Po pierwsze, odbywa się nie za pośrednictwem chronionych serwerów rządowych, tylko na skrzynkach otwartych, a więc łatwiejszych do hakowania. Jak się okazuje – łatwiejszych na tyle, że realnie zostały zhakowane. Nie wiemy przy tym ani przez kogo, ani kiedy, ani w jaki sposób haker z treści korespondencji skorzystał. A jak mógł? O tym za chwilę. Ujawnione przez hakera maile, prócz tego że prezentują jak wygląda komunikacja na szczeblu rządowym w ważnych dla państwa sprawach, zadaje kłam prezentowanej od kilku dni przez rząd opinii, że skrzynki zewnętrzne służyły wyłącznie do korespondencji prywatnej (lub partyjnej), w której nie ujawniano żadnych tajemnic państwowych. Otóż ujawniano. Korespondencja dotyczy bowiem wyłączenia ze względu na restrykcje covidowe (grudzień 2020) całej branży gospodarczej, jaką są centra handlowe. To miejsce pracy setek tysięcy ludzi. Lokalizacja tysięcy sklepów. Dziedzina generująca miliardy obrotów i setki milionów przychodu podatkowego dla państwa. Poraża zasada debaty między jej uczestnikami. Argumentami nie są tu ani kwestie bezpieczeństwa, ani pracy, dochodu, czy podjętych już ustaleń z właścicielami galerii, ale kwestia „przyznania się do błędu”, że je wcześniej otwarto. Uczestnicy zastanawiają się wyłącznie nad kwestią komunikacji, tłumaczenia ludziom przyczyn rządowej decyzji. To bliskie echo ogólnej filozofii PiS: przy podejmowaniu decyzji w kwestiach publicznych liczy się wyłącznie elektorat i skierowana do niego narracja, na koniec dnia tylko słupki poparcia i nic innego.
Pomińmy na chwilę oczywistości. Choćby taką, że tego typu decyzje winno się dyskutować w innej formie i na innym forum, że komunikacja winna być prowadzona na strzeżonych serwerach. Pomińmy nawet kwestie, że za decyzjami powinny stać merytoryczne racje, a nie partyjny interes rządzących. Lekkomyślność z jaką komunikowano się na gmailu, łatwo mogła doprowadzić do manipulowania polską gospodarką. Bo przecież cóż przeszkadzało hakerowi, który znał z wyprzedzeniem daty i zasady restrykcji dokonać np. określonych działań na rynku kapitałowym wobec spółek, które cierpiały na mających wejść w życie regulacjach. Abstrakcja? Otóż nie, wystarczy spojrzeć na kursy giełdowe spółek handlujących w galeriach w dniu ogłaszania zamknięcia. Ich kurs leciał zwykle na łeb, na szyję. Czy ktoś na tej wiedzy skorzystał? Nie wiemy. Mamy za to w Polsce cały mechanizm ochrony przed manipulacjami informacją, na straży którego stoi KNF. Czy nie zignorowano najprostszych zasad? Czy nie narażono branży i państwa na straty? Trudno mieć w tej sprawie wątpliwości. A czy ktoś poniesie za to konsekwencje (moim zdaniem powinien), dowiemy się już wkrótce. W międzyczasie z uwagą będziemy czytać kolejne ujawniane maile