Bądźmy szczerzy – majętnych szczęśliwców, którzy w dobie obecnego kryzysu mogą sobie pozwolić na zapomnienie o wynajmie i pozostawienie swoich nieruchomości pustych, nie ma zapewne zbyt wielu. Pomimo tego stali się oni obiektem specyficznie okazywanej „troski” miłościwie panujących. Po co ich nieruchomości mają stać puste? Jeszcze będzie im smutno i pokryją się kurzem. W ogóle co to za degrengolada i samowolka, aby obywatel sam decydował o przeznaczeniu swojej własności?! W końcu państwo wie lepiej, co jest dla niego i dla społeczeństwa dobre! Nieprawda?
Podobnych haseł nasłuchali się już nasi rodzice i dziadkowie za czasów słusznie minionych i doprawdy szkoda, że znów są one przywoływane. Prawdą jest, oczywiście, że sytuacja na rynku nieruchomości jest rozpaczliwie trudna – do tego stopnia, że dla wielu ludzi już nie tylko sam zakup (choćby na kredyt) najskromniejszej kawalerki stał się aktem przekraczającym ich możliwości, ale nawet wynajęcie jakiegoś kąta okazuje się przedsięwzięciem trudnym do zrealizowania. Jest to niewątpliwie dramat, zwłaszcza dla młodych, wchodzących w życie osób, które chciałyby mieć możliwość zarobić na godne warunki mieszkaniowe dla siebie czy ewentualnej przyszłej rodziny. Czy tę sytuację uzdrowi jednak wątpliwej jakości recepta Jarosława? Czy przymus ekonomiczny (kusi nawet sięgnięcie tutaj po pojęcie przemocy ekonomicznej), jakim de facto jest dodatkowy wysoki podatek, może zadziałać na kogokolwiek motywująco? Co do zasady, generalnie, efekty stosowania wszelkich form przymusu przynoszą raczej opłakane skutki…
Dlatego powiedzmy sobie jasno: jakiekolwiek próby zmuszania ludzi do rozporządzania swoim majątkiem wbrew ich pierwotnym intencjom są przejawem komunizmu w czystej postaci i choćby już tylko z tego powodu zasługują na odrzucenie. Jeśli jednak państwo koniecznie chce sprawić, aby wizja wynajmowania swojej własności stała się dla właścicieli bardziej atrakcyjna, to powinno podjąć kroki zdecydowanie innego rodzaju. Zamiast znów straszyć podatkami i wymuszać określone działania, lepiej popracować nad prawem dotyczącym najmu, które na chwilę obecną jest dla najemców nadzwyczaj łaskawe, ale dla wynajmujących – już niekoniecznie. Dlaczego prawo nadal toleruje sytuacje, gdy najemca może miesiącami lub nawet latami nie płacić czynszu, a właściciel ma związane ręce i nie może nic z tym patologicznym stanem zrobić? Chroniony niesprawiedliwymi przepisami lokator często nie tylko śmieje się właścicielowi w twarz i mieszka za darmo, ale i nieraz dopuszcza się aktów demolowania i niszczenia mieszkania. Dlaczego prawo nierówno traktuje obie strony umowy najmu, wyraźnie faworyzując najemcę? Dlaczego zezwala w ten sposób na – nazywajmy sprawę po imieniu – kradzież, jaką jest celowe, długotrwałe i notoryczne niepłacenie należności za korzystanie z cudzej własności?
Tak że, „drogi” Jarosławie, jeśli chcesz ratować rynek nieruchomości, w tym ożywić rynek najmu – to nie gnęb dodatkowo właścicieli mieszkań, tylko pochyl się łaskawie nad ich sytuacją prawną. Oni naprawdę są pod wieloma względami pokrzywdzeni – może nie w sensie materialnym, bo jednak bycie właścicielem nieruchomości to przywilej, który nie każdemu jest dany, ale w sensie prawnym już jak najbardziej tak. Rozumiem, że może być Ci trudno wyzbyć się przekonania, wbijanego od przypadającego na lata najcięższej komuny dzieciństwa, że właściciel mieszkania to niecny burżuj i wyzyskiwacz ludu robotniczego, a najemca – to biedny, uciśniony przedstawiciel klasy pracującej. Owszem, może zdarzają się i takie przypadki, ale na pewno nie są one regułą, a świat nie jest czarno-biały. W XXI wieku nie powinno już być miejsca na kultywowanie tego typu krzywdzących stereotypów w przestrzeni publicznej, a co dopiero kształtowanie wedle ich ducha przepisów prawnych. A już na pewno w wolnym, demokratycznym kraju nikt nie powinien ingerować w sposób, w jaki właściciele dysponują swoją własnością.