Jak mówi przysłowie, o zmarłym dobrze albo wcale. Czy jednak dotyczy ono polityków, którzy na dodatek zmienili losy świata?
W lawinie komentarzy żegnających Michaiła Gorbaczowa możemy na ogół przeczytać, że dzięki niemu zakończyła się zimna wojna oraz rozpadł się ZSRS. To był nasz ulubiony gensek, twierdzą Niemcy, którzy zawdzięczają „Gorbiemu” zjednoczenie. Odważny i mądry przywódca, mówią Amerykanie. USA jest dziś supermocarstwem. Dla nas skutkiem tektonicznego wstrząsu globalnego ładu wywołanego przez Gorbaczowa była „Jesień Narodów Europy”, która przyniosła suwerenność Polsce.
Niestety dziś schedę po Gorbaczowie (a także jego zachodnich odpowiednikach) musimy oceniać niejednoznacznie. Obiecywanego końca historii raczej nie widać, a wręcz odwrotnie. Putin i Xi mają wielką ochotę napisać ją na nowo. Jednak bez pytania o zdanie Zachodu. Do następstw załamania dwubiegunowego świata należą również takie zjawiska jak terroryzm, konflikty lokalne, narastający głód i rozwarstwienie ekonomiczne. Wspólnie świadczą, że współpraca byłych uczestników zimnej wojny kompletnie się nie udała.
Jeśli chodzi o Rosję, choć na początku lat 90-tych XX w. Zachód deklarował, że konfrontacja nie wyłoniła zwycięzców i pokonanych, Moskwa weszła na ścieżkę rewanżyzmu. Brzydkie słowo wymyślone przez komunistów najlepiej oddaje jednak obecne resentymenty imperialne Kremla. Putin chce militarnie odbudować ZSRS. Ten sam, którego żywot zakończył Gorbaczow pospołu z Borysem Jelcynem. Jak doszło do tego, że Rosja napadła na Ukrainę, a wcześniej hybrydowo zaatakowała wolny świat?
Winne są obie strony byłej Zimnej Wojny. Ówczesny Zachód nie wsparł należycie rosyjskiej „demokracji w powijakach”. W 1993 r. gdy Jelcyn spacyfikował zbrojnie opozycję, USA i Europa postawiły na stabilność Rosji. Tolerując przelanie krwi, otworzyły drzwi do władzy Putinowi. Rosyjskie elity wybrały oligarchię. Konflikty interesów nie do pogodzenia zaczęły rozsadzać władzę i otoczenie Jelcyna. Zamiast demokracji wybrały operację „Następca”, która urodziła potwora. Monstrum natychmiast wyszło spod kontroli pożerając twórców. Czy jednak porównanie Gorbaczowa z kremlowskim mordercą w ogóle ma sens i nie jest obraźliwe dla zmarłego?
Po pierwsze, dla obu rozpad ZSRS był katastrofą. Z pewnością Gorbaczow miał na myśli swoją głasnost’, elementy wolnego rynku i daleką od dekoracyjności federację narodów, które nieuchronnie ewoluowałby nowy związek w państwo zarówno demokratyczne, jak i postimperialne. Dlatego jeśli porównanie, to Putin jest antytezą zmarłego.
Po drugie jednak, Gorbaczow i Putin to personalne projekty KGB. Gdy spojrzeć na biografię pierwszego, widać silne związki z Komitetem, który szczególnie w osobie Jurija Andropowa patronował wręcz jego karierze. Od stanowiska partyjnego nadzorcy Kraju Stawropolskiego, przez funkcje w centralnym aparacie KPZR, po tytuł genseka. Dlaczego? Nikt lepiej od KGB nie wiedział, że czerwone imperium gnije od środka. Gorbaczow miał więc dokonać reform odsuwających agonię. Miał nie tylko dać czas na znalezienie panaceum, ale także je znaleźć. Można oczywiście się spierać, czy Gorbaczow był tylko cynicznym projektem PR, czy realizatorem zmian opracowanych w KGB? Tak czy inaczej włożył kij w mrowisko, budząc narodowościowe i każde inne „demony”. Potraktował misję tak poważnie, że – jak wiadomo – reformy wyszły spod kontroli. Czy także ich twórca? Raczej tak, o czym świadczył pucz Janajewa, czyli rozpaczliwa próba zatrzymania historii.
Natomiast Putin to nie tylko protegowany Komitetu, ale jego funkcjonariusz. Korporacja siłowików miała 10 lat, aby wyciągnąć wnioski z klęski Gorbaczowa. Nie po to mozolnie odbudowywała swój wpływ na państwo i społeczeństwo, aby ponownie je stracić. Taką gwarancją miał się stać Putin, który podobnie jak Gorbaczow początkowo spełniał nadzieje. Meldował nawet publicznie wykonanie zadania.
Tyle że także on wyszedł spod korporacyjnej kontroli. Wprawdzie aparat represji wciąż rośnie w siłę, ale jest tylko instrumentem w rękach Putina, a nie odwrotnie. Jak drugi biegun w opozycji do Gorbaczowa zbrodniarz pcha Rosję ponownie w stronę totalitaryzmu oraz imperializmu. Tymczasem siłowicy w przeważającej masie wcale tego nie chcą. Jak tu kraść i transferować zdefraudowane miliardy na Zachód, kiedy patron wypowiedział demokracji wojnę i napadł na Ukrainę? Kto jak kto, ale policja polityczna najlepiej wie, że pałkarskimi metodami można rządzić Rosją, a nie układać stosunki ze światem.
Dlatego paradoksalnie w siłowikach nadzieja na spisek, który zakończy karierę Putina. Im szybciej tym lepiej dla korporacji KGB-FSB. Ceną nie jest odbudowa imperium, tylko ich własne przetrwanie. Podobnie jak projekt Gorbaczow zakończył się agonią ZSRS, projekt „Putin” może doprowadzić do końca historię Rosji w jej dotychczasowym kształcie ustrojowym i terytorialnym. Najwyraźniej czas na tym razem skuteczny pucz Janajewa.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.