W działaniach prokuratury nie byłoby nic zaskakującego, gdyby nie fakt, że powołała się w nich na art. 173§3 kodeksu karnego, dotyczący spowodowania umyślnej katastrofy oraz nieumyślnych następstw. Jest to o tyle zdumiewająca hipoteza, że naprawdę trudno uwierzyć w to, aby ktokolwiek – czy kierowca, który sam zginął, czy podmiot organizujący pielgrzymkę, czy osoba serwisująca i dokonująca przeglądu pojazdu, czy też wreszcie jakikolwiek inny uczestnik ruchu drogowego działał z zamiarem celowego doprowadzenia do tej straszliwej tragedii. Jeszcze bardziej kuriozalne wydaje się założenie, że ktoś noszący się z zamiarem spowodowania tak ogromnej katastrofy miałby równocześnie nie chcieć doprowadzić do jej oczywistych skutków, a więc wielkiego zagrożenia dla ludzkiego życia i zdrowia. Dlaczego prokuratura nie zdecydowała się skorzystać z nasuwającego się niemal samoistnie art. 172§4 k.k., opisującego znacznie bardziej prawdopodobne okoliczności – nieumyślną katastrofę i nieumyślne następstwa?
Oczywiście wszyscy mamy w pamięci wstrząsającą katastrofę lotniczą z 2015 roku, spowodowaną celowo przez psychicznie chorego pilota. Należy jednak mieć świadomość, że umyślno-nieumyślne katastrofy komunikacyjne wypełniające znamiona art. 173§3 k.k. zdarzają się niesłychanie wręcz rzadko, tak że prawdopodobieństwo ich wystąpienia mieści się niemal w granicach błędu statystycznego. Ich sprawcami niemal zawsze są osoby w znacznym stanie nietrzeźwości. Wówczas domniemywa się, że skoro sprawca świadomie doprowadził się do takiego stanu – bo przecież zakładamy, że raczej nikt nikomu siłą alkoholu do gardła nie wlewa – to w swoisty sposób „godził się” na zaistnienie konsekwencji swojego zachowania, ergo – na ewentualne spowodowanie katastrofy zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób („wielu” należy rozumieć jako co najmniej 10) lub mieniu w wielkich rozmiarach. Natomiast samo naruszenie tych dóbr, a więc spowodowanie śmierci lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu jest w takim przypadku postrzegane jako nieumyślne.
W związku z powyższym przyjęcie, iż sprawca prowadzący pojazd miał zamiar sprowadzenia katastrofy oznacza, że co najmniej godził się on na to, że sam również w niej ucierpi. Przypisanie takiego zamiaru jest więc kolosalnie trudne dowodowo. Wymaga stwierdzenia ponad wszelką wątpliwość umyślnego i na tyle rażącego naruszenia zasad bezpieczeństwa, że potwierdziłoby taki zamiar. Jeśli już jednak znajdzie się sprawca działający z takim zamiarem, zazwyczaj przyświeca mu inny cel, a przedmiotowa katastrofa jest dla niego tylko środkiem do osiągnięcia go (np. dokonania rozboju).
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja definiowana przez art. 173§4 k.k. (nieumyślno-nieumyślna). W tym przypadku nieumyślnością objęte jest zarówno spowodowanie katastrofy, jak i naruszenie dóbr.
Co zaś łączy oba te czyny karalne? W obu przypadkach samo naruszenie zasad bezpieczeństwa może być umyślne lub nieumyślne. Stwierdzenie umyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa jest warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym do przypisania sprawcy umyślnego sprowadzenia katastrofy. Natomiast stwierdzenie nieumyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa jest warunkiem wystarczającym do wykluczenia realizacji znamion umyślnego spowodowania katastrofy.
Naturalnie na tak wczesnym etapie śledztwa nie można wykluczyć żadnych przyczyn dramatu. Możliwa także pozostaje opcja zmiany kwalifikacji czynu już w trakcie trwania postępowania. Zastanówmy się jednak, jak bardzo usłyszenie zarzutu spowodowania umyślnej katastrofy zaboli jego adresatów. To ludzie już i tak wybitnie skrzywdzeni przez los, którzy do końca swoich dni będą musieli żyć ze świadomością tej tragedii i pamięcią o jej ofiarach. Oczywiście bez względu na bezmiar ich cierpienia prokuratura musi wykonać swoją pracę. Rodziny ofiar słusznie czekają na prawdę i sprawiedliwość. Czy jednak nie byłoby racjonalniej, a przede wszystkim bardziej humanitarnie rozpocząć śledztwo od postawienia bardziej prawdopodobnych, a przy tym mniej okrutnych zarzutów? Przecież w razie wyjścia na światło dzienne nowych okoliczności kwalifikację czynu można zmienić. Czy równie łatwo, jak szafowanie najcięższymi zarzutami, przyjdzie prokuraturze przyznanie się do ewentualnego błędu?