– Powiem szczerze, że również nie chciałabym, by Niemcy znalazły się w pierwszym rzędzie krajów odbudowujących Ukrainę. Wszak to polityka Niemiec polegająca na pozyskiwaniu taniej energii z Rosji i wspierania gazociągu Nord Stream 2 przyczyniła się do wybuchu tej wojny – powiedziała w niedawnym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” (wywiadzie, który przeprowadzałem) Georgette Mosbacher, była ambasador Stanów Zjednoczonych w Warszawie. Nie jest ona w tej krytyce osamotniona.
– Niemieccy agenci są powstrzymywani przez polityków, którzy wydają się niechętni przyznaniu, że Putin może zrobić coś złego. Więc niemieccy szpiedzy wsadzili głowy w piasek – stwierdził natomiast w wywiadzie z niemieckim tygodnikiem „Focus” John Sipher, były funkcjonariusz CIA. Zgodnie z logiką niektórych publicystów te wypowiedzi „służą celom Rosji”.
Rosyjskim agentem miał być też amerykański prezydent Donald Trump. Gdy na forum ONZ ostrzegał, że niemieckie uzależnienie od rosyjskiego gazu doprowadzi do katastrofy, niemieccy dyplomaci się z tego śmiali. „Mądrzy” publicyści przekonywali zaś, że amerykański prezydent niepotrzebnie stygmatyzuje sojuszników i że musi być rosyjskim agentem. Wszak prowadził politykę „będącą w interesie Rosji” – czyli wspierał amerykański sektor naftowy, przerzucał wojska na wschodnią flankę NATO, sprzedawał Polsce broń, mobilizował kraje Europy Zachodniej do zbrojeń, godził Izrael z arabskimi monarchiami, zaostrzał sankcje nałożone na rosyjskich oligarchów i wydalał z USA rosyjskich dyplomatów. Ale to pewnie wszystko dla niepoznaki. Tak jak dostawy polskiej broni na Ukrainę.
Krytykują postawę Niemiec również sami Ukraińcy. Brałem niedawno udział w spotkaniu z ukraińskim weteranem walk w 2014 r. i 2022 r. Jednym z „cyborgów” broniących donieckiego lotniska. Spytany o postrzeganie Niemiec przez ukraińskich żołnierzy, stwierdził, że nikt tam nie ma złudzeń, co do polityki Berlina. – Koledzy w okopach mówią „Merkel k…wa!” – stwierdził ukraiński weteran.
Postawę niemieckiego rządu krytykuje też niemiecka prasa i część analityków z RFN. I trudno się dziwić. Gdybym był Niemcem, miałbym wrażenie, że mój kraj został przejęty przez szajkę związaną z dawnym NRD. To w tym „socjalistycznym raju” zaczynała wszak karierę polityczną Angela Merkel, a Olaf Scholz jeździł tam w latach 80-tych spotykać się z komunistyczną wierchuszką. Adenauer i Gehlen przewracają się w grobie, widząc kto kształtował politykę Niemiec przez ostatnie dwie dekady.