Nie jest wielką tajemnicą, że republikański establiszment nie lubi Donalda Trumpa i nie chciałby, żeby były prezydent ponownie ubiegał się o fotel w Białym Domu. W 2016 ani tym bardziej w 2020 r. mainstreamowi republikanie nie potrafili jednak przeciwstawić Trumpowi dobrego kontrkandydata, który rozpaliłby emocje wyborców. Obecnie mają kogoś takiego: gubernatora Florydy Rona DeSantisa. Ów były wojskowy prawnik rządzi Florydą od 2018 r. i jest bardzo dobrze oceniany przez elektorat republikański. Zresztą nawet demokratyczni wyborcy doceniają to, co on robi dla stanu, w tym dla lokalnego systemu edukacji. DeSantis pokazał się jako gubernator twardy wobec przestępczości, przyjazny dla biznesu, a przy tym wrogi różnym lewicowo-liberalnym modom. Wielu republikanów widzi w nim dobrego kandydata na wiceprezydenta u boku Trumpa. Wielu wręcz chciałoby zastąpić Trumpa DeSantisem.
Nie jest też wielką tajemnicą, że demokratyczny establiszment nie lubi prezydenta Joe Bidena. Jest on dla niego po prostu zbyt stary i zbyt konserwatywny. Chętnie zastąpiłby tego politycznego weterana kimś bardziej postępowym. Początkowo na następcę Bidena była szykowana wiceprezydent Kamala Harris. Ten wybór kadrowy okazał się jednak poważną wpadką. Kamala zadziwia bowiem swoją niekompetencją. (Podczas ostatniej wizyty w Azji Wschodniej pomyliła państwa koreańskie i mówiła o sojuszu USA z Koreą Północną.) Pojawili się więc nowi pretendenci. Najpoważniejszym z nich jest Gavin Newsom, gubernator Kaliforni od 2019 r., były burmistrz San Francisco. Newsom jest gwiazdą wśród demokratów i przedstawia się jako człowiek sukcesu. W swoim stanie wprowadza różne postępowe pomysły – takie jak na przykład łagodne traktowanie sklepowych złodziei. Pod jego rządami lockdowny covidowe były w Kaliforni najostrzejsze i najdłuższe w całych Stanach Zjednoczonych (co kontrastowało z łagodną polityką pandemiczną DeSantisa). Kalifornia ma pod jego rządami problem z przestępczością, rzeszami bezdomnych i zaniedbaną infrastrukturą. Nie wszyscy mieszkańcy słonecznej Kaliforni to wytrzymują. Coraz więcej przedstawicieli tamtejszej klasy średniej wyprowadza się do republikańskich stanów, takich jak Floryda.
Jeśli więc dojdzie do pojedynku o prezydenturę pomiędzy DeSantisem a Newsomem, to będzie to walka dwóch wizji Ameryki. Największe supermocarstwo albo obierze ścieżkę rozwoju Florydy, albo będzie realizować dystopijną wizję z Kaliforni.