Dorosłe dzieci

„Kidultsi” wychodzą z szafy

Czy zdarzyło Ci się spoglądać w sklepach na półki z zabawkami ze wstydliwym pożądaniem, chociaż nie masz dzieci lub też dawno wyfrunęły już one z gniazda? Nie jesteś sam/a! Zjawisko dorosłych, którzy kupują zabawki dla siebie na własny użytek, staje się tak popularne, że doczekało się swojego nazewnictwa. Poznajcie „kidultsów” – dorosłych, którzy nie boją się celebrować dziecięcej strony swojej osobowości.

Zofia Brzezińska
Foto: Adobe Express

Słowo „kidult” powstało z połączenia angielskich wyrazów „kid” (dziecko) oraz „adult” (dorosły). Po raz pierwszy pojawiło się ono w raporcie dotyczącym rynku zabawek w USA, zaprezentowanym przez portal stacji NBC News. Wnioski, do jakich doszli autorzy tego raportu, mogą z pewnością być mocno zaskakujące. Według nich branżę napędzają ostatnio dwa czynniki: inflacja oraz dorośli, którzy nabywają zabawki przypominające im minione dzieciństwo. Jak jednoznacznie sugeruje raport, ci drudzy są odpowiedzialni już za jedną czwartą (!) rocznego obrotu na rynku zabawek, wycenianego obecnie na 9 mld dolarów.

A skąd właściwie wiadomo, jakie jest przeznaczenie nabywanych zabawek? Przecież klient nie ma obowiązku spowiadać się nikomu z celów swoich zakupów ani wyjaśniać, czy daną rzecz kupuje dla dziecka, czy też dla siebie. Na przedmiotowe wnioski wskazuje jednak kilka przesłanek. Przede wszystkim statystyki ujawniają, że większość kupowanych przez tę grupę produktów stanowią zabawki kolekcjonerskie, związane z minionymi już trendami i modami, z wizerunkami superbohaterów popularnych kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu, czy też nawiązujące do kreskówek, będących przebojami w ubiegłych dekadach. Zaobserwowano także, że wzrost zainteresowania tego typu towarami nastąpił w okolicach pandemii. Nietrudno odgadnąć, że „uwięzieni” wówczas w swoich domach ludzie z nostalgią wspominali lepsze czasy i szukali sposobów na umilenie sobie tego trudnego przeżycia.

Najliczniejszą grupę „kidultsów” stanowią 30- oraz 40-latkowie, chociaż do tej zbiorowości zaliczane są już nawet osoby, które ukończyły 12 lat (co moim zdaniem jest grubą przesadą, wszak nastolatki w tym wieku to jeszcze zupełne dzieciaki). „Dorosłe” dzieci mają jednak nad swoimi młodszymi kolegami znaczną przewagę – przede wszystkim własne dochody, które mogą inwestować w całkowicie dowolny sposób bez konieczności pytania rodziców o pozwolenie. Producenci zabawek doskonale zdają sobie z tego sprawę, dlatego dwoją się i troją, aby zaspokoić wyrafinowane gusta kilkudziesięcioletnich „dzieci” i wygenerować ich kosztem jak największy zysk. Jest to przecież grupa docelowa, która funkcjonuje na rynku pracy już od dłuższego czasu i z dużą dozą prawdopodobieństwa zdążyła już osiągnąć ustabilizowaną sytuację finansową, co pozwala mieć nadzieję, że spełniając niezrealizowane marzenia z dzieciństwa – nie będzie się ograniczać. Z myślą więc o tych obiecujących klientach producenci pracują pełną parą, wypuszczając na rynek kolejne figurki z kultowych uniwersów, zestawów LEGO dla dorosłych czy też przeznaczonych dla nich lalek Barbie.

Huczna premiera najnowszego filmu „Barbie” z całą pewnością doprowadzi do nasilenia się zjawiska. Po lalki wyruszą nie tylko dziewczynki czy ich tęskniące za swoją młodością mamy, ale wszyscy spragnieni pamiątek po seansie wielbiciele dzieła Grety Gerwig. Cóż, ja raczej kupowanie kolejnych „Barbie” sobie odpuszczę, chociaż nie przeczę, że lubię w sklepie na tej Różowej Królowej czasem zawiesić oko. Ale piękna porcelanowa lalka o wspaniałych lokach i cudnej, jakby żywcem przeniesionej z XIX wieku sukni? Natychmiast wyciągnę portfel. W moim mieszkaniu posiadam już znaczną kolekcję porcelanowych dam. Nie bawię się nimi, ale lubię na nie patrzeć, a ich obecność sprawia mi przyjemność. Dlaczego więc mam jej sobie odmawiać? Bo niektórzy stetryczali malkontenci powiedzą, że 30-latka jest już za „stara” na lalki…?


Przeczytaj też:

Come on Barbie, let’s make money!

– Come on Barbie, let"s go party – śpiewał filuternie Ken w nieśmiertelnym przeboju AQUY. Wykreowany w piosence „Barbie Girl” świat powróci niedługo na ekrany kin w filmowym hicie tego lata „Barbie”. Jak się okazuje, sprytni przedsiębiorcy potrafią zamienić ludzkie sentymenty ...

Seksbomba i atomowa bomba

Rzadko zdarza się weekend, podczas którego rywalizują o wpływy z kasy tak bardzo różne produkcje, jak „Barbie” czy „Oppenheimer”, choć nie wyciągałbym zbyt pochopnych wniosków.

Być jak kura domowa

W angielskiej (choć nie tylko) modzie pojawił się nowy trend. Wygląda jak czarno-biały dubbingowany amerykański film z przełomu lat 50. i 60. Widzimy na nim uśmiechniętą panią domu, zawsze w pełnym makijażu, ubraną w fartuch, spódnicę i szpilki, podającą obiad zadowolonemu mężowi i dzieciom. Mężc...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę