Z warsztatu na wybieg: niezwykła historia dżinsów

Triumf roboczych portek z politycznym przekazem

W naszpikowanym narodowymi rocznicami polskim kalendarzu pod koniec maja bitwa pod Monte Casino (18.05) sąsiaduje z urodzinami Karola Wojtyły (20.05) i przywiezieniem pierwszych więźniów do KZ Auschwitz (20.05) Na tym poważnym tle orbitujący poza polskim kosmosem globalny świat zgodnie z maksymą „koszula bliższa ciału” wdzięcznie kieruje wzrok ku jednemu z uszczęśliwiaczy ludzkiego losu. Za swoje odkrycie mógłby on zostać przez ludzkie plemię wyniesiony na ołtarze, gdyż dobrodziejstwo jego wynalazku jest tak wielkie, iż przynajmniej jedna czwarta czytających te słowa korzysta z niego w tej chwili. I dzięki temu obleka swoje jestestwo poduszką komfortu. Choć w nieodległej przeszłości wynalazek spełniał funkcję politycznego przekazu.

Prof. Arkadiusz Stempin
Dżinsy Levi's model 506, przednia kieszeń z kieszonką na zegarek. Foto: M62, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Mowa jest o Jacobie Davisie, który równo przed 150 laty, 20 maja 1873 roku, w urzędzie patentowym otrzymał pozytywną odpowiedź na swój wniosek. Trzy lata wcześniej Davis uszył portki dla jednego z klientów. Żona klienta, która zamówienie złożyła, usilnie go prosiła o wzmocniony egzemplarz dla męża-stolarza. Cena produktu 3 dolary. Krawiec, dla wzmocnienia szwów na rogach kieszonek, które z reguły szybko puszczały, wszył miedziane nity, których wcześniej używał do kieszeni w derkach dla koni, by się nie rozdarły. Davis, żydowski emigrant z Rygi, który ostatecznie osiadł w Virginia City w stanie Nevada, pojęcia nie miał, co uczynił. Nagle do jego drzwi zapukali inni klienci, bez wyjątku robotnicy, z prośbą o zainstalowanie w roboczych portkach najnowszego wynalazku. Davis zwietrzył świetny interes. A ponieważ brakowało mu kapitału startowego, zaproponował swojemu dostarczycielowi tekstyliów wspólny interes. Niejaki Levi Strauss, również emigrant, z niemieckiej Górnej Frankonii, syn biednego obwoźnego handlarza, ze swojego matecznika w San Francisco handlował dużymi partiami tekstyliów i ubrań, w tym blue denim, materiałem sprowadzanym z Genui. I przystał na propozycję współpracy z Davisem.

Obydwaj zgłaszają do urzędu patent na wzmocnione nitami portki. Druga nowość, bardziej już ornamentyczna, polega na użyciu pomarańczowej nici do podwójnego ściegu szwów, by odróżnić się od ewentualnej konkurencji. Produkcja jeansów – nazwa pochodzi od francuskiej nazwy miasta Genui (Gênes) w amerykańskiej fonetyce – rusza z kopyta zaraz po nadejściu pozytywnej odpowiedzi z urzędu patentowego. Tak rodzi się marka Levi's. Dwa modele sprzedają się faktycznie jak świeże bułeczki, jeden z brązowego materiału żeglarskiego cotton duck, drugi z niebieskiego denimu, wtedy dość popularnego, bardzo wytrzymałego materiału, z którego szyto robocze spodnie. Ich rodzima nazwa to overalls (ogrodniczki). Wkrótce jednak dla roboczych ogrodniczek z blue denim ukuje się nowa nazwa: jeans (dżinsy). W przeżywających boom gospodarczy USA spodnie masowo kupują robotnicze masy: rzemieślnicy wszelkich profesji, farmerzy, pracownicy kopalni złota i kolei żelaznych. Ale nie kowboje z Dzikiego Zachodu. Hollywood ubiera jednak cowboys, swoich bohaterów westernów, w blue jeans. Masy urlopowiczów, nudnawych księgowych, statecznych nauczycieli czy właścicieli sklepów ze wschodniego wybrzeża, którzy w szczęśliwych latach dobrobytu lat 20. XX w. wczasowali się w zachodnich stanach kraju, nie wyobrażają sobie urlopu bez wskoczenia w hollywoodzkie spodnie i przywiezienia choćby jednej sztuki do Nowego Jorku, Filadelfii czy Detroit. Miłością do blue denim zapałały także kobiety. Magazyn „Vogue” nową modę określa jako western–szyk. Handel reaguje błyskawicznie na nowy trend. Na Fifth Avenue w Nowym Yorku w salonach kobiecej mody można zaopatrzyć się w Levis Lady L., ale wejść w nich wieczorem na salony jeszcze nie sposób. W 1943 roku wybucha skandal, kiedy w niewielkim miasteczku Wellesley w stanie Massachusetts studentki z miejscowego college'u  ujrzano w spodniach dżinsowych na ulicy. Magazyn „Live” donosił natomiast, że „nastoletnie dziewczyny w stanie Missouri najchętniej zakładają męskie jeansowe spodnie i narzucają na siebie męskie koszule. Miejscowi nauczyciele, ojcowie, a nawet koledzy uważają ten look za wulgarny”. Ale to tylko jest podnietą dla dziewczyn i jeszcze bardziej wzmacnia poczucie ich kobiecej solidarności.

Po II wojnie światowej nowi producenci jak Wrangler i Lee wchodzą na amerykański rynek. Modele unisex, jak straight cutboot cut, podbijają serca młodzieży. Dżinsy uosabiają pęd do wolności, symbolizują prowokację i wyrażają protest generacji dwudziestolatków w zachodnim świecie. Ikony popkultury, Marylin Monroe, Marlon Brando, James Dean i Elvis Presley noszą dżinsy. W ślad za nimi cała młodzież. Okoliczność, że w latach 50. szkoły zabraniają uczniom przychodzenia w nich do placówek, zakazanemu owocowi dodaje tylko posmaku zakazanego owocu i prowokuje do łamania zakazu. Na festiwalu Woodstock w 1969 roku jedyni uczestnicy bez dżinsów byli… nadzy.

 Do Europy wynalazek Davisa i Levisa dociera w latach 60. Zakładają je nawet ci, od których zbuntowana młodzież pokolenia 1968 roku chciała się odróżnić: poczciwi nauczyciele, bankowcy i urzędnicy. Pierwotnie szturmują Army Shops amerykańskich żołnierzy, którzy po II wojnie światowej stacjonują w natowskich krajach zachodniej Europy. Ale w tym momencie jeansy wyczerpują swój potencjał rewolucyjny, skoro założyli je także konformiści.

Blue jeans otrzymują status kultowy, są wszechobecne, choć już apolityczne. Z wyjątkiem obszarów leżących za Żelazną Kurtyną. Najpierw w NRD, robotniczo-chłopskim wariancie powojennych Niemiec, wedle rządzących tam komunistów najszczęśliwszym kraju pod słońcem, przystąpiono do rodzimej produkcji dżinsów, by odciąć się od produktów przysyłanych przez zamożnych krewnych z zachodniej, kapitalistycznej RFN. Choć nie do końca. Na swoje produkty wschodnioniemieckie fabryki kupowały etykiety we wrogiej RFN. Pionierki Erika Honeckera nawet na pochodach pierwszomajowych paradowały w modnych w latach 70. kloszowych nogawkach rodzimych dżinsów. Ale na blaszanych guzikach produkowanych w Lößnitz modelach figurowało „Lößnitz 25” – światopoglądowa wskazówka na 25-lecie istnienia NRD. Co zapatrzony na Zachód wschodnioniemiecki target nie końca satysfakcjonowało. Kloszowe nogawki, tzw. dzwony, w ogóle światło dzienne ujrzały, gdyż pierwotnie założyli je amerykańscy hippisi, by wyrazić swoją solidarność z robotnikami, a odróżnić się od amerykańskiego establishmentu. Pod koniec dekady zastąpiły je rurki. Obcisły fason coraz bardziej dopasowywano do sylwetki, by podkreślał kontury ciała. Nic dziwnego, że przy falujących meandrycznie trendach przetrwał on do dziś.

W dekadzie średniego Gierka (połowie lat 70.) dżinsy jako obiekt westchnień dotarły do ludowej Polski, w pakiecie z kredytami z banków zachodnich i pionierską pornografią. Tak jak i tę ostatnią, luksusowy artykuł do chybotającego się na glinianych nogach komunistycznego kraju szmuglowali przedsiębiorczy rodacy, jeden i drugi artykuł sprzedając na miejskich bazarach. Przywódczy aktyw socjalistycznego kraju wpadł jednak na pomysł, by pożądany przez obydwie płcie towar za dolary wystawiać w Pewexach. Cena wynosiła dwie miesięczne pensje. Podróbki na rynek wypuszczały zakłady odzieżowe Odra w Szczecinie. Fabryka wytwarzała spodnie z teksasu, jak określano produkt bawełniany z domieszką sztucznego włókna.

Z niezrozumiałych do dziś względów absolutnym hitem przełomu lat 70./80. stały się dżinsy z przyszytymi u dołu nogawek błyskawicznymi zamkami lub przywaloną blachą na pośladkach. Owładnięci nędzą stanu wojennego, nie mogliśmy już zaobserwować zmiany modowych trendów, kiedy w kolejnej dekadzie lat 80. świat przerzucił się na denim blue stoned i blue bleached. Niebieski materiał wybielano chemicznie i mechanicznie, choćby piorąc razem z kamieniami lub piłeczkami pingpongowymi. W epoce redukcji arsenałów broni Ronalda Reagena (noszącego dżinsy) i Michaiła Gorbaczowa kultowe spodnie wreszcie pojawiły się w Moskwie. Skoro triumfowały już na całym globie, włoska marka Fiorucci wyniosła dżinsy do rangi artykułu luksusowego. Oferujące ją butiki Nowego Yorku stały się hotspotem dla designerów i celebrytów. Cher, Marc Jacobs, Calvin Klein i Madonna należeli do grona najwierniejszych klientów. Madonna w dżinsach Fiorucci nadała sobie kultowy look „Like a Virgin”.

Po politycznym trzęsieniu ziemi i zjednoczeniu Europy oraz przełamaniu bipolarnego podziału globu, dżinsy od Portugalii po Waszyngton, od Kapsztadu po norweskie Bergen triumfowały wariantowo jako baggy-jeans, luźne i szerokie, preferowane pierwotnie przez skaterów, bądź z rozkloszowanymi nogawkami i wysoką talią – w przeciwieństwie do lat 70., tym razem wyłącznie w wersji damskiej. Baggy-jeans swoje zaistnienie zawdzięczały amerykańskim gangom ulicznym. Aresztowani nocą przestępcy pozbawiani byli przez policję paska, by przypadkiem się na nim nie powiesili w areszcie. I, antycypując, preferowali spodnie bez paska, obsuwające się w kroku.

Dziś dżinsy przeżywają swoją kolejną młodość. Można je spotkać nawet w wózeczkach dla niemowląt. Różnorodność fasonów jest zdumiewająca, podobnie jak ich status jako elementu mody i stylu. Straciły jednak swoją polityczno-kulturową konotację. Co nie dziwi, skoro stały się funkcją trendów przemysłu modowego, którego zysk sięga 100 miliardów dolarów. Wspominając dziś Jacoba Davisa, można sobie polityczny przekaz portek jednak wyobrazić, gdyby przyszło nam na przykład w mocno postrzępionym modelu pojawić się na wydarzeniu z dress code"em „Black Tie”. Z kolei w rustykalnym Buttenheim w Górnej Frankonii, skąd do USA wyemigrowała rodzina Levi Straussa, urządzono muzeum z możliwością zawarcia ślubu cywilnego w ofercie – oczywiście w dżinsowych spodniach. O losach samego fabrykanta niewiele wiadomo. W 1906 roku San Francisco nawiedziło trzęsienie ziemi, które zniszczyło gmachy firmy i pogrzebało dokumenty pod ich ruinami. Wiadomo jednak, że znaczne sumy pieniędzy przeznaczał na cele charytatywne, fundując m.in. stypendia dla dziewcząt.  


Przeczytaj też:

W poszukiwaniu zmienionego czasu

Po co przestawiać zegarki o godzinę na jesieni i wiosną? Bo to kolejny wynalazek, którym świat „uszczęśliwili” Niemcy w czasie I wojny światowej. Uznali, że manewry z przesuwaniem wskazówek zegara pozwolą im zaoszczędzić węgiel w przemyśle. W ślad za nimi poszli Brytyjczycy, a później ten pomysł ...

Chleba i igrzysk

Nie wiem, jaka jest tego przyczyna, ale zdarza się, że seniorzy obawiają się, że bez nich pewne tendencje, procesy i zjawiska załamią się, skończą, nie odrodzą. Jeszcze niedawno narzekano, że po Stonesach i U2 nikt nie zapełni stadionów. The Weeknd i Bad Bunny umierają ze śmiechu. I kwitną.

Kto wie, jak smakuje Grodziskie?

Piwo Grodziskie jest najlepsze na świecie – donoszą jurorzy z portalu TasteAtlas. Ciekawe, skąd to wiedzą, bo kupienie go nawet w Polsce jest bardzo trudne?


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę