Powstanie w getcie warszawskim

Walka o godną śmierć

79 lat temu, 19 kwietnia 1943 r. rozpoczęła się jedna z najbardziej heroicznych insurekcji w dziejach świata, która do historii przeszła pod nazwą powstania w getcie warszawskim.

Być może określenie „powstanie” jest w tym przypadku nieco emfatyczne. Historycy zachodni zatracają bowiem proporcje, pisząc o tysiącach dobrze przeszkolonych żołnierzy żydowskich, których w rzeczywistości mogło być zaledwie kilkuset. W dodatku byli to w większości wymęczeni ludzie z niewielkim doświadczeniem bojowym.

Nie ulega jednak wątpliwości, że była to pierwsza próba zbrojnego oporu przeciw niemieckiemu terrorowi w okupowanej Europie.

Paweł Łepkowski
Foto: National Archives and Records Administration, Public domain, Wikimedia Commons
Spór, ilu było powstańców, jak byli wyposażeni i do jakich organizacji należeli, ma znaczenie drugorzędne. Ważne jest zrozumienie, dlaczego zdecydowali się na straceńczą walkę z przeciwnikiem, o którym wiedzieli, że jest nie do pokonania.

Jako wnuk ludzi, którzy przeżyli powstanie warszawskie, powiedziałbym, że tacy właśnie byli przedwojenni warszawiacy. I nie jest ważne, jakiego byli wyznania. Zwyczajnie nie poddali się bez walki. Dlatego wściekły Hans Frank oświadczył na jednym z posiedzeń tzw. rządu Generalnej Guberni: „Mamy w tym kraju jeden punkt, z którego pochodzi całe zło: to Warszawa. Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostaje ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju”.

W tych dzielnych warszawiakach z getta, których obłędna ideologia nazistowska zakwalifikowała jako podludzi, obudził się duch ich przodków – obrońców Masady, Yotapaty i Jerozolimy, którzy w czasie wojny żydowskiej w drugiej połowie I wieku skutecznie bronili się przed miażdżącą machiną wojenną Imperium Rzymskiego.

19 wieków później ich nieliczni i słabo uzbrojeni potomkowie stawiali przez miesiąc opór blisko 2 tysiącom niemieckich żołnierzy pod dowództwem Gruppenführera SS Jürgena Stroopa.

Mimo że dzielnica żydowska zajmowała zaledwie fragment współczesnego warszawskiego Śródmieścia, Żoliborza i Woli, to zdobycie jej przez niemieckich grenadierów pancernych, kawalerzystów SS, żandarmów, żołnierzy lekkiej artylerii i saperów Wehrmachtu wspartych przez Łotyszy okazało się nie lada wyzwaniem. Nie wiemy, ilu Niemców zginęło w walce. W raporcie sporządzonym dla Heinricha Himmlera Stroop podaje liczbę 16 zabitych i 85 rannych. Wywiad AK doliczył się w tym czasie aż 86 zabitych i 420 rannych Niemców. Niezależnie jednak od tego, jak wysokie były straty niemieckie, opór warszawskich Żydów musiał budzić zdumienie u podwładnych Jürgena Stroopa. Zaledwie kilkuset bojowników z ŻOB i ŻZW było w stanie powstrzymać uderzenie tak dużych sił niemieckich wspartych 15 samochodami pancernymi i działami przeciwpancernymi. Już samo zastosowanie tak złożonych środków świadczy, że Niemcy podeszli do walki z całą powagą. To nie była zwykła akcja policyjna, ale regularna bitwa miejska, w której nie obowiązywały żadne zasady humanitarne. Stroop próbował ukryć ten fakt przed swoimi przełożonymi, dlatego znacznie zawyżył liczbę zabitych powstańców do 6 tys. Niemiecki zbrodniarz twierdził, że w wykrytych bunkrach ukrywało się 56 065 osób. Z dumą podkreślał, że aż 7 tys. z nich zamordowano na miejscu, a pozostałych wysłano do obozów zagłady.

W rzeczywistości w kwietniu 1943 r. w getcie znajdowało się zaledwie 40 tys. ludzi. Od 22 lipca 1942 r. do 21 września 1942 r. Niemcy zdążyli wywieźć do Treblinki 75 proc. mieszkańców warszawskiego getta. Niemal wszyscy zginęli w komorach gazowych lub zostali zamęczeni w niewolniczej pracy.

Ci, którzy pozostali, postanowili rozstać się z życiem w walce. 19 kwietnia 1943 r. o 6 rano bojownicy pod dowództwem 24-letniego Mordechaja Anielewicza, dowódcy Żydowskiej Organizacji Bojowej, otworzyli ogień u zbiegu Nalewek i Gęsiej oraz przy placu Muranowskim do niemieckich oddziałów policyjnych wspartych przez Łotyszy wkraczających do getta w celu przeprowadzenia ostatecznej akcji likwidacyjnej. Nie mieli najmniejszej szansy na zwycięstwo militarne, ale pod względem moralnym odnieśli jedno z najwspanialszych zwycięstw w dziejach.


Przeczytaj też:

Totalitaryzmy są gorsze od zarazy

Choroby towarzyszą gatunkowi Homo sapiens od początku jego istnienia. W ciągu wieków epidemie przypominały ludzkości, że nie ma żadnych ras, nie istnieje żaden ludzki parnas

Hitler i Stalin. Fatalne zauroczenie. Część I

22 czerwca 1941 r. rozpoczęła się realizacja planu Barbarossa. Radziecka historiografia ukazywała państwo stalinowskie jako niewinną ofiarę niemieckiej napaści, a Hitlera jako szaleńca, który bezmyślnie rozpoczął wojnę na dwa fronty. Dziś możemy przypuszczać, że był to obraz całkowicie fałszywy.

Błogosławiony, co o holokauście nie słyszał

Uchwałą Sejmu i Senatu RP rok 2021 ogłoszony został rokiem kardynała Stefana Wyszyńskiego w 120. rocznicę urodzin i 40. rocznicę śmierci. 12 września 2021 r. syn organisty z Zuzeli nad Bugiem został beatyfikowany.

Swastyki na choince

W rocznym cyklu nazistowskich świąt i rytuałów Boże Narodzenie było okazją dla hitlerowskich przywódców, aby okazać nieco bardziej humanitarne oblicze. Służyć temu miały gigantyczne imprezy świąteczne organizowane w domach kultury, pałacach sportu czy w domach towarowych.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę