Wiadomo: kino miało zabić teatr, telewizja miała zabić kino, a przy okazji radio. Z jeszcze nowszych rewelacji – płyta kompaktowa miała zabić winylową. Za pewnym znanym pisarzem czarna płyta mogłaby powtórzyć: wiadomości o mojej śmierci są przedwczesne. Tylko w Stanach Zjednoczonych w zeszłym roku sprzedaż winyli była wyższa niż kompaktów. Ale nie wierzcie, proszę, w śmierć płyty kompaktowej. Jeżeli wraca moda na kasetę – kompakty też wrócą. Oczywiście wszystko w swojej skali – ale w przyrodzie, poza niektórymi gatunkami, ludzkie wynalazki, zwłaszcza te związane z rozrywką, nie giną.
Przekonali się o tym organizatorzy wielkich koncertów, gdy minął – i słusznie! – czas pandemii. Wielu już kładło stadionowe imprezy muzyczne do grobu. Wskazywano zagrożenia płynące ze streamingu, a jednak, gdy tylko można było, fani wrócili na stadiony – i to liczniej niż kiedykolwiek, płacąc więcej niż w przeszłości.
Jak podał portal Pollstar.com, najważniejsze wskaźniki potwierdzają hossę. W 2022 r. wpływy ze stu najbardziej dochodowych amerykańskich tournée wyniosły 6,28 mld dolarów przy 5,55 mld dolarów w przedpandemicznym roku 2019. Na te sto najważniejszych amerykańskich tournée sprzedano też więcej biletów – 59,2 mln przy 57,7 mln w 2019 r.
Sprzedano, choć najsłynniejsi artyści stadionowi, czyli U2, pauzowali, zaś The Rolling Stones grali z ograniczeniami wynikającymi z wieku Micka Jaggera i Keitha Richardsa oraz śmierci Charliego Wattsa, słynnego perkusisty kwartetu.
A jednak koncertowy świat się nie zawalił, co więcej, jak wskazują dane – znów poszedł do przodu. Owszem, wśród gwiazd, które napędzały kasę, są wciąż dinozaury, takie jak Elton John czy Paul McCartney, ale z całym szacunkiem dla nich – młodzi mają już swoich Eltonów i Paulów. Starsi mogą ich różnie oceniać, pewnie nawet im się nie podobają, jednak to młodzi przejmują stery biznesu.
Paul McCartney stracił pozycję lidera, jeśli chodzi o najwyższe wpływy za show. Owszem, wciąż były bardzo wysokie, trudno inaczej przecież powiedzieć o 6,6 mln dolarów za koncert, jednak jest już nowa gwiazda, która bierze więcej. To The Weeknd, który uzyskał astronomiczną średnią ponad 6,9 mln dolarów za jeden występ w minionym roku.
O The Weeknd pewnie większość z nas słyszała. Jest grany przez radia, pisze się o nim jako nowym Michaelu Jacksonie. Kto jednak słyszał o facecie o pseudonimie Bad Bunny? Polska wikipedia szczególnie go nie rozpieszcza. Może i nie warto pamiętać Bunny’ego na dłużej, a może i warto, bo to on z wynikiem 393,3 mln dolarów wpływów zameldował się pierwszy na szczycie podium w kategorii artystów, którzy zanotowali w 2022 r największe wpływy z koncertów na świecie.
Tak naprawdę nazywa się Benito Antonio Martínez Ocasio, jest Portorykańczykiem, ma 28 lat, gra muzykę łączącą reggae, hip hop i pop. Pewnie wielu mędrców nie dałoby za niego złamanego szeląga, ale on łaski nie potrzebuje, ponieważ łatwo w branży nie zginie, a wraz z takimi jak on koncerty stadionowe również.
Nawet jeśli U2, Stonesi i Paul McCartney mniej będą mogli w tej branży osiągnąć – areny pozostaną pełne, bo tak jest od rzymskich czasów. Ludzie chcą igrzysk i chleba, nawet jeśli sami muszą sobie za to zapłacić. Ave!