Budowa turbin wiatrowych wymaga dużych ilości stali. Przeciętna turbina o mocy 5 MW zużywa 150 ton stali na zbrojenie fundamentów, 250 ton na części wirnika i gondoli oraz 500 ton na wieżę. To więcej niż siedem razy tyle, co waży czołg M1A2 Abrams. Jednak taka turbina to niewiele w porównaniu z zapotrzebowaniem energetycznym. Żeby zastąpić moc elektrociepłowni Żerań w Warszawie, trzeba by postawić 77 takich turbin. A to tylko ułamek potrzeb świata.
„Zakładając, że w 2030 roku energia wiatrowa miałaby zaspokajać 25 proc. globalnego zapotrzebowania na energię elektryczną, i przyjmując średni współczynnik wykorzystania mocy wynoszący 35 proc., łączna moc zainstalowana wszystkich turbin wiatrowych na świecie musiałaby wynosić około 2,5 terawata – na wyprodukowanie i montaż tych urządzeń trzeba by zużyć mniej więcej 450 milionów ton stali. Liczba ta nie uwzględnia stali do produkcji słupów, przewodów i transformatorów wysokiego napięcia niezbędnych do podłączenia nowych elektrowni wiatrowych do sieci elektroenergetycznej. Produkcja stali jest bardzo energochłonna. [...] Wyprodukowanie stali niezbędnej do budowy turbin, które w roku 2030 mogłyby zaspokajać 25 proc. globalnego zapotrzebowania na energię elektryczną, wymagałoby zużycia paliw kopalnych na poziomie 600 milionów ton ekwiwalentu węgla” – pisze Vaclav Smil w książce „Liczby nie kłamią”.
Do tego potrzeba by też wirników o łącznej masie około 23 mln ton, zrobionych m.in. z włókna szklanego. Ich produkcja pochłonęłaby 90 mln ton ekwiwalentu ropy naftowej. Łopaty turbin wiatrowych trzeba by wymieniać co 20-25 lat. Dotąd zwykle je zakopywano w ziemi. Dopiero niedawno jedna z firm w USA zaczęła je przetwarzać na cement. Panele fotowoltaiczne składają się m.in. z krzemu, germanu, selenu, plastiku i metali. Większość surowców do ich produkcji pochodzi z Chin, gdzie są wydobywane odkrywkowo. Fotowoltaika mocno jednak zyskuje na popularności. W 2021 r. produkcja prądu z tego źródła wzrosła o rekordowe 179 TWh, czyli o 22 proc. rok do roku. W 2000 r. udział fotowoltaiki w globalnej produkcji prądu był mniejszy niż 0,01 proc., w 2010 r. wynosił 0,16 proc., a w 2021 r. 3,6 proc. To jednak wciąż za mało wobec potrzeb. Według Międzynarodowej Agencji Energii, by osiągnąć neutralność klimatyczną, globalna produkcja prądu ze słońca musi wzrosnąć z 1002 TWh w 2021 r. do 7413,9 TWh w 2030 r., czyli rosnąć o 25 proc. rocznie. Nie każdy kraj ma jednak odpowiednie warunki do takiego wzrostu. O ile w 2021 r. z instalacji słonecznych pochodziło 14,2 proc. prądu konsumowanego w Hiszpanii, to w Szwecji tylko 1 proc., a w Kanadzie 0,7 proc. Może trzeba będzie drugiego Słońca?