Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego

Tłumy na pustkowiu

Jest druga połowa stycznia. Nawet najwytrwalsi uczelniani olewacze czują oddech sesji na karku. W ciągu dnia, w tym samym czasie, w czytelni biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego potrafi siedzieć jednocześnie nawet dziewięćset osób. Jednak to, co władze Uniwersytetu oferują w budynku biblioteki, kompletnie nie przystaje do potrzeb studentów.

Jakub „Gessler” Nowak
Foto: Szczebrzeszynski, Public domain, via Wikimedia Commons

BUW jest nie tylko biblioteką, ale też przestrzenią, która powinna być dostosowana do tego, by studenci mogli spędzać w niej regularnie po kilka godzin dziennie. Aktualnie potrzeby czytelników wydają się jakby ignorowane przez władzę uczelni. Pracując, potrzebujemy miejsc, by zjeść, odpocząć, czy komfortowo skorzystać z toalety. Biblioteka nie daje nam tego komfortu. Wydaje się, że władzom uczelni przede wszystkim zależy na zarobku z wynajęcia lokali usługowych, a dopiero potem na dobrostanie studentów. Choć i to idzie im kiepsko, bo aktualnie większość lokali stoi pustych. W trakcie nauki nie ma gdzie na terenie BUW-u zjeść. Lokal, w którym znajdowała się stołówka „Rewers” od 3 lat stoi niewynajęty, a jedynym miejscem, w którym można coś niedrogo przekąsić, jest piekarnia „Lubaszka” po drugiej stronie ulicy. Tylko jak wiele dni można wyżyć na kawałkach pizzy i pasztecikach? W zeszłym roku po wyjątkowo intensywnym maratonie sesyjnym zaczynało mnie już mdlić na myśl o smaku pepperoni z „Lubaszki”. Dlaczego najlepsza i największa uczelnia w Polsce nie ma na terenie swojej biblioteki stołówki oferującej obiady w uczciwej cenie? Uniwersytet broni się tym, że przestrzeń po „Rewersie” jest oferowana po cenach rynkowych i brakuje chętnych, by ją wynająć. Zastanawia mnie jednak, jak wysokie oczekiwania finansowe musi mieć uczelnia, że nikomu nie opłaca się założyć jadłodajni z jedzeniem w cenach na studencką kieszeń. Wydaję się, że muszą być naprawdę niesłychane, biorąc pod uwagę, że mimo że każdego dnia budynek odwiedza co najmniej kilkaset osób, to chętnych na otwarcie biznesu brak. Nieoficjalne źródła donoszą, że wynajęciem zainteresowany był McDonald’s, ale na tę propozycję nie zgodziły się władze Uniwersytetu. Może to i lepiej. Podobno jeszcze kilka lat temu w budynku BUW-u mieściło się aż siedem lokali gastronomicznych, teraz zostały dwa w cenach raczej nie na studencką kieszeń. Na próbie dopasowania oferty budynku biblioteki do klimatu zgentryfikowanego Powiśla tracą nie tylko studenci, ale, jak widać, też uczelnia, w której lokalach do wynajęcia baraszkują pająki w rozrastających się pajęczynach i dudni wiatr. Najwyższy czas na dostosowanie budynku do potrzeb i możliwości studentów.

Można mieć różne opinie na temat tego, jak starzeje się architektura gmachu biblioteki. Jest to temat, delikatnie rzecz ujmując, kontrowersyjny. Co do jednej rzeczy można być jednak pewnym, design toalet jest wręcz odpychający. Wszystkim, którzy nie mieli okazji odwiedzić, polecam – można się poczuć jak na planie filmu o amerykańskim więzieniu. Toalety BUW-u są zaprojektowane, jakby były stworzone do mycia Kärcherem. Płytki po sam sufit, odpływ w podłodze, umywalki i sedesy wytłoczone z blachy. We wszystkich kabinach brakuje desek klozetowych, również w toalecie dla osób z niepełnosprawnością. Wszystko ciasne i utrzymane w palecie barw szaro-zgniło zielonej. Nawet lustra nie są zrobione ze szkła, tylko z niezbyt dobrze wypolerowanego metalu. Problem nie wydaje się ważki, ale jednak w jaki sposób przyszli intelektualiści mają się czuć komfortowo w trakcie nauki, jeśli toalety są zaprojektowane jak w areszcie dla wyjątkowo niebezpiecznych i destruktywnych chuliganów. Podejrzewam, że są to pozostałości po estetycznie trudnych późnych latach 90. – ale, no, może czas na remont?...

Jako student UW czuje się lekceważony przez władze uczelni, które kompletnie nie wykazują zainteresowania tym, by czytelnicy mogli pracować w warunkach na tyle komfortowych, by być produktywnym. Największe zachodnie uczelnie dbają o bezpieczeństwo socjalne studentów, a na UW tego wyraźnie brakuje. Dobra uczelnia to nie tylko taka, na której jest znana w świecie nauki i wyspecjalizowana kadra. Dobra uczelnia to też taka, która dba o komfort studiowania. Łatwiej jest rozwijać swoje możliwości intelektualne, gdy uczelnia troszczy się o to, by mieć co do tego dogodne warunki. Nie powinniśmy się dziwić, że polskie uczelnie plasują się tak nisko w międzynarodowych rankingach, jeśli najlepsza i największa z nich w ogóle nie myśli o tym, w jakich warunkach studenci mają się rozwijać. Skupienie się na potrzebach studentów powinno być pierwszym krokiem do tego, by uczelnia zaczęła się piąć po stopniach drabiny rankingu Szanghajskiego.


Przeczytaj też:

Święte krowy błogiej ciszy

Mieszkańcy Warszawskiej Saskiej Kępy skarżą się na hałas z nadwiślańskich klubów. Padają hasła o przeniesieniu się „patologii” z Powiśla. Nie da się podobno siedzieć na balkonach, bo bass trzęsie całym blokiem.  Ale czy życie nocne nie jest ważne? Czy chcemy stolicy do 22:00?

Betonoza Pięciu Rogów

Ponad pół roku temu Prezydent Rafał Trzaskowski „otworzył” po prawie roku przebudowy Plac Pięciu Rogów. Miało to być miejsce symboliczne, jedna z wizytówek nowoczesnej przebudowy stolicy. Czy plan się udał, czy 15 milionów z kieszeni podatnika jak w wielu innych miastach utopiono w betonie? Jak p...

Wyburzenia warszawskiej kultury

11 listopada Warszawiacy ostatecznie stracili możliwość odwiedzenia legendarnego klubu i centrum kultury, jakim była Spółdzielnia Socjalna Pogłos. Czy na zawsze?


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę