Scena pierwsza: Konkurs łowienia ryb nad Narwią zorganizowany przez oddział Polskiego Związku Wędkarskiego, kilkunastu zawodników, trzy razy tyle wędek; komisja sędziowska liczy i waży złowione sztuki, tych, które się zerwały i odpłynęły z haczykiem w wardze, albo w brzuchu, jury nie liczy; zawodnik numer cztery – cztery kilogramy ryb, numer sześć – sześć i pół, i tak dalej. Ryby zostają wypuszczone, pływających brzuchami do góry już się nie inwentaryzuje. Szlachetna sportowa rywalizacja.
Scena druga: Mazury, jezioro Tałty, późne popołudnie, biwak na dziko, stoi kilka żaglówek; przypływa jeszcze jedna, dwaj mężczyźni zarzucają wędki; pod wieczór proponują pozostałym biwakowiczom – tak na oko – ze trzy kilogramy okoni, krasnopiórek, płotek, uklei. – „My tyle nie zjemy, prosto z wody, proszę bardzo! ” – Szlachetny gest, co prawda my też nie zjemy, jesteśmy po kolacji, a rano jadamy nabiał i jajecznicę, lodówki na żaglówce brak.
Scena trzecia: Bosewo koło Długosiodła, Kurpiowszczyzna, stawy rybne, wykupuje się „bilet” na łowienie, a złowioną rybę wędkarz może kupić „na wagę”. Nad stawem dziadek z wnuczkiem, łowi wnuczek; branie, spławik w dół, dziadek pomaga wyciągać podbierakiem wielkiego karpia, karp zrywa się z wędki, w wargę wbity ma haczyk z przyponem (fragment cienkiej żyłki, którego ryba nie powinna zauważyć). Po chwili spławik znowu w dół, drugie branie, tym razem dziadek był skuteczny; obmacali rybę, sfotografowali, wpuścili z powrotem do wody. Szlachetnie jest pozwolić jej żyć (o ile przeżyje tę traumę i rana się zagoi).
Scena czwarta, lądowa: Amatorzy rybołówstwa rekreacyjnego i właściciele kutrów rybackich przystosowanych do takich połowów blokowali drogę z Władysławowa na Półwysep Helski. To w tym roku drugi taki protest w Pomorskiem, pierwszy miał miejsce przed Łebą i Ustką, powód – „tragiczna sytuacja amatorów rybołówstwa rekreacyjnego” (PortalMorski.pl 10 lipca 2021). Właściciele kutrów bronią miejsc pracy, wędkarze bronią prawa do rozkoszy czerpanej z wyciągania z wody ryb przy pomocy najnowocześniejszego sprzętu – teleskopowych wędzisk z włókna węglowego, kołowrotków na łożyskach itd. Tragiczna sytuacja, ale ryb, nie wędkarzy.
Dlatego zamierzam złowić siatkowym podbierakiem, bez wędki i haczyka, złotą rybkę i poprosić ją o spełnienie jednego mojego życzenia: aby każdego wędkarza, bez wyjątku, bez względu na wiek, raz w życiu duża ryba wciągnęła pod wodę, żeby zaczepiła rekreacyjnego wędkarza haczykiem za ucho, albo za wargę, albo żeby połknął haczyk aż do trzewi, tak jak mają w zwyczaju okonie, i niechby raz w życiu poczuł to, co czuje skaleczona ryba miotająca się w walce o życie.