13 sierpnia zaplanowano na Cytadeli Warszawskiej otwarcie nowej siedziby Muzeum Wojska Polskiego.
Cytadela! Kojarzy Wam się dobrze? A skąd! Kojarzy się z X Pawilonem i Bramą Straceń, miejscem, gdzie zginęło wielu patriotów, konspiratorów. Innych, w tym Piłsudskiego i Dmowskiego, tam więziono.
Cytadela to oczywiście dziedzictwo nocy paskiewiczowskiej, jak nazywano czas po przegranym powstaniu listopadowym. Żeby kontrolować Warszawę, zbudowano cytadelą. Na budowie, zanim cytadelę otwarto, pracowało do 2 tys. robotników dziennie.
Mało kto jednak wie, że na potrzeby fortyfikacji wyburzono 76 domów, zajęto ponad 64 tys. posesji oraz wysiedlono do 15 tys. okolicznych mieszkańców. Cytadela tak się nam wdrukowała w świadomość, że nie wiemy, co w jej miejscu było wcześniej, czyli w ostatnich dekadach I Rzeczpospolitej.
Przypomina o tym m.in. akwarela Zygmunta Vogla, przedstawiająca widok osiemnastowiecznych koszar gwardii koronnej pieszej. Zanim zniknęły bezpowrotnie – w miejscu cytadeli stało wiele innych obiektów wzniesionych w epoce stanisławowskiej. Do naszych czasów przetrwał jedynie pałacyk Joli Bord – od niego wywodzi się nazwa Żoliborz – wzniesiony w końcu XVIII w. dla konwiktu pijarów. Stąd nazwa wiodącej doń ulicy – Konwiktorska.
Teraz o zapomnianej historii przypomni również bryła Muzeum Wojska Polskiego, która symbolicznie odtwarza ulicę Gwardii z czasów stanisławowskich, a będzie można się też zorientować, gdzie był plac Gwardii, gdzie warszawiacy podziwiali defilady.
Co ciekawe, budowa innego Muzeum Sztuki Nowoczesnej na Placu Defilad w Warszawie przypomniała o historii tego miejsca z czasów, zanim stanął tam ideologicznie zaplanowany, a wręcz narzucony Warszawie przez Józefa Stalina Pałac Kultury i Nauki.
Młodsze pokolenia nie widzą w tym nic złego, to modne miejsce kawiarni, spotkań i teatrów. Ciekawe jednak jest to, że przy okazji budowy nowoczesnego, nomen omen, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, odsłonięto fundamenty dawnych domów stolicy, a wraz z nią historię miejsca wymazanego z naszej historii, tym razem w czasach sowietyzacji.
Przed II wojną światową teren dzisiejszego Placu Defilad był ściśle zabudowanym centrum stolicy, przez które biegły przerwane dziś ulice Chmielna i Sienna czy równoległa do Marszałkowskiej – Wielka. Łącznie było to 50 hektarów pomiędzy Alejami Jerozolimskimi, Marszałkowską, Świętokrzyską i Emilii Plater.
Na przełomie XIX i XX w. te kwartały miasta były wypełnione wysokimi secesyjnymi kamienicami. Łącznie było to 180 budynków mieszkalnych. Nie wszystkie piękne, nie wszystkie z wygodami, jak się kiedyś pięknie mówiło, ale nie wszystkie też były po powstaniu warszawskim do cna zniszczone, zaś część z nich już odbudowano. Padły pod kilofem, ponieważ burżuazyjną niegdyś Warszawę, która oparła się Stalinowi w czasie bitwy warszawskiej, miał zdominować symbol kolejnej aneksji Polski przez Moskwę. Można mówić o architektonicznym Katyniu.
Padały oczywiście pomysły wyburzenia Pałacu Kultury i Nauki. Jednak Pekin, jak kiedyś mówiono, nie podzielił losu cerkwi na Placu Saskim, którą rozebrano w II RP w latach 1924–1926, bo była symbolem nie religijnym, lecz okupacyjnym.
Jej fragmenty wykorzystano do budowy pomników Syreny, Jana Kilińskiego oraz baldachimu nad wyjściem z krypt królewskich na Wawelu.
Część mozaik trafiła m.in. do kościoła Zbawiciela w Warszawie. Co na to hipsterzy, przebywający w przestrzeni Zbawiksu, dzielonej przez zabudowę przedwojenną i MDM?
Zmienić się wiele nie da, ale wiedzieć, co było – nie zaszkodzi. W końcu to świadomość kształtuje byt.