W porównaniu z jednostką chroniącą Kim Dzong Una, amerykańska Secret Service i rosyjska Służba Ochrony Prezydenta (nomen omen SOP) to skauting. „Niezłomnego Przywódcy Partii, Armii i Państwa” strzeże armia 120 tys. fanatycznych ochroniarzy.
W ostatnim czasie oficjalny organ prasowy KRLD „Rodong Sinmun” (Gazeta Pracy) zaapelował do młodych Koreańczyków o jeszcze większy wysiłek w nauce i pracy, ogłaszając nabór do elity elit, czyli Dyrekcji Bezpieczeństwa. Na życzenie Kim Dzong Una do rekrutacji dopuszczono dzieci robotników i chłopów: - Nieskażonych wpływami imperializmu – jak napisała „Rodong Sinmun”.
Historia struktury chroniącej dynastię sięga 1946 r., kiedy to z namaszczenia Stalina władzę w Korei Północnej objął towarzysz Kim Ir Sen. Początkowo jego życia strzegli najbardziej zaufani partyzanci brygady, którą dowodził przyszły generalissimus. Oddział stacjonujący w Kraju Zabajkalskim utworzyło NKWD do walki z armią japońską okupującą Półwysep Koreański.
Twórcą potęgi i wieloletnim dowódcą Dyrekcji Bezpieczeństwa był zasłużony dywersant NKWD Lee Eul Sol. Do dziś jego bliscy należą do tzw. kręgu 150 rodów. To najwyższa arystokracja państwa „dżucze”, wywodząca się z osób towarzyszących dziadkowi Kim Dzong Una od początku kariery.
Dyrekcja Bezpieczeństwa podlegała Służbie Bezpieczeństwa Politycznego, jednak po zamachach Kim Ir Sen stworzył z niej autonomiczną strukturę. W latach 70-tych dywersyjna jednostka armii południowokoreańskiej próbowała dyktatora otruć i wysadzić w powietrze. „684 Oddział” powstał pod koniec lat 60-tych wyłącznie po to, aby zabić Kima. Składał się z 31 zabójców, którzy przeszli specjalny trening na bezludnej wyspie Silmido. Szkolenie było dosłownie mordercze ponieważ kosztowało życie 7 adeptów.
Czym dziś jest Dyrekcja Bezpieczeństwa? Najkrócej ujmując państwem w państwie. Wraz z dojściem do władzy Kim Dzong Una w 2011 r. struktura ogromnie się rozrosła i dziś liczy 120 tys. funkcjonariuszy. Ma komendantury w każdym mieście KRLD oraz własny wywiad i kontrwywiad z rozbudowaną siecią agenturalną niezależną od policji politycznej.
Poza wykrywaniem spisków i kontrolą lojalności nomenklatury, zadaniem Dyrekcji jest przygotowanie naboru do własnych szeregów. Kandydatów typuje się spośród dzieci najbardziej lojalnej kasty liczącej ok. 5 mln osób. Reszta Koreańczyków należy do „niepewnej politycznie” klasy niewolniczej. Potencjalni wybrańcy są poddani kontroli od szkoły podstawowej, przez obowiązkową służbę wojskową, po uczelnie i zakłady pracy.
Rzecz jasna Dyrekcja odpowiada za bezpieczeństwo podróży Kima. W związku z tym dysponuje własnym lotnictwem, specjalnym parkiem samochodowym, jednostkami pływającymi i składającym się z 7 wagonów pociągiem pancernym. Zabezpiecza wszystkie obiekty i miejsca, które odwiedza dyktator. Środki bezpieczeństwa są posunięte do skrajności. M.in. Kim jada posiłki przebadane pod kątem trucizn, pali specjalnie produkowane papierosy i siada wyłącznie na krzesłach, które wozi ze sobą ochrona. Najpotężniej zabezpieczone są liczne rezydencje Kima. Na przykład siedziby dyktatora w Pjongjangu strzegą samoloty myśliwskie Dyrekcji, własna jednostka rakietowa, artyleryjska i pancerna.
Bezpośrednia ochrona osobista przywódcy Korei Północnej składa się z 15 tys. wyselekcjonowanych funkcjonariuszy. Jądrem jest tzw. Wydział VI (Główna Dyrekcja Adiutantów), w której służy ok. tysiąca osób. Szansę wejścia do elitarnego kręgu ma funkcjonariusz po dziesięciu latach nienagannej służby w innych jednostkach Dyrekcji.
Z kolei „złoty tysiąc” podzielono na siedem poziomów ochrony. Wierzchołkiem jest 6 ochroniarzy, którzy towarzyszą Kim Dzong Unowi przez całą dobę, nawet w toalecie. Drugi pierścień to 200-300 funkcjonariuszy, którzy nie mają prawa zbliżyć się do Kima na odległość mniejszą niż 100 metrów. Tylko pretorianie dwóch najwyższych szczebli mogą nosić broń w obecności dyktatora. Żeby się jednak nie zapomnieli, lojalność „złotej gwardii” bez przerwy weryfikuje wewnętrzny oddział kontrwywiadu.
Kim Dzong Un podwyższył znacząco poprzeczkę kwalifikacji wymaganych od bezpośredniej ochrony. Funkcjonariusze muszą być wzrostu 160 cm, a w przypadku „złotego tysiąca” 165 cm. Nie mogą być ani niżsi, ani wyżsi od dyktatora. Oprócz wszechstronnego treningu strzeleckiego, taktycznego i sztuk walki muszą się wykazywać umiejętnością pływania i biegania na długich dystansach. Ponoć, jako wielbiciel hollywoodzkiego kina akcji, Kim podjął decyzję o zaostrzeniu kryteriów wytrzymałościowych po obejrzeniu filmu „Na linii ognia” z Clintem Eastwoodem.
Komunikat oficjalnego organu prasowego państwa „dżucze” wskazuje jednak, że w KRLD coś zgrzyta. Najwyraźniej Kim nie ufa już lojalności elit reżimu. Inaczej nie dopuściłby do pracy w Dyrekcji Bezpieczeństwa dzieci robotników i chłopów, a więc klasy niewolniczej.
Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.