Prezydent Biden ma co prawda dosyć lewicowe poglądy na kwestie aborcji czy LGBT, ale, jak widać, wciąż jest mocno przywiązany do tradycyjnych katolickich obrzędów. Jest drugim w historii prezydentem USA wyznającym katolicyzm, który w Ameryce traktowany był przez wiele dekad z podejrzliwością jako religia imigranckich mniejszości. Katolikiem był także John Kennedy, co jednak nie przeszkadzało mu w nadzwyczaj bogatym pozamałżeńskim życiu seksualnym. Pozostali prezydenci to niemal wyłącznie protestanci – tylko Thomas Jefferson deklarował się jako deista, a Baracka Husseina Obamę podejrzewano o bycie kryptomuzułmaninem. Wielu z nich mocno afiszowało się ze swoją religijnością – choćby Jimmy Carter i Ronald Reagan. Nikomu w USA to oczywiście nie przeszkadzało. Obawy sporej części elektoratu wzbudziłby raczej ateizm prezydenta, niż to, że jest on członkiem nawet najbardziej dziwacznej sekty.
Ameryka oczywiście się zmienia i za parę lat być może będzie miała bezwyznaniowego prezydenta. Albo prezydenta wyznającego islam, buddyzm lub hinduizm. Hinduistką jest już wiceprezydent Kamala Harris, która z dumą podkreśla, że jej rodzina pochodzi od tamilskich braminów. Miło byłoby też kiedyś zobaczyć prezydenta Indianina, który wziąłby udział w tradycyjnym rytuale szamańskim. USA to kraj wielu wiar, który Europejczykom wydaje się być państwem wyznaniowym.