II wojna światowa

Hitler i Stalin: miłość aż po grób. Część III

Wielki niemiecki filozof i twórca nowoczesnego systemu idealistycznego Georg Wilhelm Friedrich Hegel głosił, że poprzez działania wielkich „światowo-historycznych" indywidualności realizuje się wola Opatrzności i ujawnia „wola ducha świata". Czy duch zatem przemówił do ludzkości przez Hitlera i Stalina, którzy byli sobą zafascynowani?

Paweł Łepkowski
Pierwsza strona „Prawdy”. Zdjęcie Wiaczesława Mołotowa i Adolfa Hitlera podczas wizyty w Kancelarii Rzeszy, 1940 r. foto: Mikhail Kalashnikov (1906-1944), retusz: OlloSnow, Public domain, via Wikimedia Commons

„Zasługują na nazwę bohaterów, ponieważ swój cel i powołanie czerpali nie tylko ze spokojnego, uporządkowanego istniejącym układem stosunków, uświęconego biegu rzeczy, lecz ze źródła, którego treść była ukryta i jeszcze nie dojrzała do współczesnego istnienia, z wewnętrznego, podziemnego jeszcze ducha, który uderza w skorupę zewnętrznego świata i rozsadza ją, ponieważ jest jądrem różnym od jądra skorupy". Ten pogląd doskonale znali Stalin i Hitler. Utożsamiali się z nim. Dostrzegali w swoich działaniach wizję budowy nowego świata, który jest realizacją woli Opatrzności. Hitler wyraził to dobitnie w drugim rozdziale „Mein Kampf": „Wierzę dziś, że moje przywództwo jest dziełem woli samego wszechmogącego Stwórcy".

Stalin też dopatrywał się w swoich czynach realizacji wyższego planu, choć jako zadeklarowany ateista nie wspominał o Bogu. Nie oznacza to wcale, że nie wierzył w sprawy wyższe. Patriarcha Gruzji Eliasz II powiedział kiedyś, że „Stalin był wybitną osobowością, jakie rodzą się rzadko (...) Myślę, że wierzył w Boga, szczególnie w ostatnich latach życia".

Hitler i Stalin jako ludzie głęboko podzielający pogląd Hegla o roli wybitnych jednostek w dziejach świata musieli być sobą wzajemnie zafascynowani. Przy czym straszliwe zbrodnie, których byli inicjatorami, nie były dla nich istotne. Wyznawali przecież filozofię Hegla, który uważał, że „dzieje powszechne toczą się na płaszczyźnie wyższej niż ta, która jest właściwym terenem moralności, na płaszczyźnie wyższej niż dziedzina prywatnych przekonań, sumienia jednostki". Hitler często powtarzał słowa Hegla, że „wielki człowiek musi zdeptać na swej drodze niejeden niewinny kwiat i niejedną rzecz zburzyć".

Hitler i Stalin prawdopodobnie nigdy nie poznali się osobiście, choć istnieją nieco fantastyczne teorie, że do takich spotkań mogło dojść. Jeżeli nawet tak było, to obie strony zatarły po nich wszelkie ślady, tak aby nie pozostały nam w tym temacie nawet jakiekolwiek spekulacje. Ale czy obaj dyktatorzy się nie znali? O nie, wiedzieli o sobie bardzo dużo i byli przekonani, że zostali wyznaczeni do wyjątkowej roli w życiu. W ten sposób wyrażali do siebie szacunek. Stalin w ponurym milczeniu, choć z nieukrywaną admiracją, oglądał niemieckie kroniki i filmy propagandowe ukazujące perfekcyjnie zorganizowane nazistowskie parteitagi, defilady Wehrmachtu w zdobytych miastach i wreszcie samego Hitlera płomiennie przemawiającego do zahipnotyzowanego tłumu. Zazdrościł Austriakowi postawy i umiejętności oratorskich. Sam był bowiem niskim mężczyzną, o zniszczonej przez ospę twarzy, mówiącym po rosyjsku z ciężkim gruzińskim akcentem i wiecznie ukrywającym chorą, nieco krótszą rękę. Był to wynik wypadku z dzieciństwa, który doprowadził go do atrofii mięśni lewej ręki. Niesprawna ręka uchroniła go przed służbą wojskową, ale wywołała kompleksy na całe życie.

Było też wiele znaczących podobieństw, które ich do siebie zbliżały: obaj gardzili swoimi ojcami, obsesyjnie myśleli o matkach, rozpoczęli karierę od samego dołu społecznego, żeby zajść na sam szczyt, poznali nędzę w jej najbardziej szkaradnej postaci oraz przyszło im rządzić nie swoim narodem.

