Freeganizm

Cierpienia młodego freeganina

Freeganizm to filozofia życia i styl żywienia polegający na spożywaniu produktów wyrzuconych przez innych. Dobrze, jeśli taka decyzja rodzi się z proekologicznego nastawienia i świadomości jednostki. Gorzej, jeśli jest to konieczność wynikająca z biedy. A już najgorzej, gdy na drodze zdeterminowanego freeganina staje… prawo.

Zofia Brzezińska
Foto: Lightfield Studios / Adobe Stock

Osobiście nie mam cienia wątpliwości – lepiej, aby z przeznaczonej do wyrzucenia żywności ktoś skorzystał, niż żeby faktycznie się ona całkowicie zmarnowała. W sytuacji, gdy nasi dziadkowie i rodzice mają jeszcze świeżo w pamięci okupacyjną i powojenną nędzę, w dobie, gdy nadal każdego dnia miliony ludzi na całej kuli ziemskiej cierpi z powodu głodu, świadome marnotrawienie pożywienia uważam za jedno z największych łajdactw współczesnego człowieka. Każde działanie chociaż minimalnie hamujące ten zatrważający proceder należy ocenić jako wartościowe i pożądane. Codziennie przecież na śmietnikach supermarketów, restauracji, hoteli, targowisk i zwykłych gospodarstw domowych lądują dosłownie tony wciąż nadających się do spożycia produktów. Szkoda więc, że prawo często postrzega to inaczej.

Jednym z pomysłów przeciwdziałania takiemu marnotrawstwu stał się właśnie freeganizm, którego popularność rośnie z roku na rok. Freeganie najczęściej za teren swoich „polowań” obierają kontenery znajdujące się w pobliżu olbrzymich marketów i galerii handlowych, często pełne całkiem „przyzwoitych” produktów, które wyrzucono np. ze względu na zniszczone opakowanie lub niewielkie przekroczenie daty ważności. Teoretycznie nie powinno budzić żadnych wątpliwości, że umieszczając w tych kontenerach towar, sklep zwyczajnie go wyrzucił, tym samym niejako „zrzekając się” do niego prawa własności. Ergo, zabranie tego towaru nie powinno mieć nic wspólnego z kradzieżą.

W praktyce bywa jednak inaczej. Dochodziło do przykrych incydentów, gdy osoba zabierająca wyrzuconą żywność zostawała zatrzymana przez ochronę, potraktowana gazem lub nawet trafiała w ręce policji. Przedstawiciele sklepów zazwyczaj tłumaczyli działania swoich pracowników troską o zdrowie osoby, która mogłaby spożyć np. przeterminowaną żywność. Czasami jednak wprost padały zarzuty kradzieży.

Tylko czy o jakiejkolwiek kradzieży może być mowa? Chociaż niektórzy mętnie powołują się na „niejasny” status prawny rzeczy znajdujących się na śmietniku, to trudno dopatrzeć się sensu w takiej argumentacji. Art. 180 Kodeksu cywilnego klarownie stanowi, iż „właściciel może wyzbyć się własności rzeczy ruchomej przez to, że w tym zamiarze rzecz porzuci”.  Z punktu widzenia prawa, wyrzucenie asortymentu na śmietnik oznacza więc jego porzucenie. Staje się on niczyj, a tym samym – nie może stanowić przedmiotu kradzieży.

Dlaczego zatem zachowanie freegan jest tak kontrowersyjne i często nietolerowanie przez placówki handlowe? Przecież, teoretycznie rzecz biorąc, powinny być one nawet wdzięczne ludziom, którzy uwalniają je od przykrego obowiązku utylizacji żywności. „Winowajcą” jest tu prawdopodobnie Ustawa z dnia 19 lipca 2019 roku o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności. Chociaż intencje stworzenia tego aktu prawnego były jak najbardziej szlachetne i proekologiczne, to niestety w pewnym wymiarze  wyświadczył on środowisku naturalnemu niedźwiedzią przysługę. Ustawa zobowiązała bowiem sklepy do przekazywania niesprzedanej, ale spełniającej wymogi bezpieczeństwa żywności organizacjom pozarządowym. Nie przewidziała jednak opcji udostępniania jej osobom indywidualnym. Z kolei za marnowanie żywności sklepy muszą płacić karę. Dlatego też wiele z nich niechętnie dopuszcza freegan do swoich śmietników, bojąc się ujawnienia ich zawartości oraz ewentualnej kary. Nierzadko wspomagają się w tym celu różnego rodzaju zabezpieczeniami, np. otaczając kontenery siatką albo zamykając na kłódkę. I tutaj pojawia się nowy problem.

Jeżeli bowiem freeganin postanowi sforsować tego typu blokady, to wówczas jego działanie może zostać zakwalifikowane jako zniszczenie mienia, włamanie lub nawet kradzież z włamaniem. Jeśli jednak do kontenerów jest swobodny dostęp – nie dochodzi do popełnienia wykroczenia ani przestępstwa. Nawet jeśli ktoś usilnie próbowałby ukarać taką osobę, to najprawdopodobniej sąd zrezygnowałby z wymierzenia sankcji ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu.

A jak wygląda kwestia rzekomej odpowiedzialności sklepów za zatrucia osób, które zjadły produkty znalezione na ich śmietnikach? Jak się okazuje, nie jest to obawa do końca pozbawiona podstaw, gdyż według przepisów wprowadzanie do obrotu produktów nie oznacza tylko ich sprzedaży, ale też bezpłatne oferowanie. Czy jednak można uznać za oznakę „oferowania” rzeczy wyrzucenie jej na śmietnik? Trzeba przyznać, że byłaby to dość ekscentryczna forma złożenia oferty. Nie wspominając już o tym, że w końcu każdy dorosły człowiek ma prawo samodzielnie podejmować wszystkie decyzje dotyczące swojego życia włącznie z tą, co będzie spożywał. Nikt też nie ukrywa terminów przydatności, które widnieją na opakowaniu produktu. Każdy podejmuje więc takie ryzyko świadomie i dobrowolnie.

Freeganizm to nie tylko przysłowiowe „wyjadanie ze śmietników”. To także szeroko zakrojony ruch społeczny koncentrujący swoje działania na minimalizowaniu konsumpcji, ograniczaniu wytwarzania odpadów, racjonalnym kupowaniu, naprawianiu przedmiotów, pożyczaniu i wymienianiu się nimi. W ten sposób freeganie wyrażają swój sprzeciw wobec konsumpcjonizmu i generowanego przez niego marnowania zasobów, a zwłaszcza życiodajnego pokarmu. Może warto więc tym szlachetnym intencjom przyjść w sukurs i staranniej przystosować do tej nowej rzeczywistości przepisy, tak aby freeganie mogli praktykować swoje żywieniowe zwyczaje bez obaw o wejście w konflikt z prawem?


Przeczytaj też:

Szanowna pani powódka rzeka

Katastrofa ekologiczna na Odrze bezlitośnie obnażyła wszystkie niedociągnięcia polskich systemów kontroli oraz instytucji odpowiedzialnych za ochronę środowiska. Dała również impuls do zgłaszania nowych pomysłów na ulepszenie struktur, które tak diametralnie w tym przypadku zawiodły. Jednym z nic...

Nie igraj ze zdrowiem

Z lekarza żaden aktor, suplement diety – to nie lek, a zdrowie ludzkie nie jest zabawką. Prawo zamierza wypowiedzieć wojnę wolnej amerykance w handlu suplementami diety.

Ziemię mamy tylko jedną

1 września weszły w życie przepisy zaostrzające odpowiedzialność karną za przestępstwa środowiskowe. Szykuje się zmiana na lepsze?


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę