Najważniejsze w konkursie Eurowizji jest chyba to, że jeśli nawet nie kumuluje kontynentalnej sympatii, to bywa testem sąsiedzkich relacji. Nie trzeba być filozofem, by, oglądając głosowania publiczności, zauważyć, że narody, które siebie lubią – na siebie głosują, zaś narody mniej lubiane lub nielubiane wcale – nie dostają głosów od sąsiadów.
Elementem, który fałszuje mapę sympatii, może być migracja. Przykład? Proszę bardzo: Polacy nie mogą głosować na siebie z Polski, ale z Niemiec – już mogą. Z tego chciał skorzystać wychowany w Niemczech Michał Wiśniewski. Trudno powiedzieć, że siódme miejsce w finale to była ta szczęśliwa siódemka, o której marzył.
Oczywiście wyjątkiem w ostatnim czasie jest Ukraina. Wyrazy solidarności po barbarzyńskim ataku Rosjan wyraziły się również w zeszłorocznym zwycięstwie Kalush Orchestra, ale warto dodać, że Ukraińcy nie tylko dronami nawigują nowocześnie: oni zawsze potrafili wygrywać w Eurowizji, zdobywając przywilej organizacji konkursu. Przypomnijmy: już trzy razy!
Teraz skorzystanie z tego przywileju w Kijowie nie jest możliwe z powodu wojny, dlatego organizatorem została Anglia, która rok temu zajęła drugie miejsce. W Liverpoolu honoruje zwycięstwo Ukraińców parytetem pośród prezenterek, a także filmowymi prezentacjami krajoznawczymi pomiędzy piosenkami, co stanowi darmowy czas reklamowy.
A my? Ciągle musimy pocieszać się drugim miejscem Edyty Górniak w 1994 r., tak jak pocieszamy się wiktorią wiedeńską, po której przyszedł czas klęsk. Przypomnijmy daty hańby: w 2000 i 2002 r. reprezentantów TVP nie było w finałach. Potem byli, ale jakoby ich nie było, bo mieli takie szanse jak polscy piłkarze. Żadne.
W tym roku również mamy huśtawkę nastrojów, ponieważ najpierw publiczność ujęła się za wykonawcą, który śpiewał rzekomo po angielsku, ale tylko dla tych, którzy języka nie kojarzą, zaś laureatka eliminacji Blanka tak śpiewała, że mało kto poza jury chciał jej słuchać.
Jury tłumaczyło, że faktycznie Blance nie poszło najlepiej, ale kiedyś słyszeli, że śpiewa dobrze i dlatego jej zaufali.
Nawet jeśli ktoś nie ma zaufania do jury, może ufać swoim oczom w kwestii tańca i wyglądu Blanki. Tu jest dobrze, a na takiej paradzie próżności, jaką jest Eurowizja, gibkie ruchy i wygląd modelki mogą mieć znaczenie. Mogą, jeśli nie zagłuszy ich jakiś wokalny fałsz.
Bookmacherzy, którzy coś tam o konkursach wiedzą, a nawet z obstawiania zwycięzców żyją i to dość ekskluzywnie, bardziej wierzą w Blankę niż wielu z nas. Blanka ma też dużą oglądalność w kanale Eurowizji w YouTube. Może więc…
Wiadomo bowiem, że łatwo pośmiać się z Eurowizji, ale wygrywać już trudniej. Niektórzy dopatrują się w tym podobnych metod walki, co u opozycji. Wygrasz wybory – musisz rządzić. Wygrasz Eurowizję – musisz zorganizować kolejną edycję konkursu. A to, panie, koszty są. Zjeżdża się z Europejskiej Unii Nadawców mnóstwo darmozjadów. Nie ukrywajmy też, że Eurowizja od dawna ma charakter, jak to się pięknie teraz mówi, queerowy.
Proszę sobie wyobrazić manifestację w Warszawie, która ciągle chce być Budapesztem, wszelkich możliwych orientacji seksualnych na koszt TVP, które w obecnej formie państwowe dotacje zawdzięcza raczej uprawianiu hejtu wobec LGBT+, aniżeli hołubieniu mniejszości.
Byłby więc kłopot.
Chyba że Polacy zagłosują inaczej niż poprzednio. Chyba że Europejczycy zagłosują inaczej niż poprzednio. Ale czy to możliwe?