Stalin miał jednak jedną przewagę nad Hitlerem – do władzy doszedł 11 lat wcześniej, w marcu 1922 r.

Dziwna misja Mołotowa

Chociaż prawdopodobnie nigdy się nie spotkali, to mało kto dziś pamięta, że prowadzili ze sobą półprywatną korespondencję i przesyłali sobie pewne wymowne przesłania. Najbardziej znany jest oczywiście list Hitlera do Stalina z 20 sierpnia 1939 r., kiedy Hitler pisał: „Panie Stalin, (...) Niemcy wznawiają linię polityczną, która była korzystna dla obu państw w ciągu minionych stuleci". Chodziło w tym przypadku oczywiście o kolejny rozbiór Polski. Jednak 14 miesięcy po zawarciu paktu Ribbentrop-Mołotow, w listopadzie 1940 r., coś zaczęło pękać w relacjach Berlina z Moskwą. Europa zachodnia z wyjątkiem Półwyspu Iberyjskiego, Szwecji i Szwajcarii znalazła się w strefie wpływów Hitlera i teraz realizacja umów handlowych z ZSRR nie miała już tak priorytetowego charakteru jak w drugiej połowie 1939 r. Zaniepokojony tym obrotem spraw Stalin wysłał do Berlina szefa rządu radzieckiego i jednocześnie ministra spraw zagranicznych Wiaczesława Mołotowa.

Ten miał przypomnieć Hitlerowi, że to nie Niemcy decydują o podziale Europy, ale dzieje się tak, ponieważ zaaprobował to sam Stalin, który wcale nie zamierzał się zaspokoić wyłącznie okupacją krajów bałtyckich, Besarabii, zachodniej Ukrainy i części Białorusi. Teraz sowiecki dyktator dla wypróbowania lojalności Hitlera zażądał wiążących uzgodnień co do przyszłości niektórych cieśnin morskich, Węgier, Polski, Bułgarii, Rumunii i Turcji. Żądania Mołotowa przypominały te, które zostały cztery lata później przedstawione aliantom zachodnim w Poczdamie – podział Europy według klucza, który poznaliśmy po 1945 r. Nie oznaczało to wcale, że apetyty Stalina miały zostać zaspokojone jedynie aneksją krajów centralnej Europy. Przecież to on sam powie kilka lat później, że jest zawiedziony wynikiem II wojny światowej, skoro car Aleksander dotarł do Paryża, a Armia Czerwona zatrzymała się „zaledwie" w Berlinie.

Zaangażowanie w organizację misji Mołotowa do Berlina, jakie wykazał Stalin, bardzo zaniepokoiło Hitlera. Nagle uzmysłowił sobie, że wojna na wschodzie jest nieunikniona. Przyjęło się uważać, że nie zdawał sobie sprawy, że wojna na dwa fronty skaże Niemcy na przegraną. To oczywiście jest bzdura z uporem powtarzana w licznych opracowaniach historycznych. Jako żołnierz frontu zachodniego I wojny światowej, który doskonale pamiętał skutki ofensywy Brusiłowa, wiedział, że wojna na dwóch frontach to przepis na klęskę. Mimo to jednak zaryzykował i o mało nie odniósł sukcesu, kiedy jego wojska w październiku 1941 r. podeszły pod rosyjską stolicę.

Wizyta Mołotowa w Berlinie miała niezwykłą oprawę, świadczącą, że Sowieci nadają jej nadzwyczajną rangę. Przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych ZSRR żegnało demonstracyjnie na Dworcu Białoruskim w Moskwie aż pięciu marszałków Związku Radzieckiego, a także Beria, Mikojan i Timoszenko. Delegacja radziecka liczyła aż 65 ministrów i sekretarzy stanu oraz 16 pracowników radzieckiej służby bezpieczeństwa, którzy mieli dokładnie obserwować przebieg spotkań, żeby Stalinowi przekazać precyzyjne sprawozdanie. W powietrzu coś wisiało. W Berlinie odczuwano niepokój.

Osobiste przesłanie Stalina do Hitlera

Pierwsze zdumienie Niemców wzbudziło oświadczenie Mołotowa, że umowy niemiecko-radzieckie z 1939 r. „dotyczą tylko określonego etapu i w odniesieniu do terytorium należałoby podjąć nowe ustalenia". Paul Schmidt, tłumacz szefa niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który był obecny w czasie rozmowy Hitlera z Mołotowem, zanotował: „Od czasu rokowań w Monachium z Chamberleinem nie uczestniczyłem w tak ostrej wymianie zdań jak w Berlinie podczas rozmowy Hitlera z Mołotowem. W mojej opinii padły wówczas decyzje, które stały się powodem ataku Hitlera za ZSRR".

