Sądownictwo

Zdemaskowani

Na ten dzień czekaliśmy od dwóch lat. Miało być huczne świętowanie, publiczne palenie maseczek, imprezy do białego rana i szaleństwa, jakich nie widział świat. Jednak dramat rozgrywający się u naszych wschodnich sąsiadów sprawił, że dzień zniesienia antycovidowych restrykcji przeminął prawie niezauważalnie.

Zofia Brzezińska
Foto: aekachai/Adobe stock

Nie jest tajemnicą poliszynela, że dla znacznej części społeczeństwa od pewnego czasu nakaz zakrywania ust i nosa w miejscach publicznych i tak stanowił już fikcję. Autobusy, sklepy, urzędy i kościoły wprost roiły się od „zbuntowanych” bladolicych, między którymi zaledwie od czasu do czasu migała maseczka, skrywająca oblicze jakiegoś praworządnego obywatela bądź też kogoś, kto zwyczajnie nadal bał się wirusa. Milkły już jednak tak powszechne kiedyś awantury i uwagi o maseczki. Każdy myślami był już gdzieś indziej – jeśli nie u naszych nieszczęsnych sąsiadów, to przy własnych sprawach. Strach o skuteczne ustrzeżenie się przed zakażeniem też nie był już tak silny, jak na początku, bo ile można się bać? Nasz mózg w pewnym momencie zaczyna stosować mechanizm obronny przed stresem w postaci „oswojenia” z trudną sytuacją i swoistego przywyknięcia do niej.

I chociaż nie ma wątpliwości, że maseczka już na zawsze pozostanie symbolem lat 2020-2022, to warto zastanowić się nad nową rzeczywistością, którą ona – zdjęta po tych dwóch latach – odsłoniła. Oto dziś, po wyjątkowych doświadczeniach związanych z pandemią, jesteśmy nie tylko bardziej uważni w kwestiach zachowywania higieny (akurat wypracowanie w narodzie nawyku częstego mycia rąk jest jednym z najcenniejszych elementów spuścizny czasów pandemii), ale też bardziej zaradni, przewidujący, może też mniej pewni siebie i przyszłości, a przez to ostrożniejsi. Na jak długo te pozytywne zmiany z nami pozostaną? Zobaczymy.

Czy decyzja ministra zdrowia o zniesieniu obowiązku noszenia maseczek oznacza, że więcej tego kontrowersyjnego rekwizytu nie zobaczymy? Niekoniecznie. Maseczkę nadal będzie trzeba przywdziać w przychodni, aptece i szpitalu. Nie rozstaną się też z nią pracownicy medyczni. Pożegnamy za to na dobre obowiązujące dotychczas zasady izolacji i kwarantanny, które dotąd pojawiały się automatycznie, gdy pacjent trafiał do systemu. Nie oznacza to jednak, że będziemy mogli bezkarnie biegać po ulicy z pozytywnym wynikiem testu na COVID-19.

Do tej pory osoby, które zachowywały się w tak nieodpowiedzialny i egoistyczny sposób, musiały liczyć się z karą grzywny sięgającą 30 tys. zł. Sprawy tych, którzy odmawiali przyjęcia kary, kierowano do sądu. Dziś zatroskani bardziej o stan swojego portfela niż o czyjeś życie i zdrowie mogą spać spokojniej; mandatu co prawda nie dostaną, ale ewentualnie trafią do więzienia. Jak podkreśla minister zdrowia, pacjenci zidentyfikowani jako pozytywni będą musieli sami izolować się w domu.

Pandemia swoje piętno odcisnęła też na polskim sądownictwie. Pod kątem ograniczania ryzyka zakażeń w sprawach cywilnych zmniejszono sędziowskie składy i wprowadzono zasadę, że sprawy rozpatrywane są głównie zdalnie lub na posiedzeniach niejawnych. Co więcej, sądy w "trybie covidowym" jednak jeszcze pozostaną, bo pandemiczne zmiany potrwają nawet rok dłużej.

Czy jakikolwiek wpływ na tę sytuację będzie miał fakt, że Ministerstwo Sprawiedliwości rekomenduje mimo wszystko zapewnianie interesantom możliwie najszerszego dostępu do sądów? Odpowiednie wytyczne trafiły w tym miesiącu do prezesów i dyrektorów sądów, ale nadal są to jedynie sugestie, a nie oficjalne zarządzenia. W sferze prawnej nadal obowiązują wprowadzone nowelą tarczy antykryzysowej z lipca 2021 r. przepisy, zgodnie z którymi w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii ogłoszonego z powodu COVID-19 oraz - co w tych okolicznościach kluczowe - w ciągu roku od odwołania ostatniego z nich, w pierwszej i drugiej instancji sąd ma rozpoznawać sprawy w składzie jednego sędziego. Jest furtka dla sędziów - prezes sądu może zarządzić rozpoznanie sprawy w składzie trzech sędziów, jeżeli uzna to za wskazane ze względu na szczególną zawiłość lub precedensowy charakter sprawy, ale nie ma mowy o ławnikach. Ponadto regułą mają być rozprawy online i posiedzenia niejawne. Stacjonarne rozprawy lub posiedzenia jawne mają się odbywać jedynie wtedy, gdy nie wywoła to nadmiernego zagrożenia dla zdrowia osób w nich uczestniczących. W sprawach karnych takim tymczasowym rozwiązaniem jest wstrzymanie biegu przedawnienia karalności czynu oraz przedawnienia wykonania kary w sprawach o przestępstwa i przestępstwa skarbowe do czasu końca pandemii i o pół roku dłużej.

Jaki jednak jest sens sztucznego podtrzymywania w sądach atmosfery strachu i zagrożenia, gdy tak skwapliwie usuwa się ją z innych miejsc publicznych? Czyżby ustawodawca reprezentował opinię, że sądy są przestrzenią bardziej sprzyjającą zakażeniom wirusem niż wszelkie inne miejsca użyteczności publicznej? Cóż, biorąc pod uwagę, że kiedyś na bazie tych samych argumentów zabraniał spacerować po lesie i publicznie chodzić na mniej niż 2-metrowym dystansie ludziom na co dzień mieszkającym razem i śpiącym w jednym łóżku - wszystko jest możliwe. Czy jednak teraz, po blisko 2 latach mierzenia się z koronawirusem, gdy udało nam się już dobrze poznać wroga, a nawet mniej czy bardziej skutecznie zabezpieczyć przed nim poprzez szczepionki, nadal musimy potulnie ulegać takim irracjonalnym, szkodliwym i kuriozalnym wytycznym?

Nie ma bowiem wątpliwości, że opisywana forma prowadzenia rozpraw nie pozostaje bynajmniej bez wpływu na merytoryczną jakość pracy wymiaru sprawiedliwości. Niejawność postępowania w pewnym momencie sprowadza bowiem rolę sędziów do mechanicznej pracy na dokumentach. Brakuje możliwości swobodnego wypowiadania się strony ani brania przez nią aktywnego udziału w postępowaniu, a nawet możliwość pisemnego przedstawienia swojego stanowiska przed rozprawą nie czyni temu zadość. Udział stron w rozprawie daje bowiem bezcenne szanse na np. dopytanie ich o pewne fundamentalne dla sprawy kwestie. Proces karny i cywilny opiera się wszakże głównie na zasadach jawności i bezpośredniości, a niejawność godzi rykoszetem zarówno w jedną, jak i w drugą jego cechę.

Oczywiście, zapewne znajdą się tacy pracownicy sądu i klienci, którym rozprawy zdalne z różnych powodów będą na rękę. To już kwestia indywidualnych preferencji. Nad tym, czy warto byłoby przychylać się sporadycznie do uzasadnionych wniosków o rozprawę zdalną, można dyskutować, bo to oczywiście sprawa otwarta. Nie ubierajmy jednak cudzych zachcianek w szaty narodowej walki z epidemią, bo to jest nie tylko nieprawdziwe i śmieszne, ale wręcz godzące w powagę instytucji sądu oraz powagę sytuacji epidemiologicznej. Miejmy odwagę przyznać, że przecież restrykcje są powszechnie luzowane, największe niebezpieczeństwo (dzięki szczepieniom) minęło, a bezsensowne i nieracjonalne zasady działania sądów nadal funkcjonują, bo nikt nie zatroszczył się o to, aby i tę sferę życia publicznego przywrócić do normalności. I tyle. Koniec. Król jest nagi.


Przeczytaj też:

Klient nasz pan… na sali rozpraw?

Klient nasz pan – zasadę tę z żelazną konsekwencją przestrzegają wszystkie szczycące się wysoką renomą firmy,  codziennie walczące o klienta ze stale rozrastającą się na wolnym rynku konkurencją. Czy słynna fraza zagości także na stałe w praktykach stosowanych na salach rozpraw?

Mediatorzy na scenę

Czy mediatorzy wyciągną sędziów z zawodowych zaległości i nawału pracy, wywołanych pandemicznym zamieszaniem?

Sędziowie pokoju – relikt przeszłości?

W marcu przez środowiska prawnicze przetoczyła się dyskusja o zasadności powrotu do uśpionej od dziesięcioleci instytucji sędziego pokoju. Czy spełniłaby ona pokładane w niej nadzieje?


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę