, bo nieanglojęzyczne kino to rzekomo ubogi krewny anglojęzycznych. To zaś kompletnie rozmija się z wymową „Znachora”. Przecież w filmie Michała Gazdy snobizm hrabiów Czyńskich, uprawiających salonową gadkę o niczym po francusku, przełamuje z siłą tarana Marysia. Teoretycznie dziewczyna pracująca w karczmie, ale pozycja społeczna tego polskiego Kopciuszka ostatecznie okazuje się mniej ważna niż jej prawda, język i osobowość, która ostatecznie zwycięża.
Podobnie jest z filmem Michała Gazdy. Wiadomo, że angielski jest popularniejszy niż polski, nie da się jednak pominąć faktu, że „Znachor” zyskał na świecie więcej odsłon niż anglojęzyczne hity. Może się pochwalić wynikiem 11 mln 900 tys. odsłon, gdy „Reptile”, nr 1 z anglojęzycznej listy szlagierów Netflixa, miał 200 tys. odsłon mniej od polskiej produkcji. To zaś znaczy, że „Znachor” był drugą najczęściej oglądaną pozycją Netflixa na świecie.
Teraz wypada mieć nadzieję, że ci, którzy sugerują się w wybieraniu pozycji do oglądania popularności w zestawieniach hitów, włączą wcześniej czy później „Znachora”. Także w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
Jesień przed nami, zima też, zaś lato na mazowieckiej wsi pokazane wspaniale i to także będzie magnes przyciągający użytkowników Netflixa na świecie. Czy Hollywood to słyszy?!