Ustawa o następstwie tronu z 1701 r. (Act of Settlement) nosi dopisek „Ustawa zwiększająca ograniczenia Korony i lepiej zabezpieczająca prawa i wolności poddanych”. To zdanie tłumaczy wszystko. Parlament ustalił, że następcami tronu imperialnego i tytułów królów Anglii, Francji i Irlandii będą potomkowie księżniczki Zofii Doroty Wittelsbach, wnuczki zmarłego króla Jakuba I Stuarta. Parlament jasno i surowo stawiał ostrzeżenie, że „każdy, kto ma lub może przyjąć, lub odziedziczyć wspomnianą koronę na podstawie niniejszej ustawy, a kto pojedna się z biskupstwem lub Kościołem rzymskim, lub pozostanie we wspólnocie z nim, lub wyznawać będzie religię papistyczną, lub poślubi papistę, podlega takim wyłączeniom zdolności, jakie w takich przypadkach przewiduje, zarządza i ustanawia przytoczona ustawa. Oraz że każdy król i królowa tego królestwa obejmujący imperialną koronę tego królestwa na podstawie niniejszej ustawy złoży przysięgę koronacyjną podczas koronacji zgodnie z ustawą parlamentu (…)”.
Ustawa została napisana w tonie nieznoszącym sprzeciwu i jasno wskazującym, kto rządzi w Anglii i Irlandii. Jednak dla zachowania formy poddańczej dopiero na samym końcu dodano łagodzące zdanie: „(…) lordowie duchowni i świeccy oraz lud pospolity pokornie nadal przeto upraszają, aby wszystkie prawa i ustawy tego królestwa służące zabezpieczeniu uznawanej religii oraz praw i wolności jego ludu, oraz wszystkie inne prawa i ustawy tegoż, obowiązujące teraz, zostały zaakceptowane i potwierdzone”.
Ustawa o następstwie tronu z 1701 r. oraz deklaracja praw z 1689 r. stanowią w zasadzie jedyne przepisy konstytucyjne bezpośrednio odnoszące się do prerogatyw monarchy. Władza króla Karola III jest zatem w pewnym stopniu ograniczona z jego własnego wyboru. W rzeczywistości brytyjski suweren ma olbrzymią władzę, której wcale nie wykorzystuje. Żadne prawo ani żaden człowiek nie może przymusić brytyjskiego monarchy do złożenia podpisu pod ustawą uchwaloną przez parlament. Nie jest to jedynie przysługujące głowie państwa weto, ale ostateczne i niepodlegające żadnej dyskusji ani wyjaśnieniom jednoznaczne odrzucenie ustawy – tylko i wyłącznie na podstawie własnego osądu, z którego władca nikomu tłumaczyć się nie musi.
Król Karol III nie musi zatem kontynuować przyjętej przez swoją matkę i dziadka neutralności politycznej monarchy. Może wpływać na władzę, może naciskać na partie i stronnictwa oraz ma pełną władzę nad siłami zbrojnymi noszącymi jego insygnia królewskie. Jeżeli jednak zdecyduje się na ten kierunek, to naruszy wielowiekowy kompromis między monarchią a parlamentem, co wcześniej czy później zaowocuje poważnym kryzysem konstytucyjnym. W dobie dyskusji nad sensem utrzymywania monarchii przez podatników, taki krok monarchy doprowadziłby jedynie do rozpadu Zjednoczonego Królestwa i proklamacji czterech niezależnych republik: Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej. Jest więc w najlepszym interesie rodziny królewskiej utrzymywać zasadę: król panuje, ale nie rządzi.