Obowiązek kwalifikacji wojskowej dla kobiet kończących wybrane kierunki studiów

Musztra kobiet? Tak, ale tylko chętnych

Rząd wprowadzi obowiązek kwalifikacji wojskowej dla kobiet kończących wybrane kierunki studiów. I to jest nowość. Natomiast fakt, że obowiązkowa służba wojskowa stanowi formę niewolnictwa, jest prawdą starą jak świat, ale niestety nader często pogwałcaną zarówno na kartach historii, jak i  współcześnie.

Zofia Brzezińska
Foto: Staff Sgt. Ian Kummer, Public domain, via Wikimedia Commons

Projekt rozporządzenia Ministerstwa Obrony Narodowej wskazuje grupę studentek, które mogą już niedługo zostać „uszczęśliwione” obowiązkiem stawienia się do kwalifikacji wojskowej. Są to osoby kończące studia na kierunkach: lekarskim, weterynaryjnym, pielęgniarskim, psychologicznym, analityki medycznej oraz ratownictwa medycznego. Projekt rozporządzenia odnotowuje również „stanowiska służbowe i funkcje, na które kobiety będą mogły zostać wyznaczone w razie konieczności ich powołania do obligatoryjnych niezawodowych form służby wojskowej (w razie ich wprowadzenia)”. Zgodnie z ustawą o obronie ojczyzny do kwalifikacji wojskowej powinni stawić się mężczyźni, którzy w danym roku kalendarzowym kończą 19 rok życia i podlegają temu obowiązkowi do ukończenia 60 roku życia. Ustawa precyzuje, że obowiązkowi temu mogą również zostać poddane kobiety, które mają kwalifikacje przydatne do służby wojskowej oraz pobierające naukę prowadzącą do nabycia takich kwalifikacji. Chodzi o umiejętności wymagane do wykonywania zawodów medycznych, weterynaryjnych, morskich oraz lotniczych, a także zawodów: psychologów, rehabilitantów, radiologów, diagnostów laboratoryjnych, informatyków, teleinformatyków, nawigatorów oraz tłumaczy.

Problem polega na tym, że istnieje tylko jedna okoliczność, jaka powinna przesądzać o udziale człowieka w wojskowej kwalifikacji i bynajmniej nie jest to nazwa ukończonego przezeń kierunku studiów. Nie jest to też jego płeć, stan zdrowia, wiek, ani jakiekolwiek inne cechy. To wolna wola i suwerenna, w pełni autonomiczna decyzja o zaangażowaniu się w sprawy wojska. Zmuszanie do tego kogokolwiek, kto nie chce mieć z wojskiem nic wspólnego, jest aktem zniewolenia człowieka. Dokładnie takim samym, jak zmuszanie go do pracy na plantacji bawełny, kopalni, fabryce zbrojeniowej czy domu publicznym.

Oczywiście nie żyjemy na księżycu i każdy z nas doskonale widzi, że geopolityczna sytuacja Polski i Europy nie napawa optymizmem, a nawet daje bardzo realne powody do obaw. Za naszą wschodnią granicą toczy się regularna wojna. Fakty te mogą kusić do odrzucenia moralnych dylematów w imię przekonania, że ktoś przecież musi w razie tragedii bronić kraju i że w ekstremalnych warunkach, jakimi bez wątpienia jest wojna, dobro i przetrwanie narodu staje się ważniejsze od wolności jednostki. Tyle tylko, że to nie jest prawdą. Wszelkie hasła nawołujące do poświęcania życia i wolności jednostki w imię dobra wspólnego – nawet wygłaszane pod wpływem i naciskiem trudnych okoliczności zewnętrznych – nieodmiennie przywołują pamięć o budzących grozę, krwawych systemach totalitarnych, które w połowie ubiegłego wieku doprowadziły do zagłady dziesiątków milionów istnień ludzkich. Każdy człowiek, od chwili narodzin do śmierci, jest jednostką wolną. Prawa do decydowania o sobie i rozporządzania własnym życiem nie może mu nigdy, pod żadnym pozorem, odebrać ani drugi człowiek, ani aparat żadnego państwa – nawet jeśli chciałby zrobić to z obiektywnie ważnych i pozornie uzasadnionych przyczyn. Fakt, że osoba urodziła się mężczyzną, cieszy się dobrym zdrowiem, nie jest za młoda ani za stara, nie daje żadnemu podmiotowi prawa do jej ubezwłasnowolniania i wykorzystywania do własnych, choćby najbardziej szlachetnych i altruistycznych celów. Co niby daje państwu prawo do nałożenia na obywatela ustawowego obowiązku ryzykowania życiem? Czy to państwo dało życie obywatelowi? Jeżeli ten obywatel uzna, że jego życie jest dlań cenniejsze niż kwestia przetrwania ojczyzny, to ma pełne prawo postąpić w zgodzie z tym przekonaniem i np. opuścić kraj w charakterze uchodźcy. A jeżeli większość mieszkańców uzna, że nie chce ryzykować życia dla kraju i ten w efekcie zostanie pokonany? Mówiąc brutalnie – trudno. Państwo to nie rząd, nie organy administracyjne, nie miasta, wsie, pola i lasy, a ludzie. Jeżeli ci ludzie uznają, że nie chcą walczyć za swój kraj, to zwyczajnie nastąpią konsekwencje tej decyzji. Widocznie ich krajowi nie było dane przetrwać, a może nie był on, w ocenie swoich obywateli, tego przetrwania warty. Kolejne państwo podzieli los tysięcy innych, które na przestrzeni historii zniknęły już z mapy świata. Nam, żyjącym przez jedno mgnienie oka w porównaniu do tysięcy lat historii, „śmierć” państwa może wydawać się ogromnym dramatem. Patrząc jednak z punktu widzenia dziejów jest to bolesny, choć zupełnie naturalny proces. Umierają ludzie – umierają też państwa, koniec czeka nawet najpotężniejsze i najdłużej istniejące imperia. Nic nie jest wieczne. Kiedyś umrą nawet gwiazdy, słońce i wszechświat.

Argumenty przeciwko zmuszaniu ludzi do służby wojskowej są nie tylko natury moralnej, ale też czysto pragmatycznej. Z niewolnika żaden żołnierz. Ktoś, kto nie broni ojczyzny z miłości do niej, a z przymusu, nie będzie walczył w pełni efektywnie, a zapewne skupi się przede wszystkim na zachowaniu własnego życia. Wiedział o tym ponad 2300 lat temu Aleksander Wielki, który – chociaż nie stronił od sprzedawania w niewolę pokonanych wrogów – konsekwentnie odmawiał zasilania swej armii oraz dworu niewolnikami, słusznie rozumując, że najlepiej będą mu służyli ci ludzie, którzy robią to z własnej woli. A komu jak komu, ale zdolności wojskowych i strategicznych najsłynniejszemu Macedończykowi, który nie przegrał  ani jednej wojny czy nawet bitwy, odmówić nie można.

Pozostaje zatem pytanie: kto będzie walczył? Odpowiedź jest na szczęście bardzo prosta: ci, którzy chcą i na to się zdecydują. Koniec, kropka. Nic dodać, nic ująć. Bez podziałów na mężczyzn, kobiety, starych, młodych (choć rzecz jasna pełnoletnich!), czy tworzenia jakichkolwiek innych kategorii. Wbrew pozorom istnieją osoby żywiące bardzo silne uczucia patriotyczne, gotowe bronić swojej ojczystej ziemi. Oba wybory –  zarówno ten o włączeniu się w obronę kraju, jak i ten o rezygnacji z tego kroku – są równie ważne i godne szacunku. Bohaterstwo jest czymś wspaniałym i pięknym, namacalnym dowodem na to, że w słabej ludzkiej istocie drzemią wyższe siły i uczucia. Ale do bohaterstwa nie wolno nikogo zmuszać.


Przeczytaj też:

Pobór i prawdziwa równość płci

Jestem zwolennikiem równości. Dlatego uważam, że kobiety powinny być powoływane do służby wojskowej na takich samych zasadach, jak mężczyźni. Jak równość, to równość. 

Jak ci się tak podobają kamasze, to sama je załóż

Na podstawie ustawy o obronie ojczyzny dwieście tysięcy osób ma zostać wysłane na obowiązkowe miesięczne szkolenia. Oczywiście w większości dotknie to osób, które odbyły szkolenia i w jakiś sposób były już związane z wojskiem, ale – jak widać – nie tylko ich. Listy z wezwaniami już ruszyły do dom...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę