Literatura

Co zrobić, by wydać książkę w Niemczech?

Literacka Nagroda Europy Środkowej Angelus to poza prestiżem również 150 tys. zł. Nic więc dziwnego, że oczy książkowych moli zwrócone były niedawno na Wrocław, gdzie rywalizowały dwie niemieckotematyczne powieści.

Jacek Cieślak
Edward Pasewicz foto: Grzegorz Janoszka, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

Śmieszy mnie i bawi, gdy w portalach internetowych coś, co jest bardziej niż oczywiste, zakryte jest tytułem „To już pewne!”.

Otóż pewne na słabnącym po pandemii rynku książkowym jest to, że polscy pisarze – tak jakby wiedzieli, że reparacji nie będzie – chcą zaistnieć na dobrze płatnym rynku niemieckim.

Co tam niemieckim! Niemcy to tylko pokaźna, ale jednak przystawka, mówmy więc o rynku niemieckojęzycznym, czyli również Austrii, Szwajcarii, nie zapominając o mieszkańcach stoków w południowym Tyrolu. Mówmy też o tym, że Niemcy nie tylko kupują książki, czytają je, ale też potrafią zapłacić za udział w spotkaniu z pisarzem nawet 17 euro.

Wracając zaś do Angelusa: w finale było kilka książek, ale efekt konkurencji jest taki, że na główne laury miały szanse tylko dwa znaczące tytuły: „Pulverkopf” Edwarda Pasewicza oraz „Ostatnia podróż Winterberga” Jaroslava Rudiša.

Jeśli nie znają Państwo werdyktu, nie będę nikogo trzymał w napięciu i używając magicznej formuły „To już pewne”, wspomnę, że werdyktem jury – Angelusa i 150 tys. zł dostał Edward Pasewicz, zaś Nagrodę Czytelników, w tym trzymiesięczną rezydencję we Wrocławiu, otrzymał pochodzący z Czech Jaroslav Rudiš.

Nie muszę dodawać, że każdy pisarz woli przychylność Czytelników, którzy kupują książki, niż przychylność jury, które czeka na gratisy. Oczywiście nagroda finansowa, a zwłaszcza najwyższa w Polsce, czyli 150 tys., może przechylić ostatecznie szalę pisarskich sympatii na rzecz jury. Jak już jednak wspomniałem, ostatecznie najważniejsza może być nagroda w postaci premiery niemieckojęzycznej.

Zanim o tym napiszę, wspomnę, o czym są nagrodzone książki. „Pulverkopf” to sześćsetstronicowa historia rodziny ze zmieniającego w XX w. przynależność niemiecko-polskiego pogranicza. Świadectwo skomplikowanych miłości z motywem homoseksualnej inicjacji w opresyjnym środowisku III Rzeszy, ale i III RP. Mamy wątek nazistowskiego szpitala psychiatrycznego, gdzie anihiluje się pacjentów, a także obraz brutalności radzieckich oficerów z miejscowego garnizonu, katujących dzieci i żony zachodzące w niepożądane ciąże. Najważniejsze jest być może to, że książkę można czytać jako rewers „Doktora Faustusa” Tomasza Manna. Mann napisał o kolaboracji artysty niemieckiego z nazistowskim reżimem, zaś Pasewicz o tym, jak niemiecki kompozytor nie podpisuje cyrografu, tylko kontestuje państwo Hitlera.

Z kolei Jaroslav Rudiš, również na sześciuset stronach, oddaje głos tytułowemu Wenzelowi Winterbergowi. Ten 99-letni Niemiec z Sudetów, z dawnego Reichenbergu, obecnie Liberca, w asyście Jana Krausa, Czecha z Vimperku w Szumawie, sąsiadującej z Bawarią, udaje się w podróż po obszarze dawnych Cesarsko-Królewskich Austro-Węgier. Jak się okazuje – w ślad za Lenką Morgenstern, żydowską ukochaną, która zmuszona była uciekać z Reichenbergu, kiedy po układzie w Monachium Hitler wkroczył do Sudetów i zaczął się rozbiór Czechosłowacji. Nie ujawniając finału poszukiwań, napiszę, że niemiecki bohater dokonuje ekspiacji. Można mówić o szlachetnym porywie serca.

Jeśli zaś chodzi o obecność na rynku niemieckim i bilety na spotkania za 17 euro, przyjemniej ma Jaroslav Rudiš, który swoją najnowszą książkę już po niemiecku wydał.

Co więcej: on ją nie tylko wydał, ale i napisał po niemiecku, mając wcześniej na koncie kilka tytułów po czesku, które trzeba było przełożyć. Najnowszego nie trzeba było, Czech miał zresztą dogodną sytuację, ponieważ pochodząc z Sudetów, studiował germanistykę, obecnie zaś dzieli życie między Berlinem a Pragą. Jeśli tylko nie jest na pokładzie pociągu, komunikacja pociągowa to bowiem jego wielka pasja, której poświęcił drugą niemieckojęzyczną książkę. (Na marginesie warto zapytać jak wytrzyma trzy miesiące we Wrocławiu, gdzie nie ma dobrych połączeń z Pragą i Berlinem? Może napisze o tym książkę?).

Dla Edwarda Pasewicza niemieckojęzyczne wydanie to jeszcze kwestia przyszłości, choć może decyduje się ona właśnie teraz na targach książki we Frankfurcie. Miejmy nadzieje, że wszystko się uda, zaś wśród autorów, którzy są już obecni na rynku niemieckim, trzeba wspomnieć Szczepana Twardocha, który również o tematykę niemiecką zahacza.

Chyba zmarnował swój wspaniały pomysł, by napisać prequel „Czarodziejskiej góry” Paweł Huelle, bo jego opowieść o czasie studiów Castorpa w gdańskiej politechnice jednak się nie udała.

Nam zaś wypada polecić niemieckie reportaże szefa działu zagranicznego „Rzeczpospolitej” Jerzego Haszczyńskiego pod tytułem „Rzeźnia nr 1”. Już sam tytuł wskazuje, że autor ponad chęć zaistnienia na rynku niemieckojęzycznym oraz na spotkaniach za 17 euro (jeden bilet) postawił na treści, które nie dla wszystkich mogą być przyjemne. Ciekawe, czy doczeka się tłumaczenia na niemiecki?


Przeczytaj też:

Iran, Nobel, Putin

Liczono na literackiego Nobla dla kogoś z Ukrainy, ostatecznie otrzymała go Annie Ernaux, feministka, a to znaczy, że w świecie śledzone są co najmniej dwie historie – narodowa, na tle inwazji Rosji, i związana z płcią, choć feministki powiedziałyby, że w obu przypadkach oprawca jest patriarchalny.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę