Na Zamku Królewskim w Warszawie czołowe postaci polskiej prawicy z Jarosławem Kaczyńskim na czele przedstawiają rachunek krzywd i strat, które ponieśliśmy w wyniku napaści Niemiec na Polskę w 1939 r. Politycy informują o zawartości raportu przygotowanego wielkim nakładem sił i kosztów. Mówią, że Niemcy są nam winni mniej więcej 6 bilionów 220 miliardów złotych reparacji wojennych. Mówią o zniszczeniach wojennych, zbombardowanych miastach, rabunkach między innymi dzieł sztuki, pracy przymusowej i niewolniczej na rzecz niemieckich koncernów, o śmierci, którą sprawnie udało im się przeliczyć na pieniądze. Policzono wszystkich zabitych oraz tych, którzy w wyniku działań wojennych zachorowali, pracowali przymusowo, tych którzy cierpieli w obozach, ale nie tylko. Wyceniono zniszczone budynki, kościoły, zakłady pracy, spalone uprawy. Przeanalizowano wartość wszystkich zaginionych dzieł sztuki, a nawet utracone korzyści wynikające z pracy i podatków. Praca tytaniczna, na podstawie której PiS ma zamiar wysunąć roszczenia reparacyjne w stosunku do Niemiec.
Praca tytaniczna, zapewne bardzo kosztowna, bo analizy trwały 5 lat, i kompletnie pozbawiona sensu, albowiem Polska już otrzymała reparacje wojenne od Niemiec. Pobieraliśmy je do 1953 r. za pośrednictwem ZSRR, a później zrzekliśmy się prawa do dalszej części. Po prostu zrezygnowaliśmy z reszty.
Były później, w latach 70., jakieś próby przywrócenia narracji reparacyjnej, ale zostały zakończone i sprawa jest zamknięta. Jedyne, o czym możemy jeszcze rozmawiać z Niemcami, to wyłącznie jakaś forma zadośćuczynienia dla żyjących ofiar.
Wysunięcie tego roszczenia wiąże się jednak z pewnym problemem. Po pierwsze popsuje relacje z Niemcami, a po drugie może uruchomić niemieckie roszczenia terytorialne. Nie jestem pewny, czy naprawdę nam na tym zależy.
Otwartym pozostaje pytanie, czemu Kaczyński nie wysunął żądań reparacyjnych do pozostałych agresorów z 1939 r.: Słowacji i ZSRR? Słowację mogę zrozumieć. Straty były niewielkie, można im wybaczyć, ale Związek Radziecki porządnie dał nam w kość. Czemu Kaczyński żąda od Niemców, a wybacza spadkobiercom Stalina? Z nienawiści do pierwszych i miłości do drugich?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że moralnie politycy PiS mają rację, chcąc pieniędzy za straty, tyle że mówienie o moralności w przypadku polityków to jakaś aberracja. Żądanie reparacji to czysto polityczna kalkulacja będąca częścią narracji antyunijnej Jarosława Kaczyńskiego. Nie mam wątpliwości, że ta narracja jeszcze się zaostrzy, ponieważ prezes musi jak najszybciej znaleźć dobrego wroga dla swojego elektoratu. Musi też pokazać suwerenowi pieniądze, bo tych z Krajowego Planu Odbudowy nie dostaniemy.