Sztuka dla nas, ludzi, jest ważna. Towarzyszy homo sapiens od zarania dziejów.
Najstarsza zachowała się w jaskiniach lub głęboko pod ziemią. Wiadomo – deszcz, słońce i wiatr nie są dobrymi sojusznikami jej przetrwania. Niemniej chłonięcie sztuki na wolnym powietrzu to prawdziwy rarytas. Nie chodzi tylko o oglądanie piramid, katedr czy ruin zamków. Chodzi o takie zdarzenia, w których albo można partycypować, albo które można smakować. Pod koniec lutego i w pierwszej połowie marca miałem dwie takie okazje. Nie było to w zaśnieżonej zimnej Polsce, ale w tzw. krajach Ameryki Łacińskiej – w Kostaryce i Brazylii.
Najpierw słynny Envision Festival w Kostaryce, który odbywa się od 2011 r. Duża przestrzeń artystyczna wypełniona scenami (15 różnej wielkości), gdzie muzyka – ta na żywo i ta elektroniczna – nadaje miejscu wibracji. Gdzie wykłady (często interaktywne) nadają intelektualny smak debaty. Naprawdę dobrze i ciekawie. Można usłyszeć rockowe bity z Kalifornii, reggae z Ghany i niski głos Indian z amazońskiej dżungli, a także głos lekarza, który przebadał blisko 5 tys. osób spożywających marihuanę, i aktywistę, który wieszczy, co będzie po kapitalizmie. Nikt nikogo nie nagabuje, wszyscy – a jest ich 10–15 tys. – uczestniczą zgodnie ze swoim rytmem, zgodnie chowając się przed intensywnymi promieniami słońca. Przedział wiekowy to głównie 20–40 lat, ale i trochę lub znacznie starsi też się często zdarzają. To współczesna debata o świecie, współczesne spędzanie czasu w pięknych okolicznościach przyrody, z dużą dozą wolności i wyrażania swoich emocji – zarówno strojem, tańcem, ruchem, jak i partycypacją.
Potem trafiłem do Brazylii, do znanego ogrodu botanicznego i parku sztuki Inhotim, w stanie Minas Gerais. Tu na obszarze około 150 hektarów zamożny przedsiębiorca Bernardo Paz, po dyskusji z artystami, najpierw założył ogród botaniczny, a następnie park sztuki. Wszystko powstało w latach 2006–2016. Aż w 23 galeriach, na polanach i w głębokiej dżungli, możemy znaleźć 100 z 500 zgromadzonych przez przedsiębiorcę dzieł sztuki. Galerie same w sobie to perełki architektury, a otoczenie roślin, wzgórz i wody dodaje im blasku. Możemy znaleźć rzeźby, instalacje muzyczne (np. głos Ziemi z głębokości 200 m), niebojące się kontrowersji krany czy dzbany z ludzką krwią, zdjęcia Indian z Amazonii sprzed wielu dziesięcioleci pod wpływem ayahuaski lub plac zabaw inspirowany zażywaniem kokainy. Jednym słowem mocno i zdecydowanie bez znieczulenia. W kontraście do bezkompromisowego przekazu – zadbane alejki i elektryczne pojazdy golfowe łączące różne zakątki dawnej plantacji. Co ciekawe, właściciel posadził na miejscu 1400 rodzajów palm z całego świata. Dzieje się tu dużo, na każdym kroku nie brakuje powodów do emocji i ekscytacji. W rekordowym 2019 r. miejsce odwiedzało średnio 3 tys. ludzi dziennie!
Oba miejsca powstały w ciągu ostatnich 20 lat. Dwa miejsca, dwa doświadczenia. Nieważne dla mnie są intencje, jak niektórzy mówią – pieniądze, odpisy podatkowe czy projekty deweloperskie. Liczy się efekt. Tak z emocji, ambicji, a może i chęci zysku dzieją się dwie ekspozycje – jedna co roku, druga przez cały rok. Dwie inspiracje do refleksji, do przeżywania swojego życia. To miejsca, gdzie sztuka nam towarzyszy, czasami bulwersuje, czasami olśniewa, ale jest i dodaje naszej egzystencji wartościowych bodźców. Przechodzimy kolejny etap procesu cywilizacji. Oby takich działań było więcej.
Viva Art! A jak na świeżym powietrzu, to jeszcze lepiej!
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.