Sięgnięcie po dowolny tytuł prasy amerykańskiej, niemieckiej czy francuskiej ujawnia naszą klęskę, frazą wspólną dla większości newsów i artykułów na temat imigracyjnej prowokacji terrorysty z Mińska.
- Informacje przekazywane przez polskich urzędników są trudne do zweryfikowania ze względu na ograniczenia pracy dziennikarzy. Przepisy stanu wyjątkowego w Polsce zakazują im wstępu do strefy przygranicznej o głębokości 3 kilometrów (2 mile). - Akapit z agencyjnego doniesienia Associated Press najlepiej oddaje główny skutek błędnej polityki informacyjnej rządu, którym jest podważenie wiarygodności polskiego przekazu.
Tymczasem w dobie globalnej sieci wojnę wygrywa ten, kto „zbombarduje” użytkowników platform komunikacyjnych największą ilością faktów i zdjęć, i nagrań. Najlepiej jeśli zagrają na emocjach, skutecznie zaburzając zdolność refleksji, czyli krytycznego myślenia odbiorców.
W połączeniu z dezinformacją i cynicznymi kłamstwami, to ogromne pole manewru, wykorzystywanego nie przez kołchozowy reżim Łukaszenki, tylko przez Moskwę. Od roku białoruską maszyną propagandy kierują rosyjscy spece hybrydowej wojny psychologicznej.
Mają niemałe osiągnięcia. W latach 2013-2014 zmanipulowali rosyjskojęzyczną ludność Ukrainy do stanu histerii. Podczas kampanii prezydenckiej 2016 r. odnieśli sukces w USA. Od lat robią wodę z mózgu mieszkańcom Bałkanów, choć nie tylko. Pod wpływem dezinformacyjnych operacji rosyjskich służb specjalnych, Unię Europejską, nie wyłączając PE, KE oraz krajowych scen politycznych, zapełniają tabuny pożytecznych idiotów Kremla.
Konsekwencje błędów polityki informacyjnej Warszawy nie ograniczają się, niestety, do kwestii wiarygodności. Amerykańscy i europejscy odbiorcy otrzymują zaburzony lub wręcz nieprawdziwy obraz sytuacji. Odnoszą wrażenie, że Polska jest stroną brutalnie postępującą z Bogu ducha winnymi imigrantami, nazywanymi z uporem lepszej sprawy uchodźcami, co samo w sobie już nie jest obiektywne.
Taki przekaz wzmacnia umiejętnie Kreml. Przeciętny Francuz dowie się, że jednym z głównych wątków rozmowy Macrona z Putinem były oskarżenia Kremla o łamanie przez Polskę praw człowieka. Przeciętny Niemiec skonfrontuje głęboki humanizm mutti Merkel telefonującej do Łukaszenki z armatkami wodnymi naszej policji.
Dlaczego? Posługując się przykładem depeszy AP, agencja poświęca naprawdę niewiele miejsca na wyjaśnienie, że imigrantów sprowadził Łukaszenko w zemście za unijne sankcje. Na dodatek owa lakoniczna fraza to końcowy fragment większej informacji. W dobie urządzeń mobilnych, można iść o zakład, że zanim odbiorca dotrze do kluczowej z polskiego punktu widzenia treści, wyłączy smartfon ponieważ w drodze z lub do pracy, będzie akurat wysiadał z metra lub ruszał samochodem spod świateł.
Rząd Mateusza Morawieckiego ma oczywiście Straż Graniczną, MSW i MON, tyle że są to resorty, które bronią granicy fizycznie. Poza MSZ, rząd finansuje jednak wiele instytucji i fundacji, które powinny zalać świat polską prawdą, o tym, kto jest agresorem, a kto ofiarą. Niestety, w chwili kryzysu wszystkie zapadły się pod ziemię.
To grzech pierwszy, drugim jest zaniechanie. Polsce brak instytucji koordynującej, a wiec zarządzającej, nie bójmy się użyć takiego słowa, propagandą. Agencji z prawdziwego zdarzenia, zatrudniającej nie urzędników, tylko interdyscyplinarny zespół specjalistów wysokiej klasy. Od psychologów, socjologów i medioznawców, przez analityków wywiadu i dyplomatów, po twórców skutecznego kontentu. Takie zaniechanie jest piętą achillesową wszystkich rządów Niepodległej, a więc polityki zagranicznej III RP.
Jednak rząd nie jest wszystkiemu winien. Żaden spójny przekaz nie powstanie bez udziału opozycji. Konstruktywna krytyka jest zawsze potrzebna, tyle, że partie opozycyjne nie mają wyczucia chwili. Podczas kryzysu zagrażającego bezpieczeństwu państwa, elity powinny mówić do zagranicy jednym głosem. Tymczasem opozycja postawiła sobie za główny cel odebranie rządzącym kilku punktów w wyborczym rankingu. Na dodatek niesmak wywołuje styl. W sytuacji nadzwyczajnej wszelkie spory i różnice powinny się ograniczyć do zamkniętych gabinetów.