Obyczaje

Prostacka moda na „tykanie”

Kiedyś przejście z kimś na „ty” wymagało wypicia z nim brudzia. Młode pokolenie nie wie co to takiego, więc śpieszę z wytłumaczeniem, że słowo to pochodzi od niemieckiego wyrazu Bruderschaft oznaczającego „braterstwo”. Ten krótki ceremoniał wymagał od jego uczestników wypicia kieliszka alkoholu i serdecznego ucałowania się. Dlatego po kilku rozluźniających toastach panowie i panie chętnie poddawali się konwenansowi, czasami znacznie wykraczając poza jego wymagania.

Paweł Łepkowski
Foto: Tumisu / Pixabay

Każda osoba w wieku powyżej 18 lat ma prawo oczekiwać, że otoczenie spoza rodziny i rówieśników ze szkoły będzie się do niej zwracało per „pani” lub per „pan”.

Ktoś może powiedzieć, że to jedna z tych sztywnych zasad utrudniających życie. Ja jednak postrzegałem ją zawsze jako element czyjejś kultury osobistej. Zwracanie się do kogokolwiek dorosłego na „ty” bez uprzedniego otrzymania od tej osoby zgody jest po prostu zwykłym chamstwem i przejawem prostactwa.

Gorzej, że to zjawisko nie dotyczy już tylko osób prowadzących bezpośrednią rozmowę, ale zaczyna być normą w korespondencji za pomocą multimedialnych środków komunikacji.

Dam przykład. Ostatnio spędziłem miły weekend nad naszym morzem, zatrzymując się w eleganckim resorcie, którego wystawne wnętrza, spa, restauracje itd. tworzą atmosferę przepychu zmieszanego z wszechobecnym dziś kiczem. Pobyt okazał się zresztą droższy niż w podobnym ośrodku gdzieś nad Morzem Karaibskim czy Śródziemnym. Mogłem więc oczekiwać, że będę traktowany jako mile widziany klient. I takie zresztą miałem wrażenie do końca pobytu. Po powrocie do Warszawy otrzymałem jednak z tego hotelu wiadomość: „Drogi kliencie, jak ci się u nas podobało. Czy odwiedzisz nas ponownie?”, podpisane: „Recepcja”. Od razu próbuję sobie przypomnieć z kim ja na ty przeszedłem w tej „recepcji”? Czyżby pamięć mi już szwankowała? Dlaczego piszą do mnie na „ty” zamiast „Szanowny Panie”, jak to obowiązuje w języku polskim?

Zastanawiam się też, czy nie mam jakichś znajomych u pewnego operatora komórkowego, skoro wszystkie listy skierowane do mnie z ich biura obsługi klienta są tytułowane „drogi kliencie” i napisane są jak do dziecka. Dzwonię więc wyjaśnić sprawę. Słyszę męski głos w słuchawce: „Dzień dobry, jestem Max, sztuczna inteligencja, w czym mogę ci pomóc?”. Zadaję więc owej sztucznej inteligencji proste pytanie: „Czy my jesteśmy na ty?”. Dzieło geniuszu jakiegoś informatyka odpowiada: „zadam ci ponownie pytanie, w czym mogę ci pomóc?”. Odruchowo chciałbym powiedzieć, żeby mnie ... – ale przecież to tylko marny program, na wyrost nazwany przez jego autora „sztuczną inteligencją”. Powtarzam więc to samo, że nie jesteśmy na ty. Tu algorytm elektronicznego geniusza się zacina. „W takim razie – odpowiada sztuczny inteligent – skieruję ciebie do konsultanta”. Tu jestem już w rozmowie znowu „panem”. Informuję więc grzecznie konsultanta (przecież to nie jego wina), że w związku z faktem, że jestem obrażany w tej firmie, zrywam umowę i przenoszę numer telefonu do innego operatora komórkowego i telewizji kablowej. Pech jednak chce, że tam, w konkurencyjnym BOK-u też automatyczny system traktuje mnie na „ty”. Podobnie jak tysiące innych firm, które dokonują elektronicznych cudów, aby ułatwić swoim klientom życie, ale nie umieją stworzyć systemów automatycznych powiadomień z zastosowaniem elementarnej formy grzecznościowej z wyrazami: „szanowni państwo”, „szanowny panie”, „szanowna pani”. Mocno nakręcony w tej sprawie zaczynam być na wszechobecne tykanie nadwrażliwy. Wydaje się, że problem dotyczy wyłącznie wielkich korporacji, banków, operatorów cyfrowych i telewizyjnych itp. Najwyraźniej mają nadwyżkę klientów, skoro mogą sobie pozwolić na traktowanie ich jak dzieci w przedszkolu. Gorzej, kiedy stojąc w kolejce do kasy w markecie pewnej sieciówki spożywczej, słyszę komunikat: „drogi kliencie, zachęcamy żebyś skorzystał z kasy samoobsługowej”. Szlag mnie trafia na miejscu, głośno i nieceznuralnie wypowiadam się o tej sieci sklepów i jej właścicielu, rzucam kosz z zakupami i wychodzę. Jeżeli nie jestem dla nich „szanownym panem klientem”, to więcej nie zostawię tu ani grosza.

Nasz język jest wystarczająco zaśmiecony przez spolszczone anglojęzyczne potworki językowe. Polska to kraj bezrefleksyjnych naśladowców. Wszystko, co zachodnie wsiąka w polską mentalność jak woda w gąbkę. Ale na zachodzie nikt przecież nie traktuje swoich klientów stosując pogardliwą formę zwracania się do ich per ty. „You” w języku angielskim to także druga osoba liczby mnogiej, podobnie jak niemiecka „Sie” – oznacza zwracanie się do kogoś per „wy”, z dodaniem słowa „sir”, Ma'am” lub po prostu mr lub mrs. Mieszkałem pół dorosłego życia w USA i doskonale rozróżniam te niuanse w języku angielskim.

Kilka lat temu miałem okazję spędzić kilka niezapomnianych dni w najlepszych hotelach Szwajcarii. Po powrocie otrzymywałem z ich listy z podziękowaniami za pobyt (elektroniczne i zwykłą pocztą). Wszystkie były zatytułowane „Wielce szanowny Panie”.

Nie chodzi tu o jakąś formę mojej megalomanii, ale spełnienia oczywistych oczekiwań, że jako klient jestem szanowany. Dużo się mówi o szacunku dla poszczególnych grup zawodowych, jak np. kelnerów, ale jak możemy oczekiwać szacunku od naszych pracodawców, przełożonych, pacjentów, lekarzy, nauczycieli, uczniów, policjantów czy wreszcie klientów, skoro sami nie traktujemy ich z należytym, przyjętym w języku polskim szacunkiem polegającym na stosowaniu elementarnej formy grzecznościowej zwracania się do innych per „pani” lub per „pan”?


Przeczytaj też:

Czy uszy mogą jeszcze zwiędnąć?

„Sprzedałem dupę” to najnowszy hit wrocławskiego muzyka o wdzięcznym pseudonimie artystycznym Zdechły Osa – proszę o wybaczenie zwolenników norm, tym razem gramatycznych.

Bandytofilia polskiej młodzieży

Mieszane Sztuki Walki, lepiej znane jako MMA, są sportem równie, jeśli nie bardziej popularnym od boksu, zbierającego na galach i przed ekranami miliony fanów na całym świecie. Natomiast Freak Fight to tego sportu wynaturzony brat bliźniak – walki amatorów, głównie kontrowersyjnych celebrytów, w ...


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę