Jeśli przyglądamy się wykresom, to bez trudności dostrzeżemy, że kurs bitcoina bił rekordy na jesieni 2021 r. Główna stopa procentowa w USA wynosiła wówczas 0-0,25 proc. a nie wiadomo było, kiedy i jak mocno Fed ją podniesie. Inflacja dopiero się wówczas rozkręcała, a proces cofania płynności z rynków dopiero się rozpoczynał. Bitcoin był jego pierwszą ofiarą – na kilka miesięcy przed akcjami, obligacjami i walutami. Przez ostatnie 12 miesięcy jego kurs załamał się o ponad 70 proc. Bardziej stabilną walutą od niego była nawet lira turecka, która straciła w tym czasie nieco ponad 40 proc. Inwestorzy po raz kolejny mogli się przekonać, że bitcoin nie chroni przed inflacją ani przed spadkiem płynności na rynkach. Jest za to bardzo mocno zależny od polityki Fedu.
Bankructwo FTX jest kolejnym ciosem w kryptowaluty. Oto bowiem jeden z branżowych championów okazał się być przedsięwzięciem kryminalnym. Mnożą się więc domysły, które giełdy i platformy padną jako następne. Słychać zewsząd, że branża kryptowalutowa nie jest właściwie regulowana. Oczywiście że nie jest. Właściciel FTX nie bez powodu wpłacił na kampanię wyborczą demokratów prawie 40 mln dolarów. Szczególnie upodobał sobie polityków mających wpływ na działanie urzędów regulacyjnych. Płacił, więc wymagał. Interes pewnie by się jeszcze kręcił, gdyby nie konflikt FTX z konkurencyjną giełdą Binance.
Rynek z tej afery wyjdzie na pewno dojrzalszy. Przynajmniej będzie dojrzały przez kilkanaście miesięcy. Gdy bowiem Fed zacznie znów drukować pieniądze i zalewać rynki płynnością, bitcoin pewnie znów wystrzeli w górę. Na rynek zleci się mnóstwo dzieciaków chcących zarobić łatwe pieniądze. Niektórzy z nich założą nawet własne giełdy kryptowalutowe. Co spadło, może zawsze pójść do góry. A bitcoin nie jest bynajmniej bezwartościowy. Wciąż można za 1 bitcoina kupić całkiem przyzwoity samochód średniej klasy. Ci, którzy kupowali kryptowaluty kilka lat temu, pewnie tego nie żałują.