Sam Hermann Göring oświadczył później, że wystąpienie Mołotowa „o mało nie zrzuciło nas z krzeseł". Niemiecki historyk Werner Maser uważał, że Stalin wysłał Mołotowa do Berlina, „aby ten jednoznacznie powiadomił Hitlera, że to on, Stalin, pomimo punktów ustalonych w pakcie, będzie w przyszłości podejmował rozstrzygające decyzje". Maser uważał, że przesłanie to miał wyrażać prezent, jaki Mołotow wręczył Hitlerowi od Stalina. Był to osobiście wybrany przez sowieckiego dyktatora obraz z leningradzkiego Ermitażu, dzieło nieznanego rosyjskiego malarza z XIX w. ukazujące izraelitę Tobiasza uzdrawiającego ze ślepoty swego ojca Tobiasza Starszego. Obraz o wymiarach 52,8 x 66,2 cm miał aż 9 pieczęci Ermitażu. Niestety, po wojnie zaginął i nie dysponujemy żadnym jego zdjęciem. Pierwowzorem tematu tego dzieła była grecka, apokryficzna „Księga Tobiasza", napisana prawdopodobnie dwa wieki przed Chrystusem. Opisuje ona cud uzdrowienia starego Tobiasza dokonany przez jego syna, który pociera oczy starca rybimi łuskami. Przesłanie od Stalina było jednoznaczne: Tobiaszem starszym jest pozbawiony charyzmy i wojowniczego wyglądu, pogubiony Hitler i tylko sojusz ze Stalinem go uzdrawia i pozwala ujrzeć prawdziwy kierunek, w jakim zmierza ludzkość.

Hitler był zapewne zdumiony prezentem od Stalina. „Kto tu jest starym Tobiaszem, a kto jego synem?" – pytał oburzony. Przecież w listopadzie 1940 r. był u szczytu potęgi. Wielka Brytania walczyła o przetrwanie, Amerykę zdominowali izolacjoniści niechcący mieszać się do spraw europejskich, a niemieccy żołdacy doskonale bawili się w kabaretach Paryża i popijali najlepsze wino pod wieżą Eiffla. Hitler musiał zrozumieć, że prezent od Stalina oznacza wyzwanie: dzielimy się łupami po równo albo wkrótce przyjdę i odbiorę ci wszystko.

Jego dotychczasowy idol, od którego nauczył się intryganctwa, czystek politycznych, politycznego kunktatorstwa i pogardy dla wszelkich wartości, teraz miał się zamienić w jego Nemezis. Nie wiemy, czy obraz spodobał się Hitlerowi ze względu na walory estetyczne. Musiał jednak mieć dla niego szczególne znaczenie, skoro kazał go powiesić w najbardziej eksponowanym miejscu swojej kolekcji malarskiej w Linzu. Pięć lat później Hitler popełnił samobójstwo w najechanym przez Armię Czerwoną Berlinie, a żądania, które Mołotow przywiózł w listopadzie 1940 r. do Niemiec, teraz ponownie przedstawiono Amerykanom i Anglikom.


Przeczytaj też:

Hitler i Stalin. Fatalne zauroczenie. Część I

22 czerwca 1941 r. rozpoczęła się realizacja planu Barbarossa. Radziecka historiografia ukazywała państwo stalinowskie jako niewinną ofiarę niemieckiej napaści, a Hitlera jako szaleńca, który bezmyślnie rozpoczął wojnę na dwa fronty. Dziś możemy przypuszczać, że był to obraz całkowicie fałszywy.

Upadek Francji. Część II

22 czerwca 1940 roku Francja praktycznie poddała się Niemcom. Tylko jeden człowiek zachował trzeźwą ocenę sytuacji wojskowej i politycznej. Był nim bohater spod Verdun, generał brygady Charles de Gaulle.

Czy Stalin dał się oszukać Hitlerowi? Część II

Dzisiaj, z perspektywy wielu dekad po wojnie, spoglądamy na Stalina i Hitlera jako jednych z największych antagonistów w historii. Zapominamy przy tym, że przez wiele lat ci ludzie byli sobą wzajemnie zafascynowani. Uważali, że ustroje polityczne, które budują, są do siebie bardzo podobne. Tworzy...

Upadek Francji. Część I

Wczoraj minęła 82. rocznica podpisania przez Francję upokarzającego rozejmu w Compiegne. Zdumiewa, że  Francja, która w 1939 roku była potęgą militarną mającą pod bronią 900 tys. żołnierzy i zdolność zmobilizowania 5 mln rezerwistów i utworzenia 117 dobrze wyposażonych dywizji, poniosła klęs...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę