Piłka nożna

Letnia komediofarsa z narodowym bohaterem w akcji

Narodową ekscytację zmiany pracodawcy przez Roberta Lewandowskiego należy rozumieć jako ogłupianie kibiców i podtrzymywanie w nich iluzorycznych wierzeń w piękno futbolu, skoro pomnażanie kapitału przez pazernych zarządców piłkarskich firm zepchnęło grę na boisku na poślednie miejsce w wewnętrznej hierarchii tego sportu i wywołało erozję pierwotnego jego sensu.

Prof. Arkadiusz Stempin
Foto: Silar, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons

Nieszczęsna odyseja dobiegła końca. Nie bacząc na trwające ludobójstwo w Ukrainie, akurat sprawa przenosin szafeczki w szatni z Monachium do Barcelony przykuła największą uwagę w kraju, który kroczy w pierwszym szeregu natowskich jastrzębi. Zbiorowa ekscytacja ignorowała pierwsze letnie upały, tak jak i związany z tym kryzys hydrologiczny podobno wybranego przez boga kraju. Jedna ze sportowych stacji sprawie wieszania koszulki w nowym miejscu pracy poświęciła 2,5-godzinny program specjalny. To dłużej niż msza narodowa ze Świątyni Opatrzności Bożej. Nie ironizujmy jednak, wszak chodziło właśnie o sprawę narodową, jak trafnie wyraził się jeden z armii kibiców-userów: Należało „helmutom dopiec” (pisownia oryginalna), jak kiedyś pod Grunwaldem. Sympatia gawiedzi lokalizowała się w Barcelonie. Mieście o kształcie muszelki, choć w  kraju, o którym rzeczona gawiedź, poza aspektem związanym z kopaniem piłki na „Camp Nou”, niewielkie ma pojęcie. Ale monachijska „Bayern-Arena” pejoratywnie kojarzy się ze sprawą narodową, odwiecznym „Drang nach Osten”, niespłaconymi reparacjami i flirtem z Putinem.   

Może dlatego podczas dwuipółgodzinnego euforycznego mielenia w sportowej stacji żaden z ekspertów nie zwrócił uwagi na to, że wyrosły w podobno empatycznym polskim mateczniku futbolista, ba, o nieco nieśmiałej osobowości, zmianę szatni, zarazem klubowych barw, impertynencko zapowiedział podczas konferencji prasowej, zwołanej na kanwie zgrupowania polskiej kadry narodowej. Nie w pobliżu Säbener Strasse, gdzie urzęduje firma, od której inkasuje milionowe przelewy. To tak, jakby Mateusz Morawiecki teką premiera rzucił, stojąc w kąpielówkach na plaży podczas urlopu na Malediwach. Absolutne faux pas – na szczęście w przypadku polskiego magistra popełnione w męskiej branży pełnej  twardych mężczyzn. Branży, która ludzkie losy traktuje jak kiedyś Stalin człowieka radzieckiego – przesypując piasek łopatą z kupki na kupkę. Tyle że za miliony.

Bohater odysei, zgodnie z duchem czasu, który wymaga sprofilowania umiejętności w wersji turbo, wyspecjalizował się w strzelaniu do celu z taką precyzją, z jaką metronom odmierza takt pianiście-wirtuozowi. Wystarczy przywołać efekty pracy u poprzedniego pracodawcy, tego z Dortmundu. Jego golkiper, niejaki Roman Weidenfeller, najczęściej turbo-wykopem wybijał piłkę w okolicę, gdzie spodziewał się Polaka, a ten już załatwiał resztę. W 2012 roku podczas finału pucharu Niemiec pracująca w żółto-czarnej koszulce mistrza kraju siła fachowa z Polski trzykrotnie przedziurawiła siatkę w bramce jej giganta, Manuela Neuera, w czerwonej koszulce firmy „Bayern”. W efekcie bossowie tego ostatniego odkupili na pniu naszego fachmana z Dortmundu. Z inwestycją najważniejsi prezesi z Monachium trafili w dziesiątkę, skoro Dortmund mistrzostwa kraju od tej pory nie zdobył, podczas gdy Bayern seryjnie, nie mówiąc o triumfie w lidze mistrzów. Co porównać można z wydarzeniem równym ponownemu wyborowi Polaka na papieża. Jeśli wierzyć jeszcze częstszym niż gole Polaka wynurzeniom jego małżonki w mediach społecznościowych, tajemnica sukcesu potwierdzała prawdziwość rzymskiego przysłowia: „Tam gdzie ty Gajuszu, tam i ja Gaja”. Otóż „Gaja” polskiego pracownika sezonowego w Niemczech, emerytowana karateczka, w międzyczasie wyspecjalizowana w materii dietetyki, usunęła z jego diety wszystko, co smakuje, w pierwszym rzucie mięsko, w drugim produkty mleczne, zastępując tłuste menu programem „fitness”, z dużą ilością orzeszków i jeszcze większą ziarenek pszenicy, tak by u futbolisty z numerem „9” współpraca komórek, ścięgien i muskulatury dorównała tej u legendarnego Achillesa. A ten, jak wiadomo, niemal w pojedynkę rozbił obrońców legendarnej Troi. 31-latek natomiast na naszych oczach szalał na polu karnym przeciwnika z takim sukcesem, że wzbudził zainteresowanie firmy z Barcelony. Wprawdzie niewypłacalnego bankruta, który jednak wyściubił 50 mln euro. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Zostawiając na boku pytanie, czy pomimo miksturek w domu 31-letni atleta skopiuje sukces z Monachium u nowego pracodawcy, który gra przeważnie w ustawieniu 4-3-3, podczas gdy dotychczasowy w Monachium preferował 4-2-3-1, a cała trójka za plecami naszego herosa harowała na niego.

W XXI wieku estetyka i nieprzewidywalność futbolu (Ryszard Kapuściński twierdził, że fascynacja nim wynika z oscylowania wyniku meczu piłkarskiego wokół zera; w przeciwieństwie do innych gier drużynowych nie padają tam wysokie rezultaty, jak, kolejno, w koszykówce, piłce ręcznej, siatkówce, hokeju na lodzie czy trawie) została zastąpiona przesuwaniem (nabywaniem) akcji giełdowych. Do ich rangi spadli nawet najwięksi herosi futbolu, w swoim habitusie zasilający zarazem nadrzędny archetyp zbędnego dla cywilizacji i uprzykrzającego jej sens celebryty. Największe prężenie przez nich muskułów na murawie nie dorównuje ich hiperaktywności w mediach społecznościowych, gdzie prześcigają się nawzajem w czczej autoprezentacji. Ale i oni są tylko śrubką w machinie mafijnych reguł zawodowego futbolu, nietransparentnych metod pozyskiwania i pomnażania kapitału. To dlatego nie kto inny, tylko ponad 80-letni znawca materii, w przeszłości trener mistrzów świata z 1978 roku, César Luis Menotti, jeszcze przed 2 dekadami cały ten management piłkarski: prezesów, członków zarządów, i innych działaczy – wszyscy rodem z mrocznych gabinetów ojców chrzestnych – trafnie określił  „bezwzględnymi przedstawicielami politycznej, ekonomicznej i medialnej elity władzy, która w futbolu odkryła źródło profitów i uczyniła go wehikułem swojej autoprezentacji”.

Można jedynie współczuć tym kibicom, którzy nadal naiwnie wierzą w piękno futbolu i przed chwilą uczestniczyli w tragifarsie zmiany miejsca dla wieszaka w szatni ich idola. Nie znają słów Menottiego: „Biznes zniszczył więzi między kibicami a piłkarzami, a ci ostatni najmniej widzą przed oczami swoją powinność reprezentowania swoich kibiców“. Bo to właśnie najbardziej zniszczyło futbol. Nie sama żądza zysku, pogoń za pomnażaniem kapitału i nabijanie sobie kont.  

Gra w tej czy innej firmie, stosującej te same mafijne reguły zysku, w Bayernie, Realu, Barcelonie czy na Wyspach Brytyjskich, nie ma większego znaczenia. Ale okoliczność, że pomnażanie kapitału przez pazernych zarządców piłkarskich firm zepchnęło grę na boisku na poślednie miejsce w wewnętrznej hierarchii futbolu, spowodowała erozję pierwotnego jego sensu. Nieprzewidywalna co do końcowego rezultatu gra, w co infantylnie wierzą kibice, jest, jak dla Machiavellego, tylko środkiem do celu, nie celem samym w sobie. Tak choremu systemowi raczej należy życzyć, by – jak kiedyś dinozaury czy Atlantyda – raz na zawsze znikł z przestrzeni naszej cywilizacji. Na tym tle powszechna ekscytacja zmiany pracodawcy Roberta Lewandowskiego jawi się jako komediofarsa.


Przeczytaj też:

Świat oszalał: piłka nożna

Nie ma większego targowiska próżności, niż współczesna piłka nożna. Gigantyczne budżety klubów, wielomilionowe kontrakty piłkarzy i trenerów, setki miliardów w reklamach na stadionach i koszulach, piłkarze w roli gwiazdorów globalnych, tony żelu, najbardziej modne ciuchy, mili...

Jak komunistyczne Chiny podporządkowały sobie sport

Zaczął się nowy rok. Z olimpiadą zimową w Pekinie. W Chinach sport zawsze nakręcał nacjonalistyczne zapędy. A sportowcy musieli podporządkować się kolektywowi.

Po co nam igrzyska olimpijskie?

Rywalizacja w Pekinie się zakończyła. MKOl pod niebiosa wychwala samego siebie, sportowców i organizatorów. Tajemnicą poliszynela jest jednak, że wybór Pekinu jako miasta zimowych igrzysk nastąpił, kiedy na placu boju pozostały Chiny i Kazachstan.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę