Wybory 4 czerwca 1989 r.

Kiedy w Polsce skończył się komunizm?

Wielokrotnie powtarza się nam, że wybory z 4 czerwca 1989 roku były wielkim zwycięstwem Solidarności i demokracji. Jednocześnie przyjęło się je określać jako „częściowo wolne”. Co to jednak oznaczało w praktyce? I czy rzeczywiście jest powód, by tę rocznicę traktować jako „koniec komunizmu” w Polsce?

Hubert Kozieł
Tadeusz Mazowiecki. Foto: Artur Klose CC-BY-SA-2.0, via Wikimedia Commons

4 czerwca to już data-symbol. Miał to być moment magicznego przejścia od komunizmu do wolnorynkowego kapitalizmu i demokracji. Czy tak jednak rzeczywiście było? Czy taka narracja nie jest zbyt uproszczona? Odrzućmy więc wszelkie interpretacje polityczne. Przyjrzyjmy się podstawowym faktom.

W wyborach z 4 czerwca 1989 r. komuniści wraz ze swoimi koalicjantami mieli z góry zapewnione 65 proc. mandatów w parlamencie. 264 ich kandydatów miało zostać wybranych w okręgach, a 35 z tzw. listy krajowej. Komitetowi Obywatelskiemu „Solidarność” pozwolono zdobyć tylko najwyżej 161 miejsc w liczącym 460 osób Sejmie. Ostatecznie zdobył on wszystkie miejsca, o które mógł zawalczyć. Wybory odbywały się w dwóch turach, a pomiędzy nimi… zmieniono ordynację. Okazało się bowiem, że w pierwszej turze wyborcy odrzucili 33 z 35 komunistycznych i sojuszniczych kandydatów z listy krajowej. (Kandydatów startujących na listach w okręgach nie mogli w ten sposób odrzucać. Zawsze wchodził ktoś z listy PZPR lub stronnictw sojuszniczych.) W drugiej turze przepchnięto więc ich do Sejmu. W efekcie do Sejmu dostało się 173 kandydatów PZPR i 161 „Solidarności”. Pozostałe mandaty zyskali przedstawiciele stronnictw sprzymierzonych z komunistami. 76 mandatów przypadło Zjednoczonemu Stronnictwu Ludowemu, 27 Stronnictwu Demokratycznemu, 10 Stowarzyszeniu „Pax”, 8 Unii Chrześcijańsko-Społecznej i 5 Polskiemu Związkowi Katolicko-Społecznemu. Czy to można uznać za przejaw demokracji? Wolne wybory wówczas odbyły się jedynie do Senatu, gdzie komuniści nie mieli żadnego z góry zagwarantowanego mandatu. I żadnego nie zdobyli. 99 z nich przypadło „Solidarności” a jeden kandydatowi niezależnemu – Henrykowi Stokłosie. Gdyby Polacy mieli możliwość swobodnego wyboru posłów, to wynik wyborów do Sejmu byłby bardzo podobny jak do Senatu. Członkowie PZPR i stronnictw sojuszniczych stanowiliby tam garstkę posłów – albo nie byłoby ich wcale.

Wybrany w „częściowo wolny” sposób parlament wybrał następnie prezydenta – Wojciecha Jaruzelskiego, czyli człowieka odpowiedzialnego za zrujnowanie Polski. Do tego wyboru doszło w wyniku zakulisowych ustaleń między PZPR i „Solidarnością”. Część posłów Komitetu Obywatelskiego nie pojawiła się w ich wyniku na głosowaniu, część oddała głosy nieważne. W efekcie tego Jaruzelski zwyciężył jednym głosem. Gdyby wówczas był wybierany w wyborach powszechnych, zapewne zdobyłby w nich kilka procent głosów i nie wszedłby do drugiej tury. No, ale taka to wówczas była „demokracja”.

O ile pierwszym prezydentem po „obaleniu komunizmu” został komunista Jaruzelski, to na pierwszego premiera desygnowano gen. Czesława Kiszczaka, czyli szefa zbrodniczego MSW. Na szczęście nie udało mu się utworzyć rządu. ZSL i SD porozumiały się bowiem z Komitetem Obywatelskim i razem utworzyły rząd Tadeusza Mazowieckiego. W owym „pierwszym niekomunistycznym rządzie” wicepremierem był… gen. Kiszczak. Do 6 lipca 1990 r. zajmował kluczowe stanowisko ministra spraw wewnętrznych. Do tego momentu ministrem obrony był natomiast gen. Florian Siwicki, czyli dowódca wojsk uczestniczących w 1968 r. w inwazji na Czechosłowację i zarazem jeden z architektów stanu wojennego. Służba Bezpieczeństwa działała aż do 31 lipca 1990 r. a Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk został ustawowo zniesiony dopiero 11 kwietnia 1990 r.

Kiedy więc w Polsce skończył się komunizm? Czy 31 grudnia 1989 r., czyli w dniu, w którym ustawowo przywrócono koronę do godła Polski i zmieniono nazwę państwa? Czy 25 listopada 1990 r., czyli w dniu pierwszej tury prawdziwie wolnych wyborów prezydenckich? Czy 22 grudnia 1990 r., gdy prezydent Ryszard Kaczorowski przekazał Lechowi Wałęsie insygnia władzy II RP? Czy też może 27 października 1991 r., w dniu pierwszych od kilku dziesięcioleci prawdziwie demokratycznych wyborów parlamentarnych? A może 17 września 1993 r., czyli w dniu opuszczenia Polski przez ostatnich żołnierzy rosyjskich? A może tak naprawdę ten cały komunizm nigdy się u nas całkiem nie skończył?


Przeczytaj też:

Inny 4 czerwca

4 czerwca 1989 roku wydarzyło się coś o wiele ważniejszego niż „częściowo wolne” wybory w Polsce. Tego dnia świat stracił na dziesięciolecia szansę na demokratyzację Chin.

Czerwiec 2023

Niechybnie pojawi się po maju. Jak zwykle – miesiąc rozliczeń, walnych zgromadzeń akcjonariuszy i przygotowań do wakacji. Jedni szykują się na studia, inni mają intensywniej w pracy. To miesiąc z datą 4 czerwca. Jakże pamiętną i ważną przez wieki.

Warto maszerować!

4 czerwca jest rocznicą triumfu wolności i demokracji. To dlatego tę datę wyznaczył Donald Tusk na marsz środowisk demokratycznych. Zapewne nie obali on PiS-u, ale pokaże ludzi, którzy go nie popierają i tych, co są za.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę