Kolumbia

Drugie podejście do pokoju w Kolumbii

Czy lewicowy prezydent zażegna lewicowe – i przy okazji prawicowe – rebelie w kraju, który uchodzi za nieuleczalnie niestabilny? Gustavo Petro stanął przed taką szansą. Gdybyż tylko o przekonania tu chodziło.

Mariusz Janik
Gustavo Petro. Foto: Samantha Power USAID, Public domain, via Wikimedia Commons

To była chyba jedyna dobra wiadomość ostatniego dnia fatalnego dla świata roku. W sobotę Petro ogłosił, że władze w Bogocie zawarły rozejm z pięcioma największymi grupami zbrojnymi w kraju: ELN (Narodową Armią Wyzwolenia), zbuntowanymi frakcjami rozwiązanej w 2017 r. FARC – czyli Segunda Marquetalia oraz Estado Mayor Central – oraz dwiema grupami wyrosłymi na gruzach niegdysiejszych prawicowych "sił samoobrony", Autodefensas Gaitanistas de Colombia (AGC, nazywany też Klanem z Zatoki) oraz Autodefensas Conquistadores de la Sierra (Pachenca).

"To wielki akt" – pisał Petro na Twitterze po zawarciu porozumienia, które ma obowiązywać od 1 stycznia do 30 czerwca. "Dwustronne zawieszenie broni zobowiązuje zarówno zbrojne organizacje, jak i państwo do respektowania ustaleń. Będzie temu towarzyszył krajowy i międzynarodowy mechanizm weryfikacyjny" – dodawał. Ów nadzór mają sprawować zarówno Narody Zjednoczone, jak i kościół katolicki oraz kolumbijski rzecznik praw obywatelskich.

Wyciskanie partyzantki

Gdy – w końcu sam były partyzant ze studenckiego, miejskiego ruchu M-19 – Petro obejmował urząd prezydenta 7 sierpnia, obiecywał "totalny pokój" i obecny rozejm ma być, jak można przypuszczać, dowodem na to, że traktuje swoją obietnicę poważnie. Kolumbia od 1985 r. jest pogrążona w wojnie domowej o zmiennej intensywności: początkowo można ją było w uproszczeniu sprowadzić do konfliktu lewicowych partyzantek, jak FARC i ELN, przeciwko prawicowym władzom kraju, które z kolei powołały do życia własną partyzantkę – AUC, siły samoobrony.

Permanentna pełzająca wojna z udziałem paramilitarnych jednostek przyniosła państwu krwawy klincz, którego bilans sprowadza się do 450 tys. śmiertelnych ofiar (statystyka obejmuje lata 1985–2018). Przełomem była dopiero polityka rozbrojenia prowadzona przez Jose Manuela Santosa – prezydenta w latach 2010–2018, nagrodzonego za swoje działania Pokojowym Noblem. To on doprowadził do rozbrojenia FARC.

Ale też nie zażegnał konfliktu w pełni. Do ówczesnego porozumienia nie przystąpiły ani ELN, ani niektóre frakcje FARC, a z kolei z rozwiązanych oficjalnie u progu tego stulecia sił samoobrony wyprysnęły regionalne klany, które od lat miały w zasadzie charakter klanów narkotykowych, często opartych na rodzinnych strukturach – jak  Autodefensas Conquistadores de la Sierra. A już następca Santosa i poprzednik Petro – Ivan Duque – szedł po władzę z obietnicą zerwania polityki ugłaskiwania paramilitaryzmów wszelkiej maści.

I też nie sposób odmówić mu pewnej skuteczności, która mogła nieco zmiękczyć zbrojnych. W październiku 2021 r. na północy kraju siły bezpieczeństwa dopadły lidera Klanu z Zatoki, Dairo Antonio Usugę, znanego jako Otoniel, co pozbawiło grupę klarownego przywództwa. Z kolei w odstępie roku, między czerwcem 2019 r. a czerwcem 2020 r., zginęli dwaj liderzy grupy z Sierra Nevada, Chucho Mercancia i Patino Giraldo. Na początku 2021 r. zaś wrócił do kraju po 12-letniej odsiadce w USA wieloletni lider formacji – Hernan Giraldo Serna, być może nieco zresocjalizowany przez Amerykanów.

Lewackim partyzantkom nie wiodło się lepiej: po krwawym zamachu, jaki zorganizowała ELN w 2019 r. w akademii policyjnej w Bogocie, na grupę spadła fala odwetowych ataków armii, która mogła znacznie przerzedzić jej szeregi – w 2020 r. miało zginąć aż 700 bojowników Frontu. Z kolei dysydenci z FARC znani są przede wszystkim z tego, że walczą między sobą – obecnie głównie na terytorium Wenezueli, która przez lata skwapliwie przymykała oko na ich przemykanie przez dziurawą granicę kolumbijsko-wenezuelską. To u sąsiadów, we frakcyjnych potyczkach w latach 2019–2022, miało zginąć kilku liderów Segundo Marquetalia.

Kropla drąży skałę

Kluczowym problemem Kolumbijczyków jest jednak fakt, że niegdysiejsi antagoniści w lewicowych lub prawicowych barwach nie mają już wiele wspólnego z walką ideologiczną. Niezależny kolumbijski think-tank Indepaz doliczył się w ciągu 2022 roku około stu "masakr", jak się można domyślać – na ludności cywilnej. Według ośrodka analitycznego ACLED w 2021 r. liczba aktów przemocy podwoiła się w stosunku do poprzedniego roku, a tylko w pierwszej połowie ub.r. doszło do kolejnych 1300 zbrojnych incydentów. Coraz rzadziej mają one jakikolwiek polityczny charakter, a przeważnie przypominają działania "zwykłych" narkokarteli, które bronią swoich stref wpływu.

Indepaz szacuje także liczbę wszystkich członków paramilitarnych formacji w kraju na ok. 10 tysięcy ludzi. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bowiem w ostatnich latach pozbawione klarownego przywództwa i dryfujące w stronę konwencjonalnej gangsterki organizacje w coraz większych stopniu wkraczały na terytoria rdzennych ludów Kolumbii – jak szacuje zajmująca się prawami i sytuacją ludów rdzennych organizacja IWGIA, na południu kraju – w kolumbijskiej części Amazonii – liczba nielegalnych upraw koki wzrosła w latach 2015–2019 o 60 proc., a paramilitaryści sukcesywnie starają się przejmować kontrolę nad terytoriami plemiennymi i obietnicami lub przymusem skłaniać członków plemiennych społeczności do wstępowania w swoje szeregi.

Plastrem na kolumbijską wynaturzoną wojnę domową ma być międzynarodowy, nadzorowany przez ONZ fundusz pomocowy (ze znaczącym udziałem Chile, Wielkiej Brytanii, Norwegii czy Korei Południowej). W 2023 r. wyasygnuje on rekordowe 55 mld dol. z przeznaczeniem na reformę rolną, ochronę liderów lokalnych społeczności czy wsparcie ofiar konfliktów. Decyzja o podwyższeniu budżetu programu zapadła w połowie grudnia, przy czym mało kto ma złudzenia, że zwiększenie finansowania przyniesie większe skutki: od uruchomienia funduszu w 2016 r. Kolumbia dostała już 181 mld dol. – i jak dowodzą przytoczone wyżej statystyki, z mizernym skutkiem. Większe nadzieje można już wiązać z deklaracjami rządu, iż znaczna pula z 86-miliardowego budżetu państwa zostanie przeznaczona na politykę wsparcia najbiedniejszych grup Kolumbijczyków, by odbierać im najważniejszy – finansowy – motyw do wspierania zbrojnych grup.

Jak wskazuje decyzja o rozejmie, nie można stawiać kreski na polityce Petro. Wynegocjowane przez Santosa porozumienie sprzed kilku lat doprowadziło do złożenia broni przez 13 tysięcy bojowników FARC, co w znacznej mierze przerzedziło szeregi kolumbijskich partyzantek. Gdyby Petro udało się odesłać do domu kolejne 10 tys. ludzi, paramilitaryści rzeczywiście zaczęliby przypominać niewielkie liczbowo grupy przestępcze. Kropla drąży skałę.


Przeczytaj też:

Amnestia dla nielegalnych imigrantów, czyli obietnice Pinokia

Wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Kamala Harris udała się w pierwszą swoją oficjalną podróż zagraniczną do Gwatemali. Wizyta miała związek z jej nową rolą polegającą na wsparciu Białego Domu w celu powstrzymania migracji z Ameryki Środkowej do granicy amerykańsko-meksykańskiej. Okazała się jedna...

Fajka Bidena

- Wiem, co dobre dla Czarnych – deklarował ze cztery dekady temu Joe Biden. Gdy został prezydentem USA, postanowił więc pomóc czarnej społeczności. W ramach tej „pomocy” jego administracja przeznaczy 30 mln USD na zakup fajek do palenia cracku dla „wykluczonych grup rasowych”.

Ameryka przegrywa wojnę narkotykową

Pół wieku nieustannej wojny rządu Stanów Zjednoczonych z kartelami narkotykowymi przyniosły tysiące ofiar, gigantyczne koszty finansowe i społeczne. Mimo coraz większych nakładów przeznaczanych na tę wojnę, Ameryka przegrywa ją na każdym kroku.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę