Trzeba dodać, że magii znikającej puli dodaje fakt, że koncert odbędzie się 2 sierpnia, ale 2024 r. Starszym może to przypominać zapisy na pralkę w PRL, młodszym nic nie musi przypominać, ponieważ wiedzą, że Taylor Swift jest niepowtarzalna i wszystko, co robi, jest pierwsze w historii świata.
Dotyczy to m.in. obecnej trasy koncertowej, która zaczęła się w Ameryce. Jeszcze się nie zaczęła, a już była afera, ponieważ do 2 mln biletów ustawiła się – w Internecie! – kolejka 14 mln fanów. Wśród nich byli tak zwani bookmacherzy drugiego rynku, czyli mówiąc po polsku koniki, które obecnie windują cenę biletów na ponad tysiąc dolarów i więcej, zaś fanki płaczą, że Taylor Swift przez podłych spekulantów nie zobaczą.
Oczywiście w podłym i podstępnym wykupieniu biletów pomogły boty i inne technologiczne chwyty poniżej pasa, co wzbudziło oburzenie nie tylko fanów, ale także i artystki.
Nie pocieszył jej nawet fakt, że w Stanach Zjednoczonych jej tournée już okrzyknięte zostało najbardziej dochodowym w historii kontynentu (600 mln dolarów wpływów), a przy okazji wiadomo też, że globalnie przyniesie miliard Waszyngtonów, co też jest rekordem. Czy panowie z U2 i The Rolling Stones przyjęli to do wiadomości?
W takiej luksusowej sytuacji można zadbać o innych, dlatego menagerowie Swift stworzyli pięcioetapowy sposób dochodzenia do kupna biletów z rejestracją, mailami, kodami itd. itp., opatrzonym (dużymi literami) informacją, że nie wszyscy zmieszczą się na stadionach, gdzie Swift wystąpi. Już wiadomo, że do udziału w koncertach w Buenos Aires aspiruje 3 mln chętnych, a na kilku występach zmieści się może pół miliona szczęśliwców, bo areny nie są z gumy i się nie rozciągną nawet w hołdzie dla Taylor.
Pewne jest tylko jedno, a w zasadzie dwie lub trzy rzeczy: ceny są nieznane, poznają je najpierw ci, którzy się zarejestrowali, ceny na pewno nie będą ruchome, jak w tanich liniach lub na warszawski koncert Beyonce, tylko stałe (chciałoby się powiedzieć urzędowe, ale mamy kapitalizm).
Tak, Szanowni Państwo, do takich rzeczy doszło w czasach wirtualizacji wszystkiego, że zobaczenie gwiazdy na żywo jest bardzo trudne i bardzo drogie.
To co – już Internet Wam nie wystarcza?!