Unia Europejska

Zjednoczona Europa pod amerykańską kuratelą

Zjednoczona Europa? A może wishfull thinking? Przecież nie ma bardziej podzielonego pod względem historycznym, kulturowym, etnicznym i politycznym kontynentu na świecie. Po największej wojnie w dziejach Europejczycy zachodni przyjęli w latach 50-tych XX wieku pewien model budowania wspólnoty ekonomicznej, która miała ich uchronić przed kolejnym takim konfliktem. Dalsza integracja polityczna i przyłączenie krajów postkomunistycznych zmieniło całkowicie jej oblicze.  Wszyscy wołają, że Zachód dawno nie był tak zjednoczony. Czyżby? A może jedność Europy to iluzja, a jej jawnym zaprzeczeniem jest wojna w Ukrainie?

Roberta O.
Foto: weyo/Adobe stock

Niemal każdy zakątek Starego Kontynentu jest skonfliktowany. Niemal wszystkie sąsiadujące ze sobą kraje europejskie dzieli historia. Nie ma regionów, które moglibyśmy nazwać strefami pokoju. Nadal ciąży na nas bagaż wzajemnej nienawiści i nierozliczonych pretensji. Wystarczy spojrzeć tylko na nasz region świata i wzajemne pretensje i animozje Litwinów, Polaków, Białorusinów, Czechów, Słowaków, Rumunów, Węgrów, Ukraińców czy Bułgarów. Jeden wielki, bulgoczący kocioł nieskończonej listy pretensji.  A wszystko to wiecznie przysłonięte ponurym cieniem rzucanym przez rosyjskiego kolosa. Czesi rozeszli się ze Słowakami na granicy wojny. Węgrzy, którym Victor Orban gada banialuki o wielkim państwie z czasów panowania Habsburgów,  mają nieustanne pretensje terytorialne do Rumunów, Ukraińców, Mołdawian i Słowaków.  

Ale to nie tylko ten region Europy siedzi na beczce prochu. Wystarczy spojrzeć na relacje Grecji z Turcją, Bułgarią, Macedonią i innymi krajami bałkańskimi. Cypr to polityczny wulkan. Włosi z Wenecji, Mediolanu czy Turynu nie znoszą tych z Neapolu, Bari czy Palermo. Północny Włosi nie uznają swoich współobywateli z południa jako rodaków. Gdyby mogli, to dawno by się od nich odcięli. Od ponad 100 lat uważają Południowców za obciążenie ekonomiczne i polityczne.

Austriacy nadal duszą w sobie habsburskie resentymenty, wspominając wielkie imperium austro- węgierskie. Złośliwi twierdzą, że za każdą szafą w domu austriackim leży zakurzony portret Hitlera. Dlatego od czasu do czasu tacy ludzie jak Jörg Haider demaskują ukryte poglądy części tego narodu. Z kolei Niemcy, pomni skutków obu wojen, które przegrali, odczuwają lęk przed zbrojeniami, ale kiedy Europa się sama o to prosi, przestają odmawiać. Czy to dobrze, że na to pozwalamy? Czy dwukrotnie się już nie sparzyliśmy?

Przecież nadal część polityków niemieckich uważa, że rozstrzygnięcia traktatu monachijskiego z 1938 roku powinny obowiązywać w odniesieniu do pogranicza sudeckiego z Czechami.

Belgii grozi w każdej chwili rozpad, Szwajcaria jest bardziej wspólnotą ekonomiczną niż kulturową, a Hiszpania od wieków jest na krawędzi wojny domowej.

O tyglu bałkańskim lepiej nawet nie wspominać, bo on wcześniej czy później i tak zapewne będzie musiał ponownie wybuchnąć.

Europa jest więc posklejaną mozaiką z  niepasujących do siebie kafelków.  Na szczęście nowe pokolenia dzięki Strefie Schengen i swobodzie osiedlania się w innych krajach członkowskich nieco otrząsnęły się z sentymentów historycznych, ale nadal dotyczy to tylko części społeczeństwa. Po przykładzie Wielkiej Brytanii widzimy, jak niewiele potrzeba, żeby te emocje przywrócić i stać się odizolowaną od reszty kontynentu biedną enklawą.

Ale Unia Europejska to nie cały kontynent europejski. Przypadek relacji Rosji z jej sąsiadami jest szczególny i zwyczajnie wpisuje się w ten sam mechanizm, który występuje na całym kontynencie. Rosjanie nigdy nie przyjęli do wiadomości, że poszczególne składniki imperium rosyjskiego, a potem Związku Radzieckiego, mogą istnieć w oderwaniu od rosyjskiej macierzy. To nie jest nawet ich przekonanie o własnej nadrzędności względem tych narodów, tylko wiara, że taki jest boski porządek rzeczy, a jego naruszenie to aberracja.

Tak więc niemal w każdym zakątku naszego kontynentu działa ten sam mechanizm sporny. Na razie tylko Rosjanom puściły nerwy i napadli na swojego pragnącego niezależności sąsiada.  No, ale jako mocarstwo atomowe Rosjanie czują się nietykalni. Konstytucja Federacji Rosyjskiej przewiduje, że jakakolwiek napaść z czyjejkolwiek strony zawsze spotka się z odpowiedzią nuklearną. Dlatego jako największe mocarstwo jądrowe świata Rosja zaryzykowała realizację scenariusza, o którym w wielu gabinetach europejskich różne klony Wiktora Orbana mogą sobie jedynie pomarzyć.

Dlaczego więc ta „zjednoczona Europa” nadal trzyma się kupy? Lepiszczem wcale nie jest jej kultura ani cywilizacja, tylko nieustanna kontrola Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wszelkie objawy separacjonizmu i nacjonalizmu w Europie spotykają się z ostrą odpowiedzią Amerykanów. Przykład tego mieliśmy podczas wojny w Kosowie. Amerykanie, których większość jest pochodzenia europejskiego, oczekują od swoich krewnych za oceanem identycznej integracji, jakiej sami dokonali w swoim społeczeństwie. Stąd wizyty amerykańskich prezydentów w Europie, począwszy od pierwszych odwiedzin Woodrowa Wilsona w 1918 roku, mają ogromne znaczenie polityczne. Tak naprawdę największym recenzentem naszej unifikacji europejskiej są właśnie amerykańskie elity, ponieważ dla amerykańskich interesów narodowych bałagan w Europie jest zwyczajnie nieopłacalny. One za każdym razem, kiedy gubimy się tutaj w naszych wewnętrznych europejskich sporach, wystawiają nam rachunek. Ameryka jest naszym recenzentem i w ostateczności naszym nadzorcą. Bez jej funkcji kontrolnej rozpadlibyśmy się na kawałki w licznych lokalnych konfliktach wewnętrznych. Europa nie może sobie pozwolić na niezależność od Stanów Zjednoczonych, jednocześnie Stany Zjednoczone nie mogą sobie pozwolić na istnienie Europy skonfliktowanej. Inaczej scenariusz, który w tej chwili rozgrywa się w Ukrainie, lub który kiedyś się rozgrywał się w Kosowie, ogarnie cały stary kontynent. Gdyby nie amerykańska kuratela, ludzie pokroju Wiktora Orbana, Marine Le Pen czy Jörga Haidera, o rodzimym podwórku nie wspominając, szybko doszliby do władzy i zamienili ten kontynent w strefę wojny.


Przeczytaj też:

Zieloni wrogowie Europy

W Komisji Europejskiej mamy chyba grupę dobrze zakamuflowanych wrogów Europy udających jaśnie oświeconych „euroentuzjastów” i „liberałów”. Ta instytucja niedawno bowiem wypuściła plan „Fit for 55” przewidujący zdemolowanie gospodarki UE oraz spauperyzowanie jej mieszkańców.

Rosyjska schizofrenia Europy. Gaz czy wspólnotowe wartości?

Od kilku tygodni jesteśmy świadkami rozdwojenia unijnej jaźni, którą wywołuje stosunek do Rosji. To kolejny przykład szybko postępującej dezintegracji Zjednoczonej Europy. Pod wpływem partykularnych interesów konsumentów gazu wali się fundament demokratycznych wartości, a Unia traci

Jak Unia zawodzi Ukrainę

Czym różni się Josep Borell, wysoki przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, od mokrej ścierki? Tym, że ścierka może się na coś przydać, a Borell jest totalnie bezużyteczny.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę