Prawie nigdy nie zgadzam się z decyzjami i poglądami partii rządzącej. „Prawie” czyni jednak wielką różnicę. W działaniach rządu zmierzających do uzyskania od Niemiec odszkodowań za gigantyczne straty wojenne trudno nie dopatrzeć się racjonalności, zasadności i zwykłej słuszności. Niemcy naprawdę zniszczyli Polskę w sposób barbarzyńsko okrutny i nie ponieśli za to żadnej odpowiedzialności. To są fakty, a nie kolejny wymysł PiS.
Aż trzech miesięcy potrzebował rząd Niemiec do skonstruowania „wyczerpującej”, bo aż jednozdaniowej odpowiedzi na polską notę dyplomatyczną ws. reparacji. Po długich prawno-etycznych rozważaniach i dojrzałym namyśle, a także przy świadomości trwających dziesięciolecia starań o odbudowę poprawnych stosunków pomiędzy naszymi krajami podejmowanymi przez ludzi dobrej woli z obu stron, niemiecki rząd wysilił się na „wspaniałomyślną” odpowiedź, że kwestię wszelkich wojennych roszczeń uważa za zamkniętą i nie zamierza podejmować negocjacji w tej sprawie.
Treść tej odpowiedzi jest bez wątpienia głęboko rozczarowująca i przykra, ale niestety nie zaskakująca. Przypuszczenie, że reakcją Niemców będzie zgodny, entuzjastyczny okrzyk: – Tak, oczywiście, już wam przelewamy 6 bilionów 220 miliardów 609 milionów złotych! Podajcie tylko numer konta – byłoby przejawem optymizmu graniczącego z naiwnością. Cała Polska miała świadomość, że przesłanie noty Niemcom to dopiero początek niezwykle trudnej, długiej i wyboistej drogi do celu. Nieśmiała nadzieja, wywodząca się z – jak widać chybionej – wiary w poważne podejście niemieckiego rządu do skomplikowanej przeszłości tego kraju pozwalała ufać, że ta droga jednak się rozpocznie. To znaczy, że Niemcy nawiążą z nami dialog, umożliwiający wypracowanie wspólnego, być może opartego na kompromisach, rozwiązania. Jak jednak rozmawiać z kimś, kto nie tylko odmawia uczestnictwa w tej dyskusji, lecz nawet nie chce do niej wejść?
Polska oczywiście będzie szukała dróg, aby skłonić krnąbrnego sąsiada do współpracy. Jak deklaruje Ministerstwo Spraw Zagranicznych, poproszone zostaną o interwencję w tej sprawie różne organy unijne. Nie w technice dotarcia do sumienia Niemiec leży jednak największy problem, ale w karygodnie lekceważącym stosunku, wykazanym przez to państwo wobec Polski. Nie treść odpowiedzi boli najbardziej, lecz jej forma. Jednozdaniowa, niepoparta żadnymi merytorycznymi ani prawnymi argumentami. Nawet jeżeli Niemcy rzeczywiście wierzą, że z jakichś obiektywnych przyczyn reparacje Polsce nie należą się – i nie jest to wyłącznie kwestia ich niechęci do uregulowania tych należności – to powinni w swojej odpowiedzi zawrzeć prawne uzasadnienie swojego stanowiska. Na chwilę obecną jednak Polska stoi w sytuacji, w której odmówiono jej nawet poznania argumentacji strony przeciwnej, co jest zupełnie kuriozalne. Możliwość poznania racji przeciwnika jest przecież podstawowym, fundamentalnym prawem każdej strony nawet w najbardziej trywialnym i prozaicznym przewodzie sądowym o przysłowiowe jabłka z sadu sąsiada. Jak odnieść się do stanowiska oponenta, nie znając jego źródeł i motywów? Jak go zrozumieć i ustosunkować się do jego racji? Jak odeprzeć ewentualne zarzuty, wytłumaczyć niejasności? Czy Niemcy, mając świadomość swojej roli kata, jaką odegrali w Polsce w latach 1939–1945, naprawdę nie mają choć takiej odrobiny poczucia odpowiedzialności i przyzwoitości, aby skonstruować poważną, wyczerpującą i profesjonalną odpowiedź na żądania Polski? Powinni wykazać zaangażowanie i zainteresowanie sprawą chociażby tylko ze względu na szacunek do milionów ofiar swoich przodków. Lubią słynąć ze swojej sumienności i skrupulatności, a nie dostrzegają, w jak złym świetle stawia ich ta niechlujna i skrajnie lekceważąca odpowiedź? Polska, zanim przesłała przedmiotową notę do Niemiec, latami pracowała nad sporządzeniem rzetelnego, opartego na silnych dowodach raportu, a swoje roszczenia umotywowała konkretnymi argumentami prawnymi.
Jest jeszcze jedna, niezmiernie przykra kwestia. Warto zwrócić uwagę na fakt, że Polska domaga się od Republiki Federalnej Niemiec nie tylko uregulowania należności finansowych. Rząd RP prosił również o „pełną rehabilitację zamordowanych działaczy przedwojennej mniejszości polskiej”. Również to żądanie, nie mające przecież nic wspólnego z jakimikolwiek zobowiązaniami materialnymi, zostało zbyte pogardliwą odmową. Rehabilitacja tych niewinnych, bestialsko zamordowanych ludzi byłaby wyłącznie gestem symbolicznym i nie kosztowałaby budżetu Niemiec nawet jednego euro. Co więcej, gotowość do rehabilitacji niewinnych, zamordowanych lub niesłusznie skazanych osób powinna stanowić standard i normę w rzeczywistości prawnej każdego cywilizowanego i demokratycznego państwa. Brak dobrej woli Niemców, którzy nie chcą nawet odrobinę ustąpić i uznać słuszność polskiego wniosku choćby w tak minimalnym, nic nie kosztującym ich zakresie, świadczy niezwykle dobitnie o braku szacunku, jaki żywią oni do swojego wschodniego sąsiada.
Zazwyczaj nie toleruję i reaguję wręcz alergicznie na wszelkie przejawy szczucia na różne grupy społeczne, w którym specjalizuje się partia rządząca. Ciągłe dzielenie ludzi i obsesyjne straszenie Polaków Donaldem Tuskiem, Rafałem Trzaskowskim, opozycją, Unią Europejską, LGBT, lewicą czy właśnie choćby Niemcami zawsze wydawało mi się szczytem tragikomizmu. Odpowiedź Niemiec na notę Polski dała mi jednak do myślenia i uświadomiła, że i w szaleństwie PiS odnaleźć można czasem gram prawdy. Oby jednak zniknął on jak najszybciej, a Niemcy poszli w końcu po rozum do głowy.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.