Fundacja rodzinna - nowe narzędzie sukcesyjne

Wreszcie coś dla polskich rodzin: fundacja sukcesyjna

Dopiero na kilka miesięcy przed końcem drugiej kadencji rządów PiS uruchomił ważny instrument polityki prorodzinnej. Tym razem dla tych, którzy sami coś osiągnęli.

Paweł Rochowicz
kadr z serialu "Sukcesja" (sezon 4, odcinek 6). Foto: David Russell/HBO

Gdyby przeanalizować przemówienia polityków Prawa i Sprawiedliwości, to fraza „polska rodzina”, odmieniana przez wszystkie przypadki, pojawia się nie rzadziej, niż słowo „miód” w artykułach o pszczelarstwie. Gdyby jednak zapytać ich o to, jak tym rodzinom pomogli pomnażać ich własny kapitał, to pewnie musieliby się dłużej zastanowić.

No bo o co chodzi? Jaki kapitał? Daliśmy pięćset plus, mieszkanie plus, trzynastą emeryturę dla dziadka, wyprawkę dla wnuczka, jaki jeszcze kapitał mamy rozdać? Aha, że niby odebrać tym podłym kapitalistom autostradę A1 i dać ją za darmo polskim rodzinom jadącym nad morze na wakacje? Nie ma sprawy, tak zrobimy!

Pionierzy się starzeją

A przecież jest mnóstwo rodzin, które nigdy nie wyczekiwały podarunków socjalnych od żadnych rządów. Same, własnymi siłami od ponad 30 lat rozwijały swoje firmy. Teraz ci, którzy kiedyś je zakładali, chcą zachować w jednym kawałku nagromadzony przez te lata kapitał i przekazać go swoim dzieciom. Dopiero teraz, w maju 2023 roku, pojawił się wreszcie skuteczny instrument takiej sukcesji: fundacja rodzinna.

Ślamazarnie szło wprowadzanie tego pomysłu w życie. Pierwsze sygnały o tym, że trzeba tak zmienić prawo, by uruchomić korzystną sukcesję rodzinnego biznesu, pojawiły się około 2010 roku. Wtedy to do sześćdziesiątki zbliżali się ludzie, którzy jako dynamiczni 40-latkowie masowo zakładali firmy pod koniec lat 80., w upadającym PRL-u. Po dwóch dekadach chcieli przekazać majątek firmowy dzieciom albo innym osobom, które mogłyby dalej prowadzić firmy. Jednak na przeszkodzie stały przepisy prawa spadkowego o zachowku, które uniemożliwiały wydziedziczenie dzieci. Wiadomo przecież, że choćby ojciec był geniuszem biznesu, to nie zawsze jego talent przechodzi na potomków. Czasem w biznesie mawia się nawet, że „ojciec buduje, syn utrzymuje, wnuczek rujnuje”. 

Początkowo na takich rodzinnych sukcesjach zarabiali głównie prawnicy, budujący skomplikowane struktury biznesowe z wykorzystaniem zagranicznych fundacji. Opłacało się to tylko najbogatszym. Potem, w 2016 roku, resort gospodarki poddał pod dyskusję „Zieloną księgę”, w której opisano, jak za granicą działają takie mechanizmy rodzinnego biznesu. Później pojawiały się kolejne wersje projektów ustawy o fundacji rodzinnej. Poprawiane, zmieniane, wyrzucane do kosza, wyciągane z niego i znów poprawiane.

Stracony czas

Wreszcie, po kilkunastu latach dyskusji i kilku latach tworzenia prawa, można takie fundacje zakładać. Majątek rodzinnej firmy będzie chroniony przed podzieleniem i rozprzedaniem, zarządzaniem nim zajmą się kompetentni menedżerowie, a rodzina fundatora też na tym zarobi. Pomnażaniu rodzinnego kapitału sprzyjają też ulgi podatkowe.

Pozostaje pytanie: czy nie można tego było zrobić szybciej? Upłynęły lata, podczas których niejeden właściciel firmy umarł, a jego dzieci spierają się o schedę. Wielu innych po prostu sprzedało swój biznes, czasem zagranicznym nabywcom, by zainwestować w nieruchomości i pozostać rentierami. A przecież dla naszej gospodarki najzdrowsze byłoby coś innego: trwały rozwój tych ośmiuset tysięcy rodzinnych firm, które dziś istnieją i tworzą około 18 procent polskiego PKB. Nawet jeśli przez ostatnie ponad 30 lat akumulowały kapitał, to wciąż jest to mało w porównaniu z ich konkurentami z zachodniej Europy. Tam takie rodzinne majątki tworzą się od stuleci. Dlatego dla polskich firm rodzinnych każdy rok korzystnego otoczenia biznesowego jest ważny. Niestety, zmarnowano co najmniej kilka ostatnich lat wskutek ślamazarnego tempa tworzenia przepisów o fundacji rodzinnej.

A przecież można w dwa dni. Tyle czasu minęło od ogłoszenia przez prezesa PiS pomysłu darmowych autostrad do przyjęcia przez rząd pierwszego projektu ustawy w tej sprawie. Oczywiście dobrego prawa w takim tempie się nie pisze. Ale widać, jakie są priorytety rządzących. Najwyraźniej nie zawsze prorodzinne.


Przeczytaj też:

Podatki Cię rozwiercą, gdy zostaniesz spadkobiercą

Chociaż słysząc o spadku z zagranicy, chętnie wyobrażamy sobie zalane słońcem wille nad ciepłymi morzami, to takie dary od losu często niosą ze sobą też mniej kuszące akcesoria w pakiecie, jak chociażby dodatkowy i to wcale nie mały podatek.

Boski (?) żywot rentiera

Wielu ludzi marzy, aby porzucić pracę i zostać rentierem, a więc osobą utrzymującą się z dochodów pasywnych płynących od posiadanego kapitału, w tym oczywiście od wynajmowanych nieruchomości. Rząd jednak tradycyjnie planuje dodać łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. Zamierza stworzyć fundusz państ...

Czy starość musi być z piekła rodem?

Dane statystyczne są bezlitosne - pomimo agresywnie forsowanej przez rząd „polityki prorodzinnej”, depopulacja Polski nadal postępuje, a wskaźnik demograficzny nie skoczył w górę. Widmo głodowej emerytury oraz bycia skazanym na innych nadal krąży więc nad tysiącami przyszłych seniorów. Czy nie ma...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę