Powstanie warszawskie

Azali „Ali” jednak nie był bohaterem…?

Romantyczna historia o powstańcu warszawskim nigeryjskiego pochodzenia Auguście Agboli O"Browne ps. „Ali”, który, nie bacząc na narodowościowe i rasowe podziały, miał w sierpniu 1944 roku stanąć do heroicznej walki o wolność polskiej stolicy, jest prawdopodobnie tylko piękną legendą.

Zofia Brzezińska
Foto: Adrian Grycuk, CC BY-SA 3.0 PL, via Wikimedia Commons

Ponad wszelką wątpliwość sam August Agbola O"Browne żył naprawdę. Urodził się w 1895 roku w Nigerii, która wówczas była kolonią brytyjską. Mężczyzna był uzdolniony muzycznie i w latach 20. przeniósł się do Europy, gdzie rozpoczął karierę jazzmana. W swoich wojażach po starym kontynencie zawędrował m.in. do Gdańska, skąd następnie przeniósł się do Warszawy. W stolicy poznał Polkę Zofię Pyrkównę, z którą w 1927 roku w atmosferze sensacji zawarł związek małżeński. O"Browne utrzymywał powiększającą się rodzinę, grywając jako perkusista i jazzman w modnych lokalach, a także sprowadzając do Polski sprzęt elektroniczny z Wielkiej Brytanii.

Życiorys Nigeryjczyka do 1939 roku jest zatem prosty i raczej nie budzi wątpliwości. Po wybuchu wojny jednak w jego biografii pojawiło się więcej ciemnych plam. Dotychczas uważano, że już we wrześniu 1939 roku zaangażował się w obronę Warszawy, a po kapitulacji miasta wyjątkowo szybko przystąpił do konspiracji, bo już w 1941 roku. Jeżeli chodzi o działania, których miał się w jej ramach podejmować, to legenda nie zna granic wyobraźni: O"Browne miał ukrywać Żydów, kolportować podziemną prasę, a nawet przenosić i przechowywać broń. Gdy zaś wybiła godzina W, miał ramię w ramię wyruszyć z rodzimymi warszawiakami do walki o miasto, które stało się jego przybranym domem.

Przez lata taka wersja zdarzeń była przyjmowana jako prawdziwa i nikomu nie przychodziło nawet do głowy, aby próbować podważyć jej autentyczność. Nikt specjalnie nie przejmował się tym, że w zasadzie brakuje podstaw i dowodów, które mogłyby zaświadczyć o faktycznym udziale O"Browne"a w walce z hitlerowskim okupantem. W czarnoskórym „powstańcu” zakochały się wszystkie możliwe środowiska polityczne: lewica zyskała okazję, aby na przykładzie bohaterstwa Nigeryjczyka udowadniać równość i zdolność do poświęceń wszystkich ludzi, i nawet prawica okazywała mu szacunek jako jednemu z żołnierzy walczących o wolność Warszawy. Efektem tego powszechnego zachwytu osobą O"Browne"a stał się poświęcony mu obelisk u zbiegu pasażu Wiecha i ul. Chmielnej w Warszawie.

Pierwsza rysa na wizerunku O"Browne"a pojawiła się kilka lat temu, kiedy miłośnicy dawnej prasy dokopali się do anonsu jego zrozpaczonej żony, która w 1932 roku apelowała na łamach pisma o informację na temat „męża (murzyna), który porzucił mię z dwójką małych dzieci bez środków do życia i żadnej wiadomości o sobie nie daje”. Cóż, po takiej nowinie miłośnikom pana O"Browne"a zapewne zrobiło się trochę nieswojo, ale to jeszcze nie przesądzało niczego w kwestii jego postawy w trakcie okupacji i powstania. Wszak waleczność i patriotyzm niekoniecznie zawsze idą w parze z byciem idealnym mężem czy ojcem, o czym mogli dobitnie przekonać się zwłaszcza czytelnicy książki Niny Majewskiej-Brown „Tajemnica z Auschwitz”. Fabuła tej powieści przedstawia autentyczne losy żony jednego z żołnierzy AK Floriana Budniaka, która na skutek jego działalności trafiła do obozu. W czasie rewizji Gestapo mężczyzna ukrył się w obejściu i nie ujawnił nawet wówczas, gdy Niemcy zamiast niego aresztowali żonę. Nie interesował się także losem dwóch małoletnich córek. Kiedy Niemcy wraz z kobietą opuścili dom, Budniak uciekł, zostawiając kilkuletnie dziewczynki bez opieki. Głodne i płaczące dzieci odnaleźli dopiero po kilku dniach sąsiedzi, kiedy ich ojciec był już dawno w lesie, ponownie pochłonięty walką partyzancką. I chociaż jego oddział odnosił znaczące sukcesy w potyczkach z Niemcami, to sam Florian Budniak zapisał się w historii jako człowiek, który dla walki za kraj jest gotowy zaprzedać nawet własną rodzinę.

Nic nie wskazywało jednak na to, aby kolejne niewygodne fakty ujrzały światło dzienne w sprawie O"Browne"a. Dlatego odkrycie dokumentu, jaki w 1965 roku złożył on w Wielkiej Brytanii w celu uzyskania zasiłku z powodu zrujnowanego podczas wojny zdrowia, wstrząsnęło opinią publiczną. Jeżeli bowiem chce się wierzyć zawartej w nim treści, to trzeba być gotowym na rozstanie z tak lubianym mitem o jedynym, czarnoskórym „powstańcu”.

Otóż wedle relacji przedstawionej władzom brytyjskim przez samego zainteresowanego, August Abdola O"Browne został więźniem obozu koncentracyjnego w Treblince już 10 maja 1940 roku i był nim aż do 10 października 1944 roku. Jasne jest zatem, że pan O"Browne – o ile nie posiadł daru bilokacji – nie mógł przebywać jednocześnie w Treblince i w Warszawie. Nie wspominając już o tym, że Treblinka zaczęła funkcjonować dopiero w lipcu 1942 roku, a zlikwidowano ją jesienią 1943 roku. Co więcej, po 10 października 1944 roku O"Browne miał zostać przewieziony do obozu w Pruszkowie, a następnie do obozu w Radomsku, gdzie doczekał wyzwolenia. Żadna z tych opcji nie jest prawdopodobna. Obóz w Pruszkowie był obozem przeznaczonym tylko i wyłącznie dla ludności wysiedlanej z powstańczej Warszawy. Niemcy nie używali go do innych celów, a już z całą pewnością nie przywozili tam więźniów z pozostałych obozów. Obóz w Radomsku zaś…w ogóle nie istniał.

Władze brytyjskie oczywiście mogły nie znać tych niuansów, a zatem ostatecznie O"Browne otrzymał swój wymarzony zasiłek. Resztę życia spędził na wyspie i tam też został pochowany w 1976 roku. Do Polski więcej nie wrócił i nigdy nie wspominał już ani o udziale w samej konspiracji, ani tym bardziej w powstaniu. Spójrzmy na tę sprawę jeszcze z jednej strony – czy rzeczywiście to kompromitujące pismo dotyczące prawa do zasiłku było konieczne do udowodnienia, że w historii O"Browne"a coś mocno zgrzyta? Nie jest przecież w ogóle prawdopodobne, aby w szeregi konspiracji przyjąć osobę tak ewidentnie wyróżniającą się kolorem skóry. Członkowie konspiracji musieli być ludźmi maksymalnie wtapiającymi się w tłum i pozbawionymi jakichkolwiek znaków szczególnych. Poza tym do myślenia dawało również to, że przez tyle lat nie pojawiła się ani jedna wiarygodna relacja czy wspomnienie z czasów wojny, w którym wystąpiłaby osoba Nigeryjczyka. Z pewnością obecność tak nietypowego żołnierza byłaby niejednokrotnie odnotowana zarówno przez członków jego oddziału, jak i świadków spośród ludności cywilnej.

Jaki zatem morał wypływa z tej smutnej i rozczarowującej historii? Zanim uwierzymy w jakąś opowieść, warto pokusić się o zweryfikowanie jej źródeł i sprawdzenie autentyczności. Bajki i legendy lubimy wszyscy – wszak każdy z nas ma w sobie wewnętrzne dziecko. Tyle tylko, że w niektórych sytuacjach dawanie im wiary jest nieuczciwe względem autentycznych bohaterów, którzy faktycznie ryzykowali swoim życiem w walce z nazistowskim terrorem. Jaki jest zatem sens stawiania pomników fikcyjnym bohaterom, jeśli było i nadal jest tak wielu prawdziwych…?


Przeczytaj też:

Pamięć o „Wyklętych” nie jest własnością jakiegokolwiek środowiska politycznego

W ostatnią środę po raz dwunasty obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, upamiętniający bojowników antykomunistycznego podziemia. W zasadzie powinien to być dzień pamięci powstania przeciw siłowej sowietyzacji Polski. Podręczniki historii tak tej walki nie nazywaj...

Druga strona podziemia

Nawykliśmy do tego, by Armię Krajową przedstawiać zawsze w samych superlatywach. Nie zwykło się wspominać o ciemnych stronach działań państwa podziemnego, a jeśli już, to ze sprostowaniem, że takie były czasy. Bohaterstwo i czyste zamiary zawsze były cokołem pomnika Armii Krajowej. Tylko czy na p...

Pamięć o Powstaniu w 2023 roku

Dawne spory o sens warszawskiego zrywu ustępują dziś dylematom związanym z formami pamięci o nim.


Redaktor naczelny: Paweł Łepkowski | Edytor: Marta Narocka-Harasz  

Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Stale współpracują: Zofia Brzezińska, Robert Cheda, Jacek Cieślak, Zuzanna Dąbrowska, Gaja Hajdarowicz, Grzegorz Hajdarowicz, Mariusz Janik, Krzysztof Kowalski, Hubert Kozieł, Marek Kutarba, Jakub „Gessler” Nowak, Tomasz Nowak, Joanna Matusik, Justyna Olszewska, Marcin Piasecki, Paweł Rochowicz.

©
Wróć na